"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

29.05.2010

Watpliwosci c.d.

Za niecaly tydzien mialam skute tynki... i gdy to zobaczylam, to ogarnelo mnie przerazenie.Z zewnatrz ceglany mur prezentowal sie nawet lepiej niz poprzednio z tymi bialo-czarnymi wykwitami,ale za to w srodku... sciany wygladaly tak,jakby za chwile mialy sie zawalic! Zmurszale cegly,znaczne ubytki i pekniecia w murze byly nader widoczne. Mialam wrazenie, ze jesli sie tylko o nie opre,to caly dom zlozy sie jak domek z kart. Z domu zniknely wszystkie zwaly smieci, a wraz z nimi i cudne stare obrazki ze scian. Hm, p.Heniu zrobil porzadek,wywalajac wszystko,doslownie wszystko! Jeknelam i zalamalam rece, spogladajac posepnie na moja ruine, ktora chylila sie niechybnie ku upadkowi.
Postanowilam cos robic tj. zasiegnac jakiejs fachowej i rzeczowej porady.Udalam sie wiec do rzeczoznawcy i architekta w jednej osobie niejakiego pana K. Pan K. byl bardzo zajety i przywital mnie bez wiekszego entuzjazmu,a gdy wyluszczylam mu szczegolowo sprawe,spytal ze zdziwieniem, czy ja TO naprawde chce remontowac!!! Bo tak naprawde,to on uwaza, iz TAM nie ma juz co remontowac...! No ale jesli juz tak nalegam, to on moze To zobaczyc, wie polecil mi,abym odkopala kawalek fundamentu i do niego w tygodniu zadzwonila.
Niestety w tygodniu pan K. byl nieosiagalny /czyt. b. zajety/ i w koncu pani sekretarka uprzejmie lecz stanowczo podala mi namiar na pana S.do ktorego to powinnam sie udac, skoro mi sie AZ tak bardzo spieszy. Pan S.ku mojej radosci,zgodzil sie dom obejrzec. I faktycznie obejrzal nie tylko dom ale i oborke, ktora to wpadla mu najwyrazniej w oko, po czym wydal wyrok: dom nie nadaje sie w zasadzie do remontu,ale oborka tak! Bo jesli chodzi o dom...i jesli juz sie tak upieram przy tym remoncie, to nalezaloby zrobic nowy projekt... i zezwolenie i etc. Powiedzialam wiec ppanu S.ze chce remontowac. Wobec tego pan S. dal mi namiar na dekarza pana G. ktory to powinien zobaczyc dach i niech on ostatecznie zadecyduje... Pan G. byl rowniez za burzeniem... ale radzil mi jeszcze zasiegnac rady pana D. ktory to byl b.dobrym fachowcem i...
I tak bylam przez caly tydzien odsylana od Jonasza do Kajfasza... gdy w koncu pan D.wydal ostateczny wyrok: Cos pani...co TU jest do remontowania!!! Burzyc! burzyc i jeszcze raz burzyc!!! po czym odjechal swoim nowiutkim srebrnym autkiem, zostawiajac za soba jedynie chmure pylu. Otrzepalam sie z kurzu i mimo powaznego juz zalamania... pojechalam do p. Henia,zapytac co zrobil z tymi cudnymi obrazkami ze sciany. Pan Henio ucieszyl sie najwyrazniej z mojej wizyty jako jedyny zreszta,a gdy wspomnialam o obrazkach, popatrzyl na mnie nieco zdziwionym wzrokiem, jakby nie rozumiejac, i rzekl: Malo masz pani jeszcze tego calego smietnika! Zrobilem porzadek,tak jak pani chcialas! Bylam przybita na dobre. I tu p. Henio, zazadal jeszcze dodatkowej zaplaty w wys. 500 zl za oskrobanie dachowek z mchu,ktore to on z wlasnej i nieprzymuszonej woli oskrobal... aby dom sie lepiej prezentowal! Jeknelam glosno, czujac jak mi krew uderza do glowy i... zaplacilam za oskrobanie dachowek!
Wracalam do SIEBIE myslac...czy ja NAPRAWDE chcialam TEGO WSZYSTKIEGO!!!

2 komentarze:

  1. Zazdrościmy panu Heniowi głowy do interesów;)

    I czekamy na opowieść o fachowcu, który uwierzył, że jednak się da. Bo chyba w końcu taki nastał?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, jeszcze nie nastal! Jade wlasnie takowego szukac, oczywiscie ze sie da, tylko kazdy mowi tak jak mu pasuje, bo lepiej jest nowy dom budowac, niz dlubac sie w remoncie!

    OdpowiedzUsuń