"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

21.07.2013

Makowo...



Od rana przechadzam się po porannej rosie... świeżo  wykoszonymi scieżkami i ... fotografuję maki!



 

... czując jakąś nieodpartą potrzebę ich utrwalenia... i pokazania...



 

... delikatne... i kruche... symbole lata... tak piękne i tak szybko przemijające jak i ono samo...




... i nie wiem... jaki dzień... jaki miesiąc... a nawet...  nie chcę  wiedzieć.




... Zatraciłam się w czasie... żyję tylko tą jedną jedyną chwilą... tak jak mak...



... I tylko, gdy...  nieopatrznie zerknę  w wiszący kalendarz, który staram sie zgrabnie wzrokiem omijać... z miejsca ogarnia mnie przerażenie... że to już tak pózno... że przecież zaraz koniec lata!
I popadam w panikę. Remont nawet się nie zaczął. Cóż się dziwić... skoro ja nawet nie wiem... od czego i jak zacząć?!
No, cóż...najwidoczniej  mój remontowo budowlany zapał... już się skończył?!
A ja...  po prostu i najzwyczajniej w świecie... chciałabym już nic nie musieć robić... i nie musieć myśleć, co i jak trzeba zrobić... i nie musieć wiedzieć, szukac, planować .... i nie musieć szukać fachowców, których nie wiadomo gdzie i jak znależć... i nie musiec załatwiać tych tysiąca budowlanych spraw... a hurtownie materiałów budowlanych, które od lat są na czele mojej listy zakupowej... móc omijać nareszcie szerokim łukiem!!!
Mój następny dom bylby napewno z ziemi... a w ogóle to myślę, że  błotna ziemianka to chyba coś najlepszego, przynajmniej dla mnie...







Miejscowi przystają zdziwieni... widząc mnie  przy makach... i pytają co robię?
 I dlaczego  w ogóle nie remontuję?!  Już tak się tutaj przyzwyczajono, że ja zawsze  i o każdej porze...  z łopatą i z taczką.... coś dłubiąca... naprawiająca... poprawiająca... aż tu nagle nic... nawet gliną niczego nie obrzucam?!
Dziwne... jakieś!!!




... i  tylko te maki wszędzie...





... a tu dom nie obrzucony... płot nie naprawiony.... piec nie zrobiony... a chodzi i maki ogląda?!


 



 

 

I czy tylko... aby...  plantacji jakiej  nie zakłada!? Bo kto tam wie, ho, ho?




A może jednak... siała  baba mak!?



15.07.2013

Działania.


Działam.
Choć tego dzialania jak na razie niewiele... a to wszystko, co tutaj robię, wydaje się, tak mało widoczne dla oka. Jak dotąd, są to głównie, wciąż niekończące się prace w ogrodzie... jeśli w ogóle, to co mnie otacza, ogrodem nazwać można. Całe to otoczenie, mimo ciagłego odchaszczania... wciąż pozostaje dzikie...  a ja przywykłam już do wykaszania jedynie ścieżek... i dróżek, wśród ogromu chaszczy, z którymi żyję w jakiejś niepojętej symbiozie... a które są mi w jakimś stopniu do życia niezbędne...




 ...  ale dzięki temu mam ogród przyjazny dla zwierząt i owadów wszelkiego gatunku... głównie pszczół, których populacja tak bardzo się zmniejsza, co szczególnie mnie cieszy...


 

... a barwne motyle i  kolorowe ważki  znad zródła są stałymi bywalcami mojego ogrodu...


 


 Tylko w sprawach remontowych... kompletny zastój. Nie robię nic.
Poza tym, że wciąż jestem  na etapie obmyślań i poszukiwań... czy ocieplać, czy nie ocieplać... a jesli już... to czym, żeby było dobrze i naturalnie i oczywiście ciepło?
 Męczy mnie te wiele godzin spędzonych w necie na poszukiwaniach, które zajmują tyle czasu.  Ale tak już jest, że wszystko, co mało popularne, jest trudne i pochłania masę czasu. A im wiecej czytam i myślę tym mniej wiem.

A stary dom wymagający jest i  byle czego nie chce.
Bo skoro stulatek, juz tyle przetrwał w dobrym zdrowiu.... to i dalej tak chce...
Mój ambitny plan z glinianymi bloczkami... a potem z glinianymi płytami upadł... więc co?
Czy ktoś ocieplał stary dom i może wie?


 


Myślałam też o najzwyklejszym wapiennym tynku... tylko, czy to da ciepło? 

Chodż przecież kiedyś domów nie ocieplano, tylko bielono wapnem i uszczelniano gliną.
Nikt nie kładł... płyt...wełn...styropianu...  a ludzie w nich mieszkali. Ba, dożywali nawet w zdrowiu sędziwych lat. Czy byli mądrzejsi?
Czy może zdać się na mądrość przodków i też nie ocieplać?!

A tymczasem mój warzywniak rośnie! Cudna sprawa.... nigdy nie przypuszczałam, że własne warzywka mogą tak cieszyć!





... I nawet zagonek z ziemniaczkami niczego sobie... jak na mój pierwszy!


 


Kiedyś...  takie miejsca z własnym kawałkiem ziemi, która rodziła... z sadem... zwano Majątkami ziemskimi....
W zasadzie każdy...  dom na wsi i otaczająca go ziemia... to Majątek.
Z dumą więc...  jak na prawdziwą ziemiankę przystało... przechadzam się po włościach, z wdziękiem omijając chaszcze i podziwiając te wszystkie rosnące cuda. Jakże się cieszę, że uciekłam z miasta... tak, to była prawdziwa ucieczka... a teraz tutaj na wolnośći.... każda praca, nawet odchaszczanie z bąblami na palcach,  wydaje sie być samą przyjemnością.... w porównaniu z poprzednią.... tą miastową.
A bycie... "tylko" ziemianką coraz bardziej mi odpowiada!

 W przerwach pomiędzy odchaszczaniem... wyżywam się  kulinarnie, robiąc swoje pierwsze... w życiu przetwory z czarnej porzeczki
I nareszcie... latami gromadzone w kartonach słoiczki... doczekały się swojego czasu!




... I wciąż marzy mi się prawdziwa spiżarnia z domowymi przetworami i.... kamienna piwniczka.... obrośnięta bluszczem... gdzieś tam w cieniu drzewa.... Kiedyś, gdy mój ogród będzie nieco mniej dziki... i bardziej ogarnięty... dokonam tego.
Wszystko ma przecież swój czas.





I... na koniec, mój bardzo przyjemny różano-miętowy klomb... ulubione miejsce wylegiwania sie kotów...


 

Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego wieczoru.