"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

26.03.2015

Kochajmy żaby!

Skoro zeszłam już na psy... to czemu nie na... żaby!
Tak więc będzie dzisiaj o żabach. O tych potworkowatych stworzeniach, które wraz z wiosną przemieszczają się gromadnie w mokre miejsca, aby tam znalezć sobie dogodne miejsce i odchować swoje żabie potomstwo. A ich wędrówka wiedzie często przez ruchliwe publiczne drogi. A niestety, nie wiedzą biedaczki, bo i skąd, ile to niebezpieczeństw czycha na nie, na tej właśnie drodze.
Już tutaj, u siebie na swojej wiejskiej szutrowej drodze, na której ruch jest znikomy, widziałam niejedną przejechaną przez auto czy motocykl.
A te, które spotkałam i miały jeszcze szczęście żyć, wrzucałam do strumyka.





Co zatem musi się dziać na drogach publicznych? I właśnie dzisiaj miałam okazję się o tym przekonać, jadąc do pobliskiego miasteczka, jedną z bocznych dróg. Jechałam specjalnie wolno, ze względu na szare, przypominjace kamyki i prawie niewidoczne potworki na drodze. Wiele było już rozjechanych,  inne stały nieruchomo, jak to żaby, czekając nie wiadomo na co ?!

Zwalniałam przed każdą szarą przeszkodą, jeśli tylko się dało, niekiedy wysiadałam i brałam nieszczesną do ręki i szybko przerzucałam do rowu.
Chyba nikt prócz mnie tego nie robił, i nikt nie miał nawet bladego pojęcia... co takiego ja robię?!.
Jadący za mną myśleli pewnie, że jestem lekko stuknięta,  bo nie dośc, że zmuszałam co poniektórych panów do wolniejszej jazdy, to jeszcze niekiedy przystawałam i... coś zbierałam na drodze... ! I mogłam sobie jedynie wyobrazić te wszystkie kwieciste epitety...i  to walenie się w głowę... a przecież czas to pieniądz... a tu zbiera jakaś wariatka... co?!... żaby!!!
A niech tam, niech sobie ulżą... w domu przecież nie mogą, myślałam nie rezygnując z mojej czynności, polegającej na ratowaniu żabich istnień!

Z goryczą myślałam, dlaczego nikt o nich nawet nie pomyśli i nie poustawia w okresie ich wędrówek odpowiednich znaków, umożliwiajacych im przejście na drugą stronę. Przecież  tak właśnie się robi, sama widziałam w Niemczech takie znaki na drodze. A kierowcy zwalniali, albo się zatrzymywali, pozwalając na żabi pochód.

A u nas... któż by się przejmował żabami... w obliczu tylu doniosłych spraw i ciągłego postępu!
I gdzie są ci wszyscy ekolodzy!?

Wygladało na to, że byłam jedyną w tym rejonie, której na sercu leżało dobro żabiego rodu.

Kochani, kochajcie żaby... ratujcie je... nawet jeśli posądzą was o daleko posunięte wariactwo... to jednak naprawdę warto!
Warto być wariatem ratującym żaby!
Bo cóż warty byłby świat bez żab... i bez tego ich żabiego cudnego rechotu w letni wieczór!
Czy możecie to sobie wyobrazić?! Bo ja nie!!!

A może...  w każdej uratowanej żabie ukryty jest... książę... który nasze najskrytsze życzenie spełni!?
Dlatego koniecznie... ale to koniecznie.... wraz z każdą uratowaną żabą, należy wypowiedzieć życzenie!

I w obliczu powyższego, trudno sie dziwić, że moja podróż do oddalonego o 10 km miasteczka, trwała...  prawie godzinę... a jednak , niczego nie żałuję!














23.03.2015

Wiosna!

Ostatnio przeżywałam  dość trudny okres, moje trzy ukochane zwierzęta odeszły i to w sposób dość dziwny. Miałam podejrzenia co do umyślnego zatrucia, podejrzewałam dzieci sąsiadów... ale po rozmowie z tymi chłopakami nabralam pewności, że to nie oni. Odetchnęlam z ulgą, przyjmując jako ewentualną i jedynie wytłumaczalną przyczynę tych zatruć martwe, zasypywane wapnem w pobliskich "kurnikach'' kury. I choć to bardzo słabe pocieszenie, to jednak z dwojga złego lepsze to, niż umyślne działanie...
 Wciąż jednak pozostał strach o pozostałe zwierzęta, owe kurniki znajdują się  tuż za wsią, a wszystkie miejscowe psy i koty są ich stałymi bywalcami.

Po tym wszystkim, wszystko stało się takie... bez sensu, a ja wciąż rozpamiętywałam to, co się wydarzyło, co jeszcze bardziej pogłębiało mój smutek. Dni wlokły się bez końca, a ja omijałam wzrokiem zakupione sadzonki krzewów na żywopłot, myśląc, że teraz, to wszystko i tak, nie ma już najmniejszego sensu, skoro tak się dzieje. Myślałam co dalej zrobić i czy to miejsce, tak naprawdę jest dla mnie?!

Któregoś dnia pojechałam nad morze. Zawsze tak mam, że gdy jest mi szczególnie żle, wyruszam nad morze. A ono dodaje mi sił. przywraca równowagę. I teraz też tak się stało. Spacer pustą plażą, szum morskich fal, radosny krzyk mew sprawił, że poczułam nowy przypływ sił, a wszystkie smutki  nagle odplynęły w dal... wraz z morskimi falami.
 I poczulam się lepiej. Wrócilam do domu z nowymi siłami... i zaraz, następnego dnia... chwycilam za szpadel. W ciągu dwóch dni posadzilam, jakby nigdy nic... 130 sadzonek krzewów! Wprawdzie krzyża i kolan nie czułam i fizycznie byłam padnięta, ale moja głowa była wolna...!


 

Sadzonek krzewów starczyło zaledwie na cały przód płotu...  po bokach i z tyłu jest siatka leśna, mocno już sforsowana, również przez leśne bractwo, tak więc latem bedę musiała o nowej pomyśleć... i choć bardzo nie lubię się grodzić, innej rady nie ma...

 

 A więc znów potwierdziła się znana  prawda... praca, ciężka, fizyczna... i taka od serca... zdaje się być apogeum na ludzkie dolegliwości i najlepszym terapeutą.

I znów zaczęły cieszyć zwykłe rzeczy, o których tak szybko zapomniałam... słońce.... wiatr... pierwsze wiosenne kwiaty... szybujące po niebie żurawie... male, posadzone krzewinki.... A świat znów stał się przyjazny i życzliwy...











A ponieważ tak już w życiu bywa, że zwykle po burzy przychodzi słońce... a wszystkie dobre rzeczy wydarzają się parami... tak i mnie zaczęło to spotykać....
I kolejną dobrą rzeczą, która się wydarzyła była niespodzianka od  MNEMOSYNE!

Gdy Mnemo wystawila swoje prace na blogu, zachwyciłam się szafeczką na klucze... i napisałam, że stale szukam wszędzie tych swoich kluczy... więc może kiedyś, nabędę od niej podobną szafkę, ale na razie muszę zrobić ogrodzenie, bo te zwierzaki najważniejsze przecież....
I wtedy Mnemo... wysłała mi tę szafkę, na otarcie łez po tych zwierzakach... i zebym już nigdy więcej kluczy szukać nie musiała!
I tak oto, owo cudo znalazło się u mnie!


 

Kluczowa szafeczka jest śliczna i roztacza wokół wspaniały zapach oleju... a wiejski ornament pasuje do moich klimatów...


 

 Mnemo DZIĘKUJĘ!!!

I tak oto, ostatnio w moim życiu, obok tych smutnych chwil, zaistniało też, tak wiele dobrych i życzliwych. To słowa i gesty od Was kochani, od moich blogowych przyjaciół.

To również horoskop astrologiczny o moim obecnycm miejscu zamieszkania... od  PATJOLI.  Serdeczne dzięki Kochana.... ależ przyprawilaś mnie o zawrót głowy!?

To także chęć pomocy dla moich zwierząt od... Najważniejszej Kury w Pastelowym Kurniku. Dzięki HaNA!

Ale nie tylko to... to również i przede wszystkim,  pełne ciepła i empatii wpisy na blogu, WASZE KOMENTARZE...  które tak wiele pocieszenie mi dały w tych trudnych chwilach, pozwalając uwierzyć, że są jeszcze na świecie ludzie myślący podobnie... i że miarą człowieczeństwa będzie zawsze stosunek do naszych braci mniejszych... i to, jakie to ważne, wśród całego zamętu i obojętności tego świata!

A ja... widać tak już mam, że te zwierzęta tyle miejsca w tym moim życiu zajmują... a ja będę pewnie już zawsze je przygarniać... i nic na to poradzić nie mogę?!

Nigdy nie dziękowałam, więc teraz, gdy nadarza się okazja... i może zabrzmi to patetycznie, ale co tam...  DZIĘKUJĘ KOCHANI!!!
A wszystkie moje zwierzątka i machają do Was radośnie swoimi łapeczkami!!!!

  
 

















 







12.03.2015

Wsi spokojna... wsi wesoła.... c.d.

 ... przyjazna dla ludzi i zwierząt!!!

Dalszego ciągu tej opowieści naprawdę nie przewidywałam... choć, nie wykluczałam, iż mógłby nastapić... snując w myślach takie wizje jak ta:
 " ... A wszyscy  ludzie i zwierzęta w tej wsi, żyli sobie długo i szczęśliwie, wspierając się i pomagając sobie wzajemnie."
Jak w bajce! Tylko, że życie rzadko bajką bywa.... i zazwyczaj pisze swoje własne scenariusze, na które my nie mamy wpływu, często mniej bajkowe, a niekiedy wręcz tragiczne.

 

Wczoraj odeszła moja najmłodsza kotka Perełka, miała zaledwie 9 miesięcy. Zatrucie, tak brzmiała diagnoza lekarska, byla już w agonii, więc nic zrobić się nie dało.


 

Gdy wracałam do domu z Perełką, to  cały czas drżałam o życie Róży, która z podobnymi objawami leżała niemal nieżywa w domu. I właściwie to powinnam zaraz jechać z Różą do weta, ale już sił zabrakło.

Perełka odeszła po godzinie. Róża jakimś cudem wydobrzała, choć wygląda jak zjawa, nadal bardzo słaba... widocznie musiała zjeść tej trucizny dużo mniej, a że, to była trucizna, może trutka na szczury, która bardzo zwierzętom smakuje, jak zaznaczył lekarz nie ma wątpliwości, Perełka miała krwotok z narządów wewnętrznych. Strasznie cierpiała. W ten sam sposób zginął Aniołek, a może nawet i Bobo.... a ja w ciągu dwóch miesięcy straciłam trzy kochające istoty!.

Dziś przeszukiwałam  las koło domu w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. To szaleństwo, myślałam, to prawie tak, jak szukanie igły w stogu siana! A co ja tam poznajdywałam... chyba musialabym ciagnąć za sobą cały  kontener! A gdy patrzyłam na las, ogarniał mnie jeszcze większy smutek i chciało mi się wyć...!
Całe jego połacie, tuż za moim domem zostały w ostatnich tygodniach wycięte. Pierwszy raz byłam tego naocznym świadkiem, a widok mnie powalił... to prawdziwa pożoga....!





 Taki piękny las. Dostojne, wiekowe dęby, prawie wszystkie w tej części lasu  poszły pod piłę. Te szlachetne drzewa już nigdy nie ujrzą słońca, nigdy nie zakwitną, nigdy nie obsypią się purpurą. Teraz leżą powalone... a ja nad nimi...






Dzisiaj rozmawiałam z sąsiadką, tą od Adasia, mówiłam o Perełce, o tym jak bardzo cierpiała, chcąc wzbudzić w niej jakiekolwiek uczucia, choć wiem, że nie ma ich za dużo, zarówno dla ludzi jak i zwierząt, żałowała nawet, bo taki śliczny kotek... wskazując, iż pewnie było to zatrucie i głośno zastanawiając się, kto mógł to zrobić i dlaczego!?
W końcu, powiedziała, że ojciec widział w lesie chłopaków od P, tego z 9-ką dzieci, mojego byłego stróża, i tego który mi wygrażał, żebym nie zapominała, że tu jest Pa.....wo! To właśnie jego synowie kopali coś w lesie, koło mojego domu. Może to oni wyrzucili trutkę, zastanawiała sie głośno... jako ewentualny powód podając fakt, iż moje koty mają tak dobrze!!!
A więc to tak!  Prawda, moje koty mają lepiej niż dzieci jej i P razem wzięte. A to przecież dobry powód, żeby kogoś zniszczyć, albo przynajmniej móc się nieżle zabawić!?
Czy tak było naprawdę?!

I znów palę znicze, które ostatnio stały sie najczęściej kupowanym produktem... a ludzie pytają co robię i czemu tak wciąż te znicze palę... ?!

O, wsi spokojna... wsi wesoła... wsi przyjazna...!?
Jakże okrutną potrafisz być!!!
I jak wysoką cenę każesz placić tym, którzy pragną tak niewiele... jedynie, spełnić swe marzenia... o tobie!