Od rana przechadzam się po porannej rosie... świeżo wykoszonymi scieżkami i ... fotografuję maki!
... czując jakąś nieodpartą potrzebę ich utrwalenia... i pokazania...
... delikatne... i kruche... symbole lata... tak piękne i tak szybko przemijające jak i ono samo...
... i nie wiem... jaki dzień... jaki miesiąc... a nawet... nie chcę wiedzieć.
... Zatraciłam się w czasie... żyję tylko tą jedną jedyną chwilą... tak jak mak...
... I tylko, gdy... nieopatrznie zerknę w wiszący kalendarz, który staram sie zgrabnie wzrokiem omijać... z miejsca ogarnia mnie przerażenie... że to już tak pózno... że przecież zaraz koniec lata!
I popadam w panikę. Remont nawet się nie zaczął. Cóż się dziwić... skoro ja nawet nie wiem... od czego i jak zacząć?!
No, cóż...najwidoczniej mój remontowo budowlany zapał... już się skończył?!
A ja... po prostu i najzwyczajniej w świecie... chciałabym już nic nie musieć robić... i nie musieć myśleć, co i jak trzeba zrobić... i nie musieć wiedzieć, szukac, planować .... i nie musieć szukać fachowców, których nie wiadomo gdzie i jak znależć... i nie musiec załatwiać tych tysiąca budowlanych spraw... a hurtownie materiałów budowlanych, które od lat są na czele mojej listy zakupowej... móc omijać nareszcie szerokim łukiem!!!
Mój następny dom bylby napewno z ziemi... a w ogóle to myślę, że błotna ziemianka to chyba coś najlepszego, przynajmniej dla mnie...
Miejscowi przystają zdziwieni... widząc mnie przy makach... i pytają co robię?
I dlaczego w ogóle nie remontuję?! Już tak się tutaj przyzwyczajono, że ja zawsze i o każdej porze... z łopatą i z taczką.... coś dłubiąca... naprawiająca... poprawiająca... aż tu nagle nic... nawet gliną niczego nie obrzucam?!
Dziwne... jakieś!!!
... i tylko te maki wszędzie...
... a tu dom nie obrzucony... płot nie naprawiony.... piec nie zrobiony... a chodzi i maki ogląda?!
I czy tylko... aby... plantacji jakiej nie zakłada!? Bo kto tam wie, ho, ho?
A może jednak... siała baba mak!?