"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

29.03.2011

Zew natury...

... dal w koncu o sobie znac, wybudzajac mnie na dobre z pozimowego letargu.
I kazac dzialac! Zaniepokojona rowniez telefonami sasiadki o kolejnych wlamaniach do chaty i kierowana jakims wewnetrznym impulsem, wyruszylam.
Tym razem na szczescie, nie sama. Syn, z ktorym to owego pamietnego dnia przed niespelna dwoma laty znalazlam to OWO... "cudo", a majacy akurat przerwe w pobieraniu nauk, dal sie uprosic na wspolna wycieczke. I jako, ze w planie byla jazda moim autkiem, a on wiedzac, iz mam jakies dziwne predyspozycje... do dosc szybkiego oduczania sie raz nabytych umiejetnosci, szczegolnie jesli chodzi o jazde autkiem, zdecydowal sie towarzyszyc.
I nie pomylil sie wcale, widzac moje rozpaczliwe manewry na drodze, przejal ster w swoje rece, stwierdzajac, iz jestem wyjatkowo beznadziejnym przypadkiem, jakiego on jeszcze nie mial okazji spotkac. Poubolewal jeszcze nad licznymi ubieglorocznymi "obrazeniami" Matizka, a bylo ich troche, pokiwal glowa nad moja "niewiedza", po czym ja odetchnelam i ... wyruszylismy.

Po drodze odwiedzilismy mojego kochanego p. Mieczyslawa, ktory choc
"bardzo posypujacy sie", ale wciaz na chodzie i w pogodnym nastroju, przydreptal podpierajac sie laseczka, aby usiasc ze mna choc na krotka chwilke na laweczce przed domem i pogawedzic.

Po czym ruszylismy do chaty. Jak zwykle, z dusza na ramieniu, aby potem z wielka ulga stwierdzic, iz wszystko... w porzadku. Wszystko, poza paroma "drobiazgami"...
Chata stala. W calosci. Obora tez. Drzewa rowniez mialy sie dobrze. Strumyk plynal wartko. Jakby nigdy nic. A jednak...?!
A jednak... cos sie dzialo.
Drzwi od obory, tam gdzie poskladane byly narzedzia, stare okna z odzysku, krzesla, stol... i caly ten budowlany kram, zamkniete teraz na klodke, ktora jednak wczesniej, wg. relacji sasiadki ktos otworzyl.
Po lustracji wszystkiego, doszlam do wniosku, ze nic nie zginelo, procz... pedzla, ktorym chcielismy bielic drzewka. Ktos wiec zadal sobie tyle trudu, aby przybity do muru obory plot z siatki lesnej wyrwac ze sciany, odsunac go, otworzyc klodke od drzwi obory, wejsc i sposrod tylu rzeczy, ktore tam byly, nie wziasc niczego, procz... malego pedzelka?!
Dziwne, tak mozna by pomyslec. Bardzo dziwne. Z tylu obory tez ktos wylamal drzwi i znikly ... dwa suporeksy.
I wlasciwie to nic takiego, bo przeciez nic takiego nie zginelo, tylko te "drobiazgi" ! Wiec nie ma powodu do zmartwienia....!
A jednak moj spokoj znikl.
Zwlaszcza gdy dowiedzialam sie od sasiadki, tej ktora doglada domu i u ktorej stoi moja przyczepa, ze otruto jej psa, zaniepokoilam sie na dobre. I nabralam podejrzen. Moje przypuszczenia potwierdzila sasiadka. Okazalo sie, ze myslimy o tej samej osobie. Czyli o moim bylym strozu - Mirku. To on latem otrul psa we wsi... duzego i pieknego wilczura. A w sumie, wg jej relacji otrul juz... siedem psow! Swojego... zabil widlami i siekiera! I to na oczach wlasnych dzieci!
Wiec jednak nie mylilam sie!
A ja jakze naiwna, myslalam, iz Mirek to tylko drobny pijaczek i biedny ojciec dziewieciorga dzieci, ktoremu nalezaloby niezwlocznie pomoc. I nie pomna wszelkich ostrzezen, uczynilam go strozem swojego domostwa, bedac niemal pewna, iz terapia praca odniesie pozadany efekt, i ze Mirek jakims cudem, jak za jednym musnieciem czarodziejskiej rozdzki - przemieni sie nagle w przykladnego ojca i obywatela swojej wsi! Niestety Mirek nie mial najmniejszego zamiaru dac sie "uczlowieczac" i to jeszcze jakiejs obcej babie! Jakos bardziej pasowal mu status miejscowego degenerata i zlodzieja. I kradl nadal wszystko, co tylko sie dalo i co bylo w zasiegu i ... naturalnie rowniez u mnie.
Na to wszystko mozna by bylo w zasadzie machnac reka, co tez ja zrobilam, rezygnujac jedynie z uslug p. Mirka. I na tym mial byc koniec. Konca niestety nie ma. Gdyz w okolicy ma miejsce trucie psow.
A trucie psow to juz INNA sprawa. To juz cos znacznie wiecej niz zwykla kradziez.
I z przerazeniem pomyslalam o jego dzieciach, ktore nie tylko, ze o tym wiedza, ale sa zapewne niemymi swiadkami tychze czynow! I niepokoi fakt... ile przejma z dewiacji ojca?! Bo co do tego, ze dwoch najstarszych 18 i 19- latkow poszlo juz w jego slady, nie ma watpliwosci. A co z reszta?!
Dobrze pamietam te dzieci, tak bardzo jeszcze niewinne i kochane, i to z jaka checia pomagaly mi we wszystkim... mimo, ze ich ojciec okazal sie idiota kompletnym!
A teraz te psy!?
Co robic, zastanawialysmy sie z sasiadka?! O pojsciu na policje nie ma mowy. Wszyscy we wsi boja sie Mirka i jego synow. Boja sie ich zemsty.
Zemsty, ktora i ja odczuwam na wlasnej skorze, bo te wlamania to jego sprawka, to kara za to, ze zrezygnowalam definitywnie z jego uslug, przestajac tym samym finansowac jego alkoholowe zapedy. Wiec teraz mam za swoje!
Oj, trzeba bedzie jednak z tym "fantem" cos zrobic... tylko CO?!

Syn, slyszyc to wszystko pokiwal glowa nade mna, mowiac: " Oj, matka... i ty tu chcesz naprawde mieszkac!!!!
Zawsze mowi do mnie "matka", gdy chce mnie potepic. To taki ponoc obecnie zargon mlodziezowy.
... przeciez to wariactwo!!! , popatrzyl na mnie groznie.
... ech... wariaci tez sa potrzebni... wtedy jest rownowaga, machnelam tylko reka.
Syn pokiwal glowa, stwierdzajac po raz kolejny, iz jestem najwidoczniej wyjatkowym przypadkiem wariata... i ze szkoda czasu...!

No wlasnie, czas naglil, wiec pozegnalismy sasiadke i wrocilismy znow do chaty, na ktorej to widok syn wydal ponownie przeciagly okrzyk: "O!... matka!"
Co w tym wypadku oznaczalo akurat uznanie!
To co zobaczyl, odbiegalo od obrazu straszacej ruiny, ktory pamietal z ubieglego roku.
Uroslam od razu pod tym jakze akceptujacym wzrokiem, myslac sobie, ze chyba nie jest az tak zle, i ze mimo pogrozek, iz noga ich tutaj nie postanie, na co ja morze lez wylalam, myslac juz nawet o sprzedazy owego cudu... moje dzieci jednak bardzo polubia TO miejsce i z ochota beda tutaj wpadac!

Po tym wszystkim nastapila bardzo przyjemna czesc dnia - czyli WIOSENNE PORZADKI.
A ja gdy tylko ubralam swoje robocze fatalaszki i sliczne zielono-szare gumiaczki... rzucajac sie z pasja w wir pracy, jakby od tego cale moje zycie zalezalo... poczulam sie od razu w swoim zywiole, zapominajac o Mirku, o jego manewrach i calym bozym swiecie.
Sloneczko swiecilo i bylo cudnie, a my przycinalismy i bielilismy drzewka.
I synek nawet bardzo zadowolony, pracowal z ochota.
A ja znow poczulam "wiatr we wlosach" i ta jakas nieodparta chec dzialania i... wzbierajaca sile i to natychmiastowe pragnienie, aby wlozyc rece do ziemi i siac i kosic... i murowac i... "przenosic gory"!!!
I uwierzyc, ze wszystko jest mozliwe!
I gdy usiedlismy w koncu pod pobielona jablonka, a ja powiodlam wzrokiem po swoim pieknym, dzikim ogrodzie, ktory syn nazwal "chaszczowiskiem", i w ktorym tylko w zasadzie jablonki prezentowaly sie nad wyraz dobrze... dech mi zaparlo... i poczulam sie absolutnie szczesliwa.

I gdy synek fotografowal dom, ja wybralam sie na poszukiwania wiosny.

I znalazlam jej pierwsze, niesmiale - zwiastuny...


... w budzacym sie do zycia lesie przy domu



... w delikatnych bialych zawilcach



... w strumyku


Niestety wiecej zwiastonow nie ma... bo aparat niestety wysiadl. Ale to i tak nie takie wazne, skoro WIOSNA JUZ JEST!
Pozdrawiam wiec wszystkich juz bardzo wiosennie!

15 komentarzy:

  1. Amelio, coś więcej tych zwiastunów wiosny u Ciebie, niż u mnie na wschodzie płd., i pąki jakieś większe, i zawilce kwitną. Uznanie w oczach syna za wykonaną pracę to jest największy podarunek, jaki może być, to cieszy. Wszędzie są tacy ludzie, jak ob. Mirek, może jak będziesz mieszkać na stałe, to ukróci swoje zapędy, martwią mnie tylko te psy. Też mam takiego miłego Pana u siebie, o dwóch laskach, pokrzywiony, co niedzielę idzie w dolinę do kościółka, piwko i wraca, a jest skarbnicą wiedzy o regionie, wspaniały sadownik, szczepi drzewa. Pozdrawiam serdecznie, bądź dobrej myśli.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż Amelio, historia z tymi psami, jest po prostu druzgocąca, wiesz ja na Twoim miejscu nie rezygnowałabym jednak z usług owego pana, przynajmniej na razie, takich trzeba oswajać, bo swoich nie ruszają. My też udomowiliśmy jednego takiego, trochę to trwało,ale się udało, przemyśl sobie sprawę, wydaje mi się jednak, że Twoja chata będzie bezpieczniejsza pod opieką Onego niż bez niej. Z dziećmi tak już jest, moja Marika, jak pierwszy raz zobaczyła chałupę, to parsknęła - ale ruinę kupiłaś, jak chcesz to sama będziesz przyjeżdżać. Było to 11 lat temu. Teraz na skrzydłach leci, a jak przyjeżdża mówi - mamo, tu jest raj na ziemi i znajomych jeszcze zwozi :)) Myślę, że z Twoim synem będzie tak samo, jeszcze się od niego nie opędzisz. Pozdrawiam wiosennie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak dzisiaj o Tobie myslałam i proszę-mam post. Jesli chcesz to ja przyjade i otruje wlasnorecznie tego dziada-powinni mnie uniewinnic bo kobietom w ciązy często odbija.

    OdpowiedzUsuń
  4. niestety zdarzają się tacy panowie ,al mam nadzieję,że los także w jego wypadku "się odwróci"

    OdpowiedzUsuń
  5. no ale takie pobłażanie coraz bardziej rozzuchwala..na wsi często jest tak, że psami się nie przejmują, do weterynarza nie chodzą..jest to jest, albo będzie inny..jakby weterynarz stwierdził otrucie, to już się kwalifikuje pod znęcanie nad zwierzętami..a te widły i siekiera to już w ogóle..
    a gdzie matka tych dzieciaków?
    Przynajmniej przyroda się nie zachowuje jak ludzie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przykra sprawa z tymi psami :( U nas taka sprawa wyglądałaby podobnie, ale szybko jakiś anonimowy donos doszedł by tam, gdzie trzeba...
    Dobrze, że ta wiosna już jest bo i człowiek jakiś bardziej do życia i optymizmu więcej jakby :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę, na takich drani to rady nie ma. U nas pod tym względem ciut lepiej. Byłam nawet świadkiem rozmowy dwóch panów gospodarzy, że zwierzę trzeba szanować, konia, czy psa nie bić, bo człowiek szacunku u niego nie będzie miał i pożytku żadnego, a kota nie gonić, bo myszy łowi. Dobre i to... A chatka pięknieje, nie da się ukryć. I otoczenie też!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mario, mam nadzieje, ze ow Mirek naprawde sporzadnieje i ukroci swoje zapedy. Dzieki za dobre mysli.

    Jolu, masz chyba racje, bede probowala oswoic Mirka, stawiajac jednak na resocjalizacje. A dzieci... tez mysle, ze przyfruna na skrzydlach. Dzieki za otuche!

    Hannah, dzieki za zapal i checi... ale komu jak komu, ale kobiecie w ciazy... zabraniam stanowczo takich posuniec!!!

    Tak, Olgo, wierze, ze los sie odwroci... juz nic innego mi nie pozostalo!

    Wilku, przyroda moze byc przykladem dla ludzi. A matka dzieci tez... bardzo kochajaca alkohol, chyba nawet bardziej niz wlasne dzieci.
    A one same, pozal sie boze - brudne, zaniedbane i glodne. Ech, szkoda slow. A na wsi kazdy sie boi, no i wiesz jak oni wszyscy traktuja psy... jak psy. I tyle.

    Heurek, to milo. ze wpadlas! Z wiosna wszystko wydaje sie lepsze.

    Asiu, to przykre, ze na takich drani nie ma rady. I sa bezkarni. Kazdy musi wiec cos od siebie robic w tym swoim malym "swiatku". Tylko tak mozna cos zmienic.

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratulacje z okazji otwarcia sezonu!!! Jabłonki świetnie się nadają, aby pod nimi szczęśliwieć i takich chwil Ci życzymy wiele.

    Mirka serdecznie NIE LUBIMY!
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  10. Amelio kochana, juz wczoraj przeczytałam Twój post, nie skomentowałam, bo chciałam się zastanowić, co poradzić... Aż mi się cisną głupie słowa: "a nie mówiłam", ale nie ma co teraz rozpamiętywać, trzeba żyć dalej i robić swoje. Za dużo pracy włożyłaś w to miejsce, a przede wszystkim za dużo serca, marzeń, nadziei... napiszę resztę na maila.
    Bo tak poza tym, to najważniejsze jest: Twoje miejsce!
    Jejku, jak tam cudnie... Nie dziwię się, że czujesz nowe siły, przypływ entuzjazmu, zanurzając się w swoim ogrodzie. I ten strumyk... jak w raju ;-) Będziesz tam szczęśliwa, ja Ci to mówię!
    I prosimy o zdjęcia chaty!
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Amelio , jak zawsze pięknie opisałaś swoje odczucia i przeżycia . Ciekawa historia , szkoda tylko , że z tak dramatycznym podtekstem... wstrząsnęła mną . Jak można być tak okrutnym ! Może to zabrzmi naiwnie , ale uważam , że w jedności siła ,może mieszkańcy powinni razem spróbować przeciwstawić się temu "bestialstwu" , tym bardziej, że czując się bezkarnym, nie wiadomo do czego jeszcze będzie zdolny posunąć się ów "delikwent".....Zwierzęta w takiej sytuacji są bezbronne i to my , ludzie powinnyśmy im pomóc !
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  12. Nawet nie wiem co Ci radzić.
    Wczesniej uważałam, że dobrze zrobiłaś zatrudniając u siebie tego pana, a teraz to bym go omijała szerokim łukiem.
    Ale z drugiej strony dopóki tam nie zamieszkasz to według mnie nie powinnaś chyba z tym człowiekiem zadzierać.
    Z tego co piszesz to jest on zdolny do wszystkiego.
    Inaczej podejmuje się jakieś działania mieszkając na miejscu i mając baczenie na wszystko, a inaczej gdy cały "skarb" zostawia się bez żadnej opieki.
    Dobrze chociaż, że przyroda nie zawiodła i powitała Ciebie jak na wiosnę przystało.
    I syn zachwycony, czyli w sumie więcej pozytywów ... :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Go i Rado...ciesze sie, ze mam sojusznikow w serdecznym nielubieniu p. Mirka!

    Inkwizycjo, tak masz racje to moje miejsce i nie zamierzam nawet wedle... stu panow Mirkow z niego zrezygnowac!

    Romantyczno Duszo, zgadzam sie w zupelnosci, ze to my powinnismy bronic zwierzeta... ale wiesz jak to na wsi... nikt sie nimi specjalnie nie przejmuje i kazdy macha reka. A P. Mirek ze swoimi synami rzadza we wsi, wiec kazdy boi sie z nim zadzierac. Pzdr.

    Mirko, ja tez tak myslalam zatrudniajac p. Mirka, ale coz.. wyszlo inaczej. Niczego nie mozna przewidziec. Ha, madry Polak po szkodzie!
    O, tak przyroda mnie nie zawiodla i powitala pelna wiosna!
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Amelko kochana przybiegłam do Ciebie w samą porę...tak się Ciebie czyta jak najlepiej dawkowany napięciem thriller! Takich Mirków w Polsce nie brakuje i co można z nimi zrobić? Zamknąć na 2-3 miesiące? A jak wyjdą, to i tak w pijanym widzie narobią więcej szkód niż przed odsiadką. Podejrzewam, że wzorem ojca cała dzieciarnia już albo w najbliższej przyszłości będzie działać tak samo. Amelko podziwiam Cię za to wszystko, co robisz - jesteś niesamowicie odważną i dzielną kobietą! Wielki szacunek dla Ciebie, nie dziwię się też synowi...bo to co zobaczył, na pewno przerosło jego wyobrażenie! Szkoda rzeczywiście tych biednych, bezbronnych psów. Najważniejsze jednak, że odwaliłaś kawał dobrej roboty...i jesteś z tego zadowolona, a całość rośnie w oczach i wzbudza zachwyt....dziecka!!!! Pozdrawiam Cię cieplutko, przesyłam moc uścisków i trzymam kciuki za dalsze postępy w opanowaniu tego remontu!!!A w okół domu tak pięknie, śliczne zdjęcia...wszystko doskonale widoczne, buziaczki,pa.

    OdpowiedzUsuń
  15. Graszko, kochana, dziekuje za cieple slowa, sa zawsze balsamem dla mojej skolatanej duszy i jakze dodaja sil do dzialania!
    Ja zawsze najpierw "wpadam w dol" po tym wszystkim... a potem zaciskam piesci... i sune do przodu!!!

    OdpowiedzUsuń