"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

26.08.2010

Szczescie ma... rozne oblicza...


Spiesze doniesc, Wam, moi Kochani, tym WSZYSTKIM, ktorzy czytuja te moje zapiski i dodajac otuchy, wierza, iz mi sie w koncu uda.../ za co serdecznie dziekuje!/... tak wiec spiesze doniesc, iz po miesiacach przeplatanych na zmiane chwilami zwatpien, euforii, momentami zalaman i niezliczonymi... probami ucieczki z miejsca "wydarzen"... Moja RUINA nieublaganie i w jakichs blizej niewytlumaczalny sposob, gdziekolwiek bym nie byla... nawet wpol drogi... zawracala mnie z POWROTEM.
Chcac jakby w ten oto sposob dac mi do zrozumienia..., iz bez wzgledu na wszystko, nieodwolalnie nalezymy... DO SIEBIE.
NA ZAWSZE.
Tak jak w malzenskiej przysiedze. NA DOBRE I NA ZLE.
I ze moje proby... "ODWROTU" sa jakze... dziecinnie smieszne i jakze... bezsensowne.
Bo w koncu i tak... WROCE do mojego... PRZEZNACZENIA.
I WRACALAM... wracalam skruszona, nie mogac inaczej.
Wracalam... tak jak dziecko marnotrawne wraca do domu.
Az w koncu poddajac sie zupelnie i.... zaczynajac... zaczynajac, TO czego tak bardzo sie balam.
I tak oto moj STARUSZEK dostaje NOWE ZYCIE.

A ja jestem.... ABSOLUTNIE SZCZESLIWA


Tak wygladal staruszek jeszcze wczoraj, dzis sa juz wszystkie drewniane elementy dachu zdjete i ladnie poukladane przez pana M. i jego synow w oborce.




Chlopcy pana M. pomagaja przy zwozeniu dachowek do oborki

2 komentarze: