"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

21.05.2010

A teraz kilka slow o poczatku tej historii.
A zaczelo sie wszystko dawno... dawno temu,wtedy gdy to po stracie swojego ukochanego domku, postanowilam za wszelka cene znalezc nowy dom. Szukalam dlugo i z przerwami, w sumie 5 lat, trwalo to tyle, gdyz moje poszukiwania uskutecznialam w zasadzie... pieszo. Wygladalo to tak, ze do miejsca poszukiwan dojezdzalam jakimis srodkami komunikacji dalekobieznej, po czym penetrowalam dany teren pieszo. Wynajmowalam zwykle jakies niedrogie lokum, najczesciej u prywatnych ludzi, po czym zaopatrzona w mapy okolicy, wygodne buty i plecak.... wyruszalam na szlak.
Przez pierwsze dwa lata szukalam w Izerach, tak sobie wymyslilam, ze wlasnie tam, w gorach uwije sobie gniazdko. Wiec chodzilam od wsi do wsi, pytajac miejscowych o jakies domy do kupiena, badz widzac jakies opuszczone domostwa, szukalam ich wlascicieli. Oprocz tego
wertowalam gazety i zachodzilam tez do miejscowych biur nieruchomosci. Bylo to dla mnie o tyle dobre i wygodne, ze gdy ktos z takiego biura wiozl mnie, aby pokazac mi dom... to ja potem zostawalam w tej okolicy i penetrowalam ja na swoj sposob. I tak kazdego roku po kilka miesiecy poszukiwan, wedrowek, rozczarowan.... bo wszystko bylo albo za... male, albo za duze, albo za drogie... albo za bardzo ucywilizowane. Uff... mialam naprawde dosyc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz