"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

15.06.2016

Remontowe emocje!

Remontowe emocje to... emocje sięgające zenitu! To nagłe zwroty wypadków... to załamania nerwowe... to płacz i zgrzytanie zębów... to decyzje, które należy podjąć  błyskawicznie, aby chwilę potem znów je  obalać i podejmować kolejne... to brud pod połamanymi paznokciami... to chwile euforii  i łzy w jednym.... to emocje, których nie da się opisać, a które jedynie można przeżyć!
I to w końcu, twarda, bez żadnych znieczuleń, szkoła życia... a wszystkiemu trzeba dać radę, podołać setkom rzeczy niemożliwych... bo skoro, już się raz weszło do tej rzeki, to nie ma odwrotu... i trzeba brnąć dalej, bo przecież wszystko zaczyna się od.... pierwszego kroku.!

I tak wczorajszego ranka, gdy czekałam na majstra, który miał przedstawić dalszy kosztorys remontu drugiej części obory, targały mną wszystkie z możliwych uczuć, a ja sama trzęsłam się jak galareta.
Nie miałam bowiem wielkiej nadziei na wyremontowanie tej drugiej cześci, gdyż  moje finanse stały się już bardzo nadwyrężone, więc z ciężkim sercem myślałam, że czeka mnie rychłe wyburzanie.

Rusałka, która już nią pewnie pozostanie,  pląsała sobie radosna jak skowronek po porannej rosie, bo odkąd z kompletnie wypalonej pani menadżer przeistoczyła sie w leśną rusałkę, a komórkę wrzuciła głęboko do szuflady, a eleganckie garsonki i śliczne pantofelki rozdała ubogim... i zakosztowała w chodzeniu boso, mówiąc, że to jest jedyne i  prawdziwe wyzwolenie!

Tak więc czekałyśmy sobie obie na majstra, ona boso ja, aby bardziej dystyngowanie wyglądać obuta w gumiaki, ukladająca w głowie ważną i przekonywująca przemowę, która potem i tak okazała sie zbędna.

Majster podjechał  punktualnie swoim wysłużonym busikiem. I objaśnił jakie będą koszty materiałów, które ku mojemu zdziwieniu  okazały się dużo mniejsze, niż przewidywałam, ale o robociznę bałam się nawet zapytać. Więc on sam, z nieśmiałym uśmiechem powiedział, żebym się nie martwiła, bo on dużo nie weżmie...  tylko... trzy tysiące i ... czy ja się zgadzam?!!

Straciłam glos, myśląc że się przesłyszalam! Za dosztukowanie wieżby, położenie stropu, łat, wstawienie dwóch okien dachowych, uzyskanych za bezcen,  blachy.... tylko tyle?! Dwa razy się pytałam, a  Rusałka raz, widząc moją zupełną konsternację!

A potem, gdy już się upewniłam, że to wszystko prawda, i że moje finanse, co najważniejsze wystarczą, nastąpiła nieopisana chwila szczęścia....i  chciałam rzucić się mojemu majstruniowi kochanemu do stóp, ale nie śmiąc, poslałam mu jedynie promienny uśmiech, mówiąc,  to do dzieła!!!

A potem przez cały już dzień, rozpierała mnie radość, gdy patrzyłam na moją uratowaną jakimś cudem obórkę, myśląc, że tu naprawdę jakieś... nadprzyrodzone siły działają, bo to wszystko zdaje się być niemożliwe!

 Pamiętam przecież, jak wzywałam kolejnych fachowców, aby oszacowali cenowo robociznę dachu, a ich ceny były zawrotne, a gdy w końcu jeden podał mi jakąś kosmiczną cenę, pamiętam jak zagotowałam się w środku, a psy wyczuwając mój stan zawarczały grożnie, czekając tylko na mój sygnał, a paniczek widząc co się święci, poszedł  jak zmyty!
Ale ja, straciłam resztę nadzieji na ratunek tego budynku. I potem nagle, jak grom z jasnego nieba pojawił się u mnie... mój majstrunio! Człowiek rzetelny, ucziwy, który, mając jedynie dwóch pomocników, sam  wszystko robi, nie zasypując mnie pytaniami, nie wymądrzając się, jak to robili inni.... tylko po prostu uczciwie pracując.

I czy to nie cud?!!
Przecież takich ludzi, się już naprawdę nie spotyka! Wiem co przeżywałam z poprzednimi fachowcami, jaka to była udręka, jak mi wmawiali, że nic nie wiem, mówiąc że jestem laikiem... a oni fachowcami od zarania dziejów, więc co ja tam do nich?!  I jak potem a właściwie do dziś dnia poprawiam po nich wszystko co zrobili, a właściwie to spartaczyli!  I jak miałam ochotę pomordować ich wszystkich własnymi rękoma?!
I jaka szkoda,że Maksa wtedy nie bylo!

A teraz, jest zupełnie inaczej, jaki spokój, zaufanie, psy spokojne, przyjażnie patrzą na majstra... a mój majstrunio to człowiek diament! I takich ludzi, takich fachowców powinno się... klonować... dawać za przykład... pokazywać publicznie!

I tak oto zaczęły  się prace w drugiej części obory. Wczoraj był przestój z racji deszczu, a dzisiaj przy pięknej pogodzie prace toczą się dalej...


Zostało wstawione nadproże i wypełnione najgorsze z pęknięć


 


 I zaczęło się wymienianie i dosztukowywanie belek stropowych, majster wszystko robi sam, pomocnicy są jedynie... od podaj, przynieś, pozamiataj... 


A na budowie zostałyśmy tymczasem same, oraz  psy, które dzielnie nam towarzyszą, mając na wszystko baczenie,  J. już nas opuścił, z żalem,wracając do swoich miastowych obowiązków.
Ale gdyby ktoś zechciał przyjechać, wesprzeć słowem, lub czynem to zapraszam!



A potem była burza z piorunami, potoki deszczu potworzyły malownicze strumienie, pół obory zostało  zalane... i na koniec runęło kawałek ściany...uffff...!!! 
I  to się nazywa prawdziwa budowa i samo życie, jak stwierdził  majstrunio!


 

10 komentarzy:

  1. Pogratulować! wklej fotę i daj numer majstra (na priva ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tacy ludzie zdecydowanie trzeba go sklonować. :) A co ze ścianą co runęła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko kawałek muru pod stropem, ale już naprawione, na szczęście!

      Usuń
  3. Bardzo sie ciesze ze wszystkich dobrych zmian:) Mam nadzieje, ze majster sie nie popsuje, do samego konca robot (tfu, tfu!) i moze w przyszlosci cos Ci jeszcze zrobi, naprawi z tego co zostalo skopane wczesniej?

    Mam tez nadzieje, ze sciany runal tylko kawalek i da sie ja odbudowac. Zreszta z takim majstrem napewno sie da!

    Ale emocje faktycznie masz jak na filmie, zapewnione;) Teraz niech beda tylko dobre i szczesliwe:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiego majstra napewno bedę trzymać i pewnie go jeszcze wykorzystam, Taaak... emocje faktycznie jak w dobrym filmie, z nutą horroru!

      Usuń
  4. Masz szczęście Amelio! Niech wszystkie Twe zamiary uda sie zrealizować. Kciuki trzymam i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko tak jakoś nadwyraz pomyślnie się układa i oby tak dalej!

      Usuń
  5. Szkoda, ze nie zamieściłaś zdjęcia jak czekałyście na majstra, Rusałka boso a Ty w gumiakach. I trzeba było rzucić mu sie na szyje i wyściskać serdecznie bo taki fachman to skarb rzadki.
    Tak to już jest, że jak się podejmie 'dobrą' decyzję, wszechświat nam sprzyja i otwiera różne źródła pomocy. Uratowałaś staruszkę i dostałaś nagrodę a będzie jeszcze lepiej. Dalszych sukcesów i dobrych ludzi życzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. To byłoby naprawdę ciekawe zdjęcie, ale z nadmiaru emocji, nie wyszło!
    A na szyję to mu się jeszcze rzucę, nic straconego Krysiu, uściski!

    OdpowiedzUsuń