I drugi tydzień remontowych zmagań się zaczął. Dzisiaj jest murowany komin, są kładzione rynny i blacha.
Podczas, gdy majstry pracują na górze, ja działam na dole. Zwożę taczką dachówkę i robię z niej ścieżki wśród zarośniętych niemiłosiernie porzeczek i malin.
Panowie widząc moje poczynania, mówią, że to nie tak powinnam zrobić, tylko.... ale, nie słucham, tylko kiwam im ręką i robię dalej swoje. Słońce świeci, wiaterek wieje, więc przyjemnie mi się pracuje nad moimi nietypowymi ścieżkami, z których już się cieszę, bo mój ogród zarasta w tempie zawrotnym...
Aż w końcu któryś z majstrów nie wytrzymuje i schodzi z dachu, aby mi wytłumaczyć, jak robi się taką ścieżkę...i że trzeba ją wybetonować i etc. Dziękuję grzecznie za dobre rady i robię dalej. To moja lekcja, którą tutaj dostałam tutaj, aby zawsze robić swoje...
Dachówek mam masę, leżą wszędzie, zrobię z nich dziedziniec wokól obory, tak jak u Rezedy sudeckiej.... i będzie pięknie!
Dochodzi poludnie, upał robi się niemiłosierny, pot spływa z czoła. Majstry robią przerwę śniadaniowo-obiadową w cieniu pod jabłonką, ja też idę za ich przykładem i usadawiam się z psami pod czereśnią.
Sjesta. To już mój codzienny rytuał. Z górki pod czereśnią słyszę, jak wracają do pracy, a potem stuk młotka, a ja z lubością myślę, że jeszcze troszeczkę mogę poleniuchować i wyciągam się błogo na leżaku.
Po południu jedziemy z majstrem do sasiadki, która ma okna dachowe. Okna, są w dobrym stanie, niestety nie pasujące do jej dachu, więc stoją bezużyteczne. Biorę wszystkie trzy, prawie za bezcen. Ładujemy okna do busa i wracamy.
Gdy wracamy kawałek stropu w drugiej części budynku zostaje zwalony. Strop jest gliniany i utworzył kamienną posadzkę i trzeba go rozwalać kilofem. Majstry dziwią się, że glina może być tak twarda jak kamień. A ja wiedziałam to od dawna, tynkując swój dom i robiąc gliniany strop.
I pamiętam, jak robiłam glinianą zaprawę, a wszyscy wokół pukali się w głowę, mówiąc, że to wszystko odpadnie po miesiącu najdalej... a gdy do glinianej zaprawy wbijałam jajka i dodawałam twarogu na wzmocnienie.... mój pomocnik i sąsiedzi zataczali się ze śmiechu, a potem prawie cała wieś przychodzila zobaczyć, cóż też ta dziwna kobieta robi?! I pytali, kiedy będę dolewać piwa do gliny... to wtedy oni wszyscy przyjdą i będą pomagać, ma się rozumieć, gratis!
I tyle lat już minęło, a mój gliniany strop i gliniane ściany mają się dobrze. A dziś odkryłam kolejny dowód na to, jak wspaniałym materiałem jest glina, i że wszystko może przetrzymać, setki lat trwać, a potem wspaniale wniknąć z powrotem w ziemię, nie pozostawiając żadnych chemicznych odpadów.
To naprawdę niezwykłe!
I myślę ze smutkiem, dlaczego teraz nie buduje sie takich domów, z naturalnych materiałów, jakie są na wyciągnięcie ręki, jakie ziemia rzuca człowiekowi niemal do stóp!?
Tak wyglądają resztki glinianego stropu, który zrzucony z piętra obory, nawet się nie pokruszył.
Jutro go pozbieram i włożę do szklanej gablotkę, jako unikatowy eksponat i pamiątkę z mojej stuletniej obory.
I kawałek blachy już na części domu...
Wprawdzie nie tak piękna jak stara dachówka, ale może być...
Podczas, gdy majstry pracują na górze, ja działam na dole. Zwożę taczką dachówkę i robię z niej ścieżki wśród zarośniętych niemiłosiernie porzeczek i malin.
Panowie widząc moje poczynania, mówią, że to nie tak powinnam zrobić, tylko.... ale, nie słucham, tylko kiwam im ręką i robię dalej swoje. Słońce świeci, wiaterek wieje, więc przyjemnie mi się pracuje nad moimi nietypowymi ścieżkami, z których już się cieszę, bo mój ogród zarasta w tempie zawrotnym...
Aż w końcu któryś z majstrów nie wytrzymuje i schodzi z dachu, aby mi wytłumaczyć, jak robi się taką ścieżkę...i że trzeba ją wybetonować i etc. Dziękuję grzecznie za dobre rady i robię dalej. To moja lekcja, którą tutaj dostałam tutaj, aby zawsze robić swoje...
Dachówek mam masę, leżą wszędzie, zrobię z nich dziedziniec wokól obory, tak jak u Rezedy sudeckiej.... i będzie pięknie!
Dochodzi poludnie, upał robi się niemiłosierny, pot spływa z czoła. Majstry robią przerwę śniadaniowo-obiadową w cieniu pod jabłonką, ja też idę za ich przykładem i usadawiam się z psami pod czereśnią.
Sjesta. To już mój codzienny rytuał. Z górki pod czereśnią słyszę, jak wracają do pracy, a potem stuk młotka, a ja z lubością myślę, że jeszcze troszeczkę mogę poleniuchować i wyciągam się błogo na leżaku.
Po południu jedziemy z majstrem do sasiadki, która ma okna dachowe. Okna, są w dobrym stanie, niestety nie pasujące do jej dachu, więc stoją bezużyteczne. Biorę wszystkie trzy, prawie za bezcen. Ładujemy okna do busa i wracamy.
Gdy wracamy kawałek stropu w drugiej części budynku zostaje zwalony. Strop jest gliniany i utworzył kamienną posadzkę i trzeba go rozwalać kilofem. Majstry dziwią się, że glina może być tak twarda jak kamień. A ja wiedziałam to od dawna, tynkując swój dom i robiąc gliniany strop.
I pamiętam, jak robiłam glinianą zaprawę, a wszyscy wokół pukali się w głowę, mówiąc, że to wszystko odpadnie po miesiącu najdalej... a gdy do glinianej zaprawy wbijałam jajka i dodawałam twarogu na wzmocnienie.... mój pomocnik i sąsiedzi zataczali się ze śmiechu, a potem prawie cała wieś przychodzila zobaczyć, cóż też ta dziwna kobieta robi?! I pytali, kiedy będę dolewać piwa do gliny... to wtedy oni wszyscy przyjdą i będą pomagać, ma się rozumieć, gratis!
I tyle lat już minęło, a mój gliniany strop i gliniane ściany mają się dobrze. A dziś odkryłam kolejny dowód na to, jak wspaniałym materiałem jest glina, i że wszystko może przetrzymać, setki lat trwać, a potem wspaniale wniknąć z powrotem w ziemię, nie pozostawiając żadnych chemicznych odpadów.
To naprawdę niezwykłe!
I myślę ze smutkiem, dlaczego teraz nie buduje sie takich domów, z naturalnych materiałów, jakie są na wyciągnięcie ręki, jakie ziemia rzuca człowiekowi niemal do stóp!?
Tak wyglądają resztki glinianego stropu, który zrzucony z piętra obory, nawet się nie pokruszył.
Jutro go pozbieram i włożę do szklanej gablotkę, jako unikatowy eksponat i pamiątkę z mojej stuletniej obory.
I kawałek blachy już na części domu...
Wprawdzie nie tak piękna jak stara dachówka, ale może być...
Blacha całkiem ładnie wygląda. Najwazniejsze, że budynek będzie zabezpieczony na wiele lat. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTak, jest ok!
UsuńPiękna ta obora, te okienka, ceglane ściany - wspaniale że udało Ci się ją uratować, ze zdążyłaś i uwierzyłaś, że ona czekała cierpliwie. A jeszcze okienka w dachu i komin - będzie cudnie, praktycznie i owocnie. Trzymam kciuki
OdpowiedzUsuńCzytałam i leciałam do męża z tą gliną :) by mu opowiedzieć o tym jakie kiedyś ludzie mieli pomysły, wykorzystując to co jest.
OdpowiedzUsuńAmelio mocno ściskam z całej duszy. ♥
Podziwiam wysiłek i efekty zmagań z remontem. A co do starej rozbiórkowej karpiówki, to moi znajomi zrobili z niej "kafle" i mają podłogi niemi wykafelkowane, wygląda to bardzo fajnie i całkiem dobrze się sprawdza. Dachówki mają obcięte "zamki" i tę część zaokrągloną. Tak powstaje prostokątna płytka.
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, jeśli będziecie potrzebowali dobrych rusztowań to ja korzystałem z usług firmy http://www.slv-group.eu
OdpowiedzUsuń