"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

21.11.2010


Koniec i... i alarm, ktorego nie ma...czyli sposob na zlodziei.

I tak oto po dlugich remontowo - ruinowych miesiacach pelnych zawirowan i burz... nadeszla wreszcie ta upragniona i jakze dlugo wyczekiwana chwila - czyli KONIEC !!!

I wlasnie wczoraj zamknelam swoja Ruine, ktora nabrala juz wygladu prawdziwego domu na "cztery spusty", pozawieszalam klodki, pozabijalam okna i drzwi. Uff... nareszcie! Nareszcie skonczylym, i bede mogla cieszyc sie swietym spokojem, o ktorym tak bardzo przez te wszystkie miesiace marzylam, a ktory to wlasnie teraz staje sie rzeczywistoscia!
I oby tak sie stalo... bo tak naprawde, to wcale GO nie mam!
I pewnie nie bede Go miec, wziawszy pod uwage fakt, iz dom stoi na odludziu i co sie z tym nierozerwalnie wiaze, jest niezlym kaskiem dla okolicznych meneli, nie wylaczajac naturalnie mojego bylego Aniola Stroza i jego nastoletnich synow i calej reszty miejscowego towarzystwa, parajacego sie wiadoma profesja.

Czyli tak naprawde... to o SWIETYM SPOKOJU moge sobie jedynie... pomarzyc.
I aby Go sobie choc w jakims minimalnym stopniu zapewnic i nie majac innego wyjscia, posluchalam rady majstra i postanowilam zalozyc... security, przed ktorym to tak bardzo sie bronilam, a ktorego to prawdziwie nie cierpie.
Ale coz, nalezy mi sie przeciez choc ta odrobina swietego spokoju!

I tak wiec pod koniec pazdziernika zjawil sie u mnie przedstawiciel tejze instytucji, niejaki p. Rafal, powazny agent, powaznej firmy.
P. Rafal o zniewalajacym usmiechu, mlody i zabojczo przystojny, jak na prawdziwego Agenta przystalo... zauroczyl mnie natychmiast. Od razu wiec zgodzilam sie na alarm, myslac przy tym, jakaz to tez cudowna instytucja jest to security, zatrudniajaca tak uroczych agentow jak p. Rafal i zalujac przy tym bardzo, iz z atrakcyjnej niegdys kobiety przeistoczylam sie w budowlano-roboczego babo-chlopa plci blizej nieokreslonej.
No coz, moja Ruina i w tym wzgledzie nie miala nade mna litosci!

Tak wiec p. Rafal fachowym okiem obejrzal chalupe, twierdzac iz potrzebny jest mi jedynie alarm tzw. podstawowy, i w zwiazku z tym cala ta inwestycja nie bedzie wcale taka droga.
I tak oto nie posiadajac sie z radosci, podpisalam cos w rodzaju umowy przedwstepnej, podczas gdy umowe wlasciwa mialam otrzymac po zalozeniu alarmu.
Za kilka dni p. Rafal zjawil sie ponownie, oblepil dom nalepkami, zawiesil na furtce wielka tabliczke - obiekt chroniony i ... odjechal w sina dal!!!
I tak oto wszelki slad po moim uroczym Agencie zaginal. A moje wszelkie proby nawiazania z nim kontaktu spelzly jak dotad na niczym, gdyz telefon mojego Agenta pozostaje wciaz gluchy, a w biurze firmy nikt nie umie dac mi odpowiedzi dlaczego do tej pory nie zostal u mnie zalozony alarm i dlaczego p. Rafal tak bardzo o mnie zapomnial!??

Tak wiec nie mam ani alarmu, ani umowy, ani mojego uroczego Agenta... powinnam wiec byc bardzo, ale to bardzo zla... ale nie jestem!
Nie jestem zla z kilku powodow. Pierwszy z nich to ten, ze gdy moj Agent, ktorym to okazal sie byc naprawde... oblepial dom nalepkami, to wlasnie nadeszly mlodsze dzieci p. Mirka i wtedy to wlasnie p. Rafal w sposob bardzo obrazowy przedstawil dzieciom wizje zakutego w kajdany zloczyncy, ktory to , w wypadku gdyby sprobowal polakomic sie na cudze mienie, tj. w tym wypadku moje, nie ma na to najmniejszych szans, gdyz ZAKLADANY wlasnie przez p. Rafala alarm uniemozliwi mu to i to w ciagu kilku minut!

Dzieci wysluchaly opowiesci Agenta z wypiekami na twarzy i bardzo przejete, tym co uslyszaly, pobiegly do swojego tatusia, zdajac mu relacje o wszystkim.
I tym oto sposobem cala wies dowiedziala sie, ze ta dziwna kobieta na domiar zlego, zalozyla jeszcze ALARM!

Tak wiec mam alarm... ktorego w rzeczywistosci NIE MAM... choc wszyscy wiedza, ze go mam... o czym niezbicie swiadcza pozawieszane tabliczki i ponaklejane nalepki! Jakby wiec na to nie patrzec, p. Rafal zapewnil mi skuteczna ochrone przed zlodziejami. A jednak uroczy ten moj Agent, i jaki prawdziwy!?
I malo wazne, ze ja juz niczego nie rozumiem... w koncu przywyklam przeciez do tylu roznych dziwnych rzeczy, ktore mnie spotkaly, ze juz nic doprawdy, nic nie jest w stanie mnie zdziwic.

W kazdym badz razie, budowa zamknieta, alarm ZALOZONY... a ja moge sie nareszcie rozkoszowac swoim SWIETYM SPOKOJEM!
Hmm... ciekawe jak dlugo!? A moze moj uroczy Agent sie niespodziewanie pojawi!?
Coz zycie jest pelne niespodzianek! I nigdy nic nie wiadomo...

I tak np. wczoraj, gdy padnieta, na czworakach niemalze wracalam ostatnim pociagiem, ktory udalo mi sie jeszcze zlapac, czekala na mnie... nagroda w postaci... hmm... szampana wypitego w iscie szampanskim nastroju z grupka niezwykle wesolych podroznych.!
A moje zmeczenie i wykonczenie pryslo jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki.
Ach, jak to dobrze, ze zycie szykuje nam rozne przedziwne niekiedy niespodzianki!

A oto zdjecia juz... NIE RUINY!


Dom w nowej szacie.





Czeresnie przy domu.





Droga do domu prowadzaca przez las.



Moi mali Przyjaciele -mlodsze dzieci p. Mirka.




Jablonki w jesiennej szacie.




Widok na pola od strony oborki.


Dom od strony laki.


Widok na pola z przodu domu.



Widok na sad.


























7.11.2010

Remontowo - ruinowe zawirowania... i jedno calkiem powaznie zaplanowane... morderstwo.

Tak wiec moje ruinowo-remontowe zawirowania nie maja konca, a towarzyszy im nieodlacznie moja wierna PRZYJACIOLKA depresja, niekonczace sie i wciaz przyrastajace problemy, notoryczny brak czasu, nadmierny pospiech i obnizony poziom ogolnej motywacji do czegokolwiek.
Lody i chipsy, zgodnie z pora roku zamienione zostaly na kremowe ciacha spozywane w nadmiernych, niekiedy wrecz w nieprzyzwoicie obrzydliwych ilosciach, ale dajacych jakze rozkoszne ZAPOMNIENIE!

I tylko nieraz, bedac gdzies tam, pomiedzy... B. a K. w jakims pedzacym pociagu czy busie, niosacym mnie do mojego SZCZESCIA... zastanawiam sie momentami nad tym, dokad to ja tak wlasciwie pedze... i po co mi to wszystko i czy to ma w ogole jakis sens?! I wtedy powraca wciaz to samo MARZENIE... marzenie o tym, aby w koncu skonczyc to cale remontowe zawirowanie, zamknac chate na CZTERY SPUSTY i... wyjechac... wyjechac bardzo, ale to bardzo daleko... i zaczac nareszcie NORMALNIE ZYC!

A tu jeszcze tyle do zrobienia! I na dodatek, trzeba sie spieszyc ze wszystkim, i to bardzo, bo zima za pasem. I pogoda coraz bardziej kaprysna. A ja tak bardzo nie cierpie pospiechu!
Moja Ruina, ktora kiedys tak bardzo mnie urzekla, nie ma nade mna litosci i jest wciaz bardzo, ale to bardzo wymagajaca. Uff... jakze ja za to kocham!

Ale bywa rowniez, choc rzadko... wspanialomyslna. Tak jak np. ostatnio, gdy dala mi wolne od jazdy, pozwalajac wytchnac i wpasc choc na mala chwilke do... SIEBIE, aby co nieco napisac, o tym co sie dzieje. A dzieje sie jak zwykle niemalo!

Tak wiec po kolei, a zaczne od dobrych wiadomosci.
I tu godnym podkreslenia i nadwyraz pozytywnym faktem jest to, ze moja malownicza Ruina nabiera jakiegos domowo-normalnego wygladu i przestaje w koncu straszyc.
I tak oto obecnie kladziona jest dachowka, konczona izolacja fundamentow i drenaz wokol budynku. Trwaja prace w srodku tj. nad pokojem goscinnym i kuchnia zostaly wykonane luki, a dawna wedzarnia przeksztalcona zostala na lazienke i pomieszczenie gospodarcze. Na przekor fachowcom, co kosztowalo mnie nie malo zdrowia, zachowany zostal dotychczasowy rozklad pomieszczen, ich wielkosc i co najwazniejsze ich amfilarowy rozklad, ktory tak bardzo lubie.

Czyli jednym slowem - prace posuwaja sie do przodu, co powinno mnie w sumie cieszyc, a co niestety nie cieszy, poniewaz im bardziej prace posuwaja sie do przodu... tym bardziej moje problemy sie zwiekszaja!

Czyli jakas prawidlowosc!? I to prawie tak, jak w bajce... im blizej celu, tym wiecej przeciwnosci!
A jednak to pocieszajace, ze mam przynajmniej jakis punkt odniesienia!
I gdybym przypadkiem o tym zapomniala, prawie natychmast zostaje mi To PRZYPOMNIANE! Jak za nacisnieciem automatycznego pilota... pojawiaja sie z miejsca nowe trudnosci.
Alez to mile, ze los o mnie jednak nie zapomina!
I chyba naprawde musze pokonac te... TYSIAC lub wiecej przeszkod, aby zdobyc upragniona NAGRODE!? Coraz bardziej zaczynam jednak w TO wierzyc, dziwiac sie samej sobie jak moglam w ogole myslec, ze bedzie inaczej!?!

I w ten oto sposob do istniejacych juz tzw. PROBLEMOW PODSTAWOWYCH, ktorymi sa problemy finansowe i tzw. fachowcowe... doszly ostatnio tzw. pogodowe,a raczej niepogodowe, no i te calkiem nowe, ktore zwalily sie na mnie jak grom z jasnego nieba... a zwiazane z moim Aniolem Strozem czyli p. Mirkiem.

I podczas gdy finansowe, pogodowe i fachowcowe jakos udaje sie przezyc... bo juz sie do nich zdazylam przyzwyczaic, to z tymi ostatnimi tak naprawde nie wiadomo, co zrobic.
Otoz p. Mirek, w ktorym pokladalam tyle nadziei, nazywajac go nawet... swoim Aniolem Strozem... niestety nim sie nie stal.
Jak sie bowiem okazalo kilkaktrotnie widziano p. Mirka i jego starszych synow jak wywozili wozkiem wlasnorecznie przez siebie pociete i poukladane w oborce moje drzewo.
Oprocz tego, widziano mojego Aniola Stroza jak ktoregos pieknego poranka wytaczal sie w letargu alkoholowym z przyczepy, a wraz z nim... pozostalych 17-stu chlopa, jego kompanow wraz z trzema najstarszymi, w tym dwoma nieletnimi synami.
Poza tym, ja sama, ktoregos poranka naliczylam walajace sie wokol przyczepy butelki od piwa w liczbie... 23! nie wspominajac o tych po wodce. Jak sie pozniej okazalo moj niedoszly Aniol Stroz swietowal wlasnie... swoje urodziny, jak sam z duma oswiadczyl, dziwiac sie mojemu zdumieniu i uwazajac, iz ja... bardzo, ale to bardzo ze wszystkim przesadzam i powinnam miec znacznie wiecej... WYOBRAZNI!?

To wszystko byloby jeszcze do zaakceptowania, gdyby nie ostatni, a zarazem najpowazniejszy z zarzutow, a mianowicie dewastacja przyczepy campingowej, w ktorej to p. Mirek spelnial, a raczej mial spelniac swoje obowiazki gospodarza posesji, jak sam to zreszta bardzo ladnie okreslil, a z czego sie niestety nie wywiazal.

Krotko mowiac moja sliczna i zadbana przyczepka stala sie melina pijacka i siedliskiem okolicznych meneli, w ktorej to regularnie odbywaly sie suto zakrapiane alkoholowe libacje.
Efektem owych libacji sa trzy pekniete szyby w oknach, odrazajacy brud i odor alkoholowo-tytoniowy, nie mowiac juz o innych szkodach, na ktore przymknelam oko.

P. Mirek, wielce oburzony moimi zarzutami, stwierdzil, iz to wszystko juz bylo i tylko ja, tego wzystkiego nie... pamietam!?
A on spelnial swoje obowiazki stroza nader sumiennie, co moga potwierdzic jego najstarsi synowie, ktorzy to razem z nim pili i dewastowali i wobec tego p. Mirek nie rozumie zupelnie czego ja od niego chce i czego sie w ogole... czepiam!
Bo tak naprawde, to powinnam zajac sie raczej fachowcami, ktorzy odstawiaja niezla fuszerke...!? i on moze mi to pokazac, a jego... GOSPODARZA POSESJI mam zastawic w spokoju i zakupic jego psu Misiowi nowa porcje jedzenia!?
Bo on juz Misia karmil nie bedzie, skoro Misiu pilnuje mojej posesji, a wiec jak sama logika wykazuje jest to... moj obowiazek!
Zachowujac zimna krew, wytaszczylam wiec z auta puszki dla mojego prawdziwego Aniola Stroza, najukochanszego ze wszystkich psow na swiecie i postawilam tryumfalnie przed p. Mirkiem.
Niestety, nie zrobily one na nim wiekszego wrazenia i p. Mirek zazadal... pieniedzy na SWOJEGO psa, ktory nagle stal sie jego, twierdzac, iz on kupi SWOJEMU psu to, co pies lubi, a nie takie tam... swinstwo!

W zwiazku z tym, przeszlam do rzeczy i zazadalam naprawy szkod lub ich odpracowania przy robieniu plotu. I wtedy to p. Mirek bardzo sie zdenerwowal i powiedzial, iz on sie juz wystarczajaco duzo napracowal przy pilnowaniu moich ruin i w zwiazku z tym, nic wiecej robic nie bedzie. Po czym wsiadl na rower i rzucajac glosno przeklenstwami odjechal.

Zostalam sama ze zdewastowana i cuchnaca przyczepa. Gotowalo sie we mnie niezle i ogarnal mnie nagly i niespodziewany zew krwi. Wsciekla pomyslalam, iz p. Mirka powinnam nie tylko wywalic, ale powinnam go najzwyczajniej w swiecie... po prostu, z zimna krwia... zamordowac! Czego moglabym z najwieksza przyjemnoscia dokonac!
Zaczelam snuc wiec plany o tym, jakiez byloby to zbawienne dla wszystkich, ktorych on okradal, dla calej wioski, a zwlaszcza dla jego szesciorga jeszcze nie calkiem zdegradowanych mlodszych dzieci i jakaz bylaby to dla nich ulga, pozbawic ich ojca menela i zlodzieja...

Moje plany, ktore tak dobrze mi sie snulo, przerwal mi... moj niedoszly Aniol Stroz, ktory to wlasnie powrocil i to w stanie upojenia alkoholowego, ale za to w bardzo dobrym humorze, a po niedawnej agresji nie bylo ani sladu. I powiedzial, iz on moze mi dalej pilnowac tego mojego calego KRAMU, a ja dam mu tylko na flaszke... gdy przyjade od czasu do czasu... bo to wszystko... i tu p. Mirek zatoczyl reka krag wokol siebie... za ktorym powiodlam wzrokiem, to wszystko to jest... MIRKOWO!

I w tej samej chwili, nie wiedzac czemu, przyszedl mi na mysl pies sasiadki, piekny, ogromny wilczur,ktorego czesto widzialam na spacerze, a ktory to niedawno zostal otruty, a sprawca byl podobno... moj Aniol Stroz!
Ponure mysli mnie naszly i pomyslalam, ze moje mordercze plany wcale nie sa takie calkiem glupie... i kto wie...!?
Matko swieta! Toz to wszystko zaczyna juz zakrawac na jakis kryminal. I czy ja aby napewno mam zamiar w tym wszystkim uczestniczyc!?
No coz, chyba nie mam wyboru, bo ja juz przeciez i tak, chcac czy nie chcac, w tym wszystkim... tkwie!






Dach przygotowany do polozenia dachowki.




Moj prawdziwy Aniol Stroz - Misiu



Wejscie do pokoju



Wejscie do kuchni a z niej do pokoju



Izolacja fundamentu