"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

23.09.2012

Wyróżnienie.



I na pohybel trudnościom! Bo oto właśnie mój blog dostał wyróżnienie od STOWARZYSZENIE DWIE WSIE, oraz od Asi, która mu na swoim blogu patronuje.

Zasady wyróżnienia są następujące;
1. Podziekuj za otrzymane wyróżnienie.
2.Zamieść u siebie link do bloga osoby, która cię wyróżniła
3.Zamieść u siebie na blogu logo wyróżnienia
4. Przekaż nagrodę co najmniej 7 blogerkom
5.Zamieść linki do tych blogów
6.Powiadom o tym nominowane osoby

A szczerze mówiąc, to na to moje wyróżnienie przyczyniliście się Kochani wszyscy Waszymi komentarzami, które sprawiały, że zawracałam w pół drogi, zaciskałam zęby i ruszałam do przodu.  To wprost niewyobrażalne, ile siły dodawaliscie mi swoimi słowami.
Dziekuję Wam Kochani za to Wasze wsparcie. I niestety...  tylko co najmniej 7 blogów mogę wyróżnić.
Ale Wszyscy jesteście wspaniali. A ja miałam szczęście, że spotkałam Takich  właśnie Ludzi!!!
             I kolej na wyróżnienia,,

1. Dla Ori i o psach najpiękniej jak umiem    
 za to, że tak ważne sprawy na sercu jej leżą
      
2. Dla Moniki i jej bloga - Bialy Dworek
za szacunek do tradycji

3.Dla Piotra z Chaty pod Wisłokiem
za spełnianie Marzeń

4. Dla Ani i Ewy z Kresowej zagrody
za zapał do pracy i powrót do żródła harmonii

5. Dla Inkwizycji
za Czułe Inkwizytorium

6. Dla Natalii za 
Wonne Wzgórze

7. Dla Marii z Nasze Pogórze
za czynienie Cudów z codzienności

8. Dla OLQI z Przytuliska pod Wiązami
za  niewyczerpane poczucie humoru

Asiu, Wojtku raz jeszcze dziekuję.
I pozdrawiam wszystkich, życząc miłego wieczoru.

21.09.2012

Maestro!?!?


... mój mistrz od pieca, tego bez ognia... nagle w ogóle się nie pojawił, a ja już drugi dzień na próżno czekam. Po telefonie dowiedziałam się, że Maestro już nie przyjdzie... bo... jak to określiła żona, mistrz się... zdenerwował!

Więc stoję...  nie dość, że z piecem bez ognia... to jeszce z rozpoczętą i rozbebeszoną podłogą, którą Maestro zaczął układać, zostawiając poprawkę pieca na póżniej....i już nie skończył... bo zdenerwował się...  piecem, który nie działa.
No bo jakże to tak... on mistrz od piecy, zdun z dziada pradziada, który tyle piecy postawił... i żeby akurat ten nie działał!?

Więc miał prawo się zdenerwować!
A ja?
No, cóż... ostałam się sama z piecem... bez ognia.
I z kawałkiem nie skończonej kaflowej podłogi.

I teraz w długie zimowe wieczory bedę sobie mogła popatrzeć na moją piekną kuchnię kaflową  i... powzdychać do ognia... którego nie ma.

A miało być tak ciepło i przytulnie.
Ta kuchnia to było moje marzenie. Prawdziwa, kaflowa z  chlebowym piecem, jak to kiedyś w wiejskich domach bywało. I dająca to niezwykle ciepło.
 Po tym jak w ubiegłoroczną zimę moje okna ozdabiały sople lodowe, a westfalka wprawdzie grzała, ale nie tak jak, prawdziwa kaflowa kuchnia.
Moja dobra poczciwa westfalka, sprzedalam ją, ciesząc się na tę... prawdziwą...
A teraz nie mam żadnej.

I przełykam łzy goryczy.
I maluję... maluję... mieszam farby... taplam się dalej w glinie...w wapnie... i wciąż wiatr w oczy i wciąż pod prąd... i tak od lat i... wciąż nowe niespodzianki... !
 I czy to ma w ogole sens? I po co ja to wszystko robię?!

A jednak....Ktoś docenił ten mój cały trud.... i o tym właśnie za chwilkę będzie...   
.







15.09.2012

Ogień!?


Po niespodziance z wodą... już czekała mnie kolejna... z ogniem.

Ogień, którego nie ma. Od dwóch dni stoi sobie w mojej kuchni owo cudo w postaci kuchni kaflowej, ale ognia, niestety, ani śladu.

Mój Maestro, zdun nie byle jaki, bo polecony i taki, co to nie jeden piec juz postawiłł, a i z nie jednego chleb jadał, na próżno próbuje go uruchomić.

I ... NIC!!!
 
Ogień po rozpaleniu cofa się i na tym koniec. Maestro nie poddaje się, twierdząc, że ogień musi być... i że to przecież niemożliwe!!!

Ale ognia nie ma!

Maestro dalej próbuje... przywiózł więc najpierw jedną  metrową rurę, którą zamontował na kominie, a następnego dnia jeszcze jedną i zamontował ją na tej pierwszej.

I... Nic!
Ognia jak nie było, tak nie ma.

Maestro podjął więc ostateczną decyzję, twierdząc, iz wina leży jedynie w kominie, który trzeba niechybnie rozebrać i sprawdzić...!

O Matko!!! I jak ja mam to wszystko przeżyć! Na tej budowie grozi mi niechybne załamanie!!!
 
I czy naprawdę muszą mnie spotykać, aż tak zawrotne niespodzianki?!
I czy wszystko musi albo... nie działać...albo być felerne jakieś... albo zatrute na dodatek!?

I w desperacji najwyższej... zaczęłam malować sciany, objechałam już prawie pół domu... ciesząc się, że choć to wychodzi mi dobrze. I myśląc posępnie, że najlepsze jest jednak to, co zrobię sama!

A ogień? No cóż, w najgorszym wypadku, będę miała piec... atrapę... piękny... taki do pooglądania... i do po- podziwiania... jak w  muzeum!

I... choć wciąż mam nadzieję... jak zwykle...  i jak zwykle liczę na cud... że jednak OGIEŃ   będzie!!!




5.09.2012

Woda!?


                Wpadłam jedynie na małą chwilkę przysiadając na kawałku cegły z laptopem na kolanach i pragnąc choć na krótko porzucić całą tą niemożliwą zawieruchę w jakiej od miesięcy żyję... i przede wszystkim, aby donieść wszem i wobec, bardzo radosną wiadomość...  otóż od pewnego czasu z mojego kranu najspokojniej w świecie płynie sobie... WODA!!!




Płynie sobie i płynie...
A ja nie posiadam się z radości i wciąż jeszcze nie mogę w to uwierzyć.I bywają jeszcze chwile, gdy  odruchowo ... chwytam za wiadra ,chcąc pędzić do strumyka... po czym z ulgą,  zawracam wpół drogi,  ciesząc się jak dziecko... że już przecież nie MUSZĘ!!!!

I na tym koniec euforii!
Owo bowiem CUDO... okazało się...  NIEZDATNE do picia, jak wykazały badania... zawiera bowiem bakterie coli!

I radość prysła! 
Chodż to nic nowego, zważywszy, iż remont to niekończacy się proces... proces pelen niespodzianek i zaskakujących zwrotów wypadków i etc.! Podczas to którego człowiek może, a nawet powinien do wszystkiego, absolutnie do wszystkiego się przyzwyczaić, a nawet powinien i nic już go nie powinno dziwić. Więc mnie już nic nie dziwi, ani nawet nie martwi, bo po pierwsze nie mam juz nawet na to siły!
 
Tak wiec krótko mówiąc MAM WODĘ...  która jest... niezdatna do picia.

I bardziej optymistyczne wieści... 
W obu północnych pokojach zostaly polożone tynki...



 .... tym razem zakończone pełnym sukcesem!




 ... i obyło się nawet bez twarogu i jaj... ku uciesze reszty brygady...



... ale za to  z dodatkiem sody oczyszczonej i olejku gożdzikowego. A jakże!
I Efekt... bardzo pachnący!





 ... i ja tym razem w... Indiana look...i  w bardzo radosnym, jak widać  nastroju!!!





... i niech mi kto powie, że praca nie jest żródłem radosci!!!!

 
W tym roku obywamy się  bez zacnych panów fachmanów... stawiając na tradycję i rodzinne budowanie... i  pracujemy w trójkę – ja, syn, córka... Maksiu i jego nowy przyjaciel Bobik...

I jedynie kuchnię kaflową z piecem chlebowym stawia specjalista... 



 ...


Poprawiony kominek, obrzucony juz gliną a  na dole w planie kamienie polne...



 ... kominek to nasz eksperyment... jak wszystko pozostałe zresztą...



... a  tymczasem w domu totalna rozpierducha... i dobrze,że mamy choć schronienie w naszej przyczepce, w której od poczatku lata już koczujemy.
I pomału zaczynamy malowanie. Farby mieszam sama dodając naturalnych pigmentów.






  

 ... i Maksiu w budowlanym rauszu... jako Maxi King...



 


 ... i Maksia mały przyjaciel Bobik... od niedawna w naszej rodzinie...





.... i glina... glina... glina... wszędzie i na każdym kroku, gdzie by nie spojrzeć wszechobecna... i nawet w jedzeniu ją mamy!




    
... a gdy już dalej nie możemy... rzucamy wszystko i....




... ruszamy nad morze i...  rzucamy się na ciepły piasek, patrząc w bezkresny horyzont i zapominając prawie natychmiast o wszystkim!







I to tyle Kochani na razie... kończąc życzę Wszystkim miłego wieczoru!