Kamyk zielony... nie jest wcale, jakby się zdawać mogło, takim sobie zwykłym kamykiem, lecz posiada dość... dziwne moce, które w bliżej nieokreślony sposób pchają człowieka do przodu... zmuszając go do róznych rzeczy... jak na przykład do podróży... a gdy już znajdzie się w tej podróży... to wydarzają się na niej rzeczy dziwne, a nawet powiedziałabym... niezwykłe!
I tak też stało się ze mną!
Znaleziony przypadkiem na morskiej plaży kamyk... stał się moim natchnieniem i przewodnikiem, a ja dałam się porwać... i wyruszyłam w podróż... do miejsca, do którego wcale jechać nie zamierzalam! Wszystko stało się nagle i niespodziewanie. To był taki intuicyjny zryw, któremu dałam się po prostu ponieść!
Myśląc, że dobrze jest móc wyruszyć z małym bagażem i z całym Wszechświatem dla siebie!
I podobnie, jak kiedyś przed laty, znów jechałam tym samym pociągiem... byle jakim, choć z widocznym celem i z wieloma przesiadkami... aby w końcu wysiąść na malym dworcu, w górskiej wiosce, prawie na końcu świata!
A potem szłam znajomą mi drogą do miejsca, które już kiedyś... tak bardzo mnie urzekło. I w którym jakaś część mnie na zawsze pozostała...
A ponieważ trochę już czasu minęło od tamtej chwili, więc pobłądziłam, i gdy zapytałam miejscowych o dalszą drogę, popatrzono na mnie ze zdziwieniem pytając: I po co pani tam idzie, tam przeciez nic nie ma... tylko te pare chałup!
Krótko mówiąc, zmierzałam więc do miejsca, w którym... NIC NIE MA. I to na dodatek... po raz kolejny. Cóż, widać tak już mam, że różne dziwactwa mnie się trzymają.
Po drodze mijałam cudne, zapadające się i bardzo już stare chałupki... napawałam się sielskimi widokami... myśląc, jak niewiele już jest, tak pięknych i tak nieucywilizowanych miejsc, jak właśnie to... w którym Nic Nie Ma...
W końcu dotarłam do mojego celu. Miejsca, w którym kilku Zapaleńców i Pasjonatów buduje swoje gliniano słomiane chatki. To tutaj właśnie postanowiłam kilka dni pobyć
Już tak mam, że bez gliny nijak żyć nie umiem! Więc potaplałam sie trochę w błotku... ale ręce za to, zrobiły się jeeeedwabiste!
Któregoś dnia postanowiłam odwiedzić, mieszkajacą w sąsiedniej wiosce Naszą blogową koleżankę. Ruszyłam do niej pieszo.
Gdy dotarłam pod znajomy mi z blogowego zdjęcia dom... na spotkanie najpierw wybiegły psy...
potem przykuśtykało czarne jak smoła owcze dziecię...
a na końcu sama właścicielka posiadłości....
... czy już może Wiecie kto?
Taaaak, Inkwizycja we wlasnej Osobie!!!
Ależ mnie zaszczyciło!!!
I gdyby wcześniej ktokolwiek mi powiedział, że wkrótce pojadę na drugi koniec świata, aby Ją właśnie spotkać, naprawdę popukałabym się w głowę!
Tak... to właśnie Kamyk sprawia! Jest naprawde magiczny! A niemożliwe staje się możliwym!
Tak więc Inkwi, podobnie jak Jej blog, okazała się ciepła i kochana... i bardzo, ale to bardzo kochająca swoje nowe dziecię, czarnowłose jagnię, które dreptało, a raczej kuśtykało na swoich trzech nózkach za nią krok w krok!
I było widać, że póżne macierzyństwo wyjątkowo jej służy, bo wyglądała wręcz kwitnąco, w swojej kwiecistej sukience, z chusteczką na głowie, jak na wiejską kobietę przystało.
Jagnię spało sobie cały czas słodko w salonie na materacyku i tylko dwa razy zrobiło siusiu i tylko jeden raz głośno się wydarło becząc: jaaagnięęęę!!! co oznaczało; mamo daj jeść!
Inkwi krzątała się koło maleństwa z należytą troską, podgrzewając, a potem studząc mleczko w butelce i dziecko wypiło całą jej zawartośc w tempie zaiście błyskawicznym, po czym zasnęło błogo!
A my oddałyśmy się pogaduchom!
Zachwyciłam sie terenami, domem, widokiem na góry, końmi, mniej owcami, które okazały się nader trudne i nawet na nasze spotkanie nie wyszły, dzikuski jedne, uciekając w popłochu!
Wpadłam na dziesięć minut, jak zapowiadałam, a zostałam bite trzy godziny! A pod koniec wpadła , tak właśnie wpadła... AGNIECHA, Ta od koni!!!
A do mojej kolekcji aniołów dołączył Anioł od Inkwizycji!
Piękny, czarny. Który zawisł już na mojej glinianej ścianie.
I jeszcze jedno... w miejscu w którym Nic Nie Ma.... zostawilam swoje serce!
A Inkwi dostała Kamyk Zielony... żeby też mogła dać się ponieść... i przekazać go dalej!
I tak też stało się ze mną!
Znaleziony przypadkiem na morskiej plaży kamyk... stał się moim natchnieniem i przewodnikiem, a ja dałam się porwać... i wyruszyłam w podróż... do miejsca, do którego wcale jechać nie zamierzalam! Wszystko stało się nagle i niespodziewanie. To był taki intuicyjny zryw, któremu dałam się po prostu ponieść!
Myśląc, że dobrze jest móc wyruszyć z małym bagażem i z całym Wszechświatem dla siebie!
I podobnie, jak kiedyś przed laty, znów jechałam tym samym pociągiem... byle jakim, choć z widocznym celem i z wieloma przesiadkami... aby w końcu wysiąść na malym dworcu, w górskiej wiosce, prawie na końcu świata!
A potem szłam znajomą mi drogą do miejsca, które już kiedyś... tak bardzo mnie urzekło. I w którym jakaś część mnie na zawsze pozostała...
A ponieważ trochę już czasu minęło od tamtej chwili, więc pobłądziłam, i gdy zapytałam miejscowych o dalszą drogę, popatrzono na mnie ze zdziwieniem pytając: I po co pani tam idzie, tam przeciez nic nie ma... tylko te pare chałup!
Krótko mówiąc, zmierzałam więc do miejsca, w którym... NIC NIE MA. I to na dodatek... po raz kolejny. Cóż, widać tak już mam, że różne dziwactwa mnie się trzymają.
Po drodze mijałam cudne, zapadające się i bardzo już stare chałupki... napawałam się sielskimi widokami... myśląc, jak niewiele już jest, tak pięknych i tak nieucywilizowanych miejsc, jak właśnie to... w którym Nic Nie Ma...
W końcu dotarłam do mojego celu. Miejsca, w którym kilku Zapaleńców i Pasjonatów buduje swoje gliniano słomiane chatki. To tutaj właśnie postanowiłam kilka dni pobyć
Już tak mam, że bez gliny nijak żyć nie umiem! Więc potaplałam sie trochę w błotku... ale ręce za to, zrobiły się jeeeedwabiste!
Któregoś dnia postanowiłam odwiedzić, mieszkajacą w sąsiedniej wiosce Naszą blogową koleżankę. Ruszyłam do niej pieszo.
Gdy dotarłam pod znajomy mi z blogowego zdjęcia dom... na spotkanie najpierw wybiegły psy...
potem przykuśtykało czarne jak smoła owcze dziecię...
a na końcu sama właścicielka posiadłości....
... czy już może Wiecie kto?
Taaaak, Inkwizycja we wlasnej Osobie!!!
Ależ mnie zaszczyciło!!!
I gdyby wcześniej ktokolwiek mi powiedział, że wkrótce pojadę na drugi koniec świata, aby Ją właśnie spotkać, naprawdę popukałabym się w głowę!
Tak... to właśnie Kamyk sprawia! Jest naprawde magiczny! A niemożliwe staje się możliwym!
Tak więc Inkwi, podobnie jak Jej blog, okazała się ciepła i kochana... i bardzo, ale to bardzo kochająca swoje nowe dziecię, czarnowłose jagnię, które dreptało, a raczej kuśtykało na swoich trzech nózkach za nią krok w krok!
I było widać, że póżne macierzyństwo wyjątkowo jej służy, bo wyglądała wręcz kwitnąco, w swojej kwiecistej sukience, z chusteczką na głowie, jak na wiejską kobietę przystało.
Jagnię spało sobie cały czas słodko w salonie na materacyku i tylko dwa razy zrobiło siusiu i tylko jeden raz głośno się wydarło becząc: jaaagnięęęę!!! co oznaczało; mamo daj jeść!
Inkwi krzątała się koło maleństwa z należytą troską, podgrzewając, a potem studząc mleczko w butelce i dziecko wypiło całą jej zawartośc w tempie zaiście błyskawicznym, po czym zasnęło błogo!
A my oddałyśmy się pogaduchom!
Zachwyciłam sie terenami, domem, widokiem na góry, końmi, mniej owcami, które okazały się nader trudne i nawet na nasze spotkanie nie wyszły, dzikuski jedne, uciekając w popłochu!
Wpadłam na dziesięć minut, jak zapowiadałam, a zostałam bite trzy godziny! A pod koniec wpadła , tak właśnie wpadła... AGNIECHA, Ta od koni!!!
A do mojej kolekcji aniołów dołączył Anioł od Inkwizycji!
Piękny, czarny. Który zawisł już na mojej glinianej ścianie.
I jeszcze jedno... w miejscu w którym Nic Nie Ma.... zostawilam swoje serce!
A Inkwi dostała Kamyk Zielony... żeby też mogła dać się ponieść... i przekazać go dalej!
Jak uczuciowo to opisałaś ..czuć, ze było Ci tam dobrze!! Jak cudnie ,że sa takie miejsca i tacy ludzie..którzy nie tylko ciepli i mili i mochani to maja swoje miejsca na Ziemi odnalezione..
OdpowiedzUsuńFajne miałas wakacje!!
czy już jesteś w Białej Damie???
Pozdrawiam ze swej chmurki:):)
Tam, gdzie bylam, to takie miejsce, gdzie ludzie tworza jedna wielka rodzine, sa sobie pomocni, zyczliwi i przyjacielscy, po raz pierwszy znalazlam sie w takiej spolecznosci i zobaczylam jak bardzo tego tutaj mi brakuje. Spostrzeglam jak niezwykle wazne jest otoczenie czlowieka, zwlaszcza w wiejskiej spolecznosci. Bez tego praktycznie nie da sie funkcjonowac. POzdrawiam rowniez.
Usuńbardzo ważni sa ludzie ,,, jak czytam takie rzeczy to to sa dla mnie podpowiedzi by jak będizemy szukać miejsca dla siebie to trzeba i patrzeć kto obok mieszka
UsuńPozdrawiam cieplutko....
Tak, teraz juz wiem, ze to jedna z glownych spraw, ktora trzeba brac pod uwage przy zakupie domu... zobaczyc jacy sa twoi sasiedzi!
Usuńja gdybym wtedy wiedziala wsrod jakich ludzi przyjdzie mi zyc... mimo calego tego piekna ucieklabym i to jak najszybciej!
życzę Ci aby jak najszybciej zajwiła sie w Twym życiu bratnia, męska dusza:):)
UsuńCudownie tam u Inkwi? Prawda? Zazdroszczę Ci, bo nie mam jak teraz pojechać. Ale jeszcze pojadę. Kamyk zielony przydaje się bardzo. Jeszcze jeden mam. Kto wie, co się zdarzyć może. Gorąco pozdrawiam
OdpowiedzUsuń
UsuńTak, Kamyk zielony to dobra rzecz, pod jego wplywem rozne rzeczy sie dzieja, chodz tego nikt nie wie...
Amelio... jestem szczęśliwa, że mogłam Cię poznać osobiście... i uściskać - wspaniałą, silną i wrażliwą kobietę ;) Jestem pełna podziwu dla Twoich dokonań, choć wiele razy się martwiłam, jak też sobie poradzisz... a teraz będzie Cię strzegł Czarny Anioł ;-)
OdpowiedzUsuńA Zielony Kamyk... coś czuję, że powiedzie nas nad Bałtyk... i wtedy znowu się zobaczymy ;) Są plany, może w marcu?
Ściskam czule, kochana ;)
Ale uroslam!
UsuńJak tam Twoje dziecię?
Czy owce nadal dzikie?
Kamyk musi powedrowac!
Zapraszam oczywiscie!
Na końcu świata, a każdy widzi go gdzie indziej, zawsze można spotkać wspaniałych ludzi:) Czarny Anioł jest piękny.
OdpowiedzUsuńI dobrze, ze dla kazdego jest on gdzie indziej.
UsuńA ludzi wspanialych masz rację wszedzie mozna spotkac, nawet o krok od siebie!
Amelio, z radością przeczytałam Twój post już wczoraj, poniosło Cię na południe, odetchnęłaś innym powietrzem, zostawiłaś swoje serce; a ja jestem pełna obaw, czy nie zechcesz pod wpływem tej wyprawy zaczynać wszystkiego od początku:-) znak rozpoznawczy pewnego izerskiego siedliska - biała suczyca i czarna owieczka na trzech nóżkach, gdzieś na końcu świata, spotkanie mądrych i silnych kobiet, które miały odwagę zmienić swoje życie; wracaj, Amelio, z nowymi siłami, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWiesz, ze ta podróz tak własnie mnie nastroila... że pomyslalam o zmianie?!
UsuńChodz ja juz od dluzszego czasu o niej mysle! Widzisz Marysiu, to nie tak, ze to impuls chwili, ale decyzja przemyslana, i chodzi glownie o to, że bez zyczliwych i pomocnych ludzi,ktorzy np. zaopiekuja sie twoim domem i zwierzakami, gdy bedzie potrzeba wyjazdu... po prostu w wiejskiej spolecznosci nie da sie zyc. Ta podroz raz jeszcze to mi uzmyslowila. I chodz na razie niczego nie planuje, a do domu wrocilam z wielka radoscia... to jednak, jakas furtka pozostala otwarta...pozdrawiam rowniez serdecznie
Piękne spotkanie!
OdpowiedzUsuńTak... i dla takich spotkan, warto jechac nawet na koniec swiata, gdziekolwiek by on nie byl!
UsuńA jak się z takiej podrózy wraca, to jak sie patrzy na to, co zastaje sie po powrocie...? Czy to takim samym sie wydaje, czy zgoła jakimś innym, dziwnym? Czy to łatwo ukokosic sie na nowo? A może ten kamyk zielony wciaz tętni i woła?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię ciepło Wędrowniczko!
Widzisz Olgo, wrocilam z radoscia do domu i do moich zwierzakow, za ktorymi juz zdazylam sie stesknic i ... pomyslalam od razu... jak tu pieknie jest!
UsuńI pomyslalam o tym, ze naprawde nie chcialabym juz niczego zaczynac od nowa i tego miejsca, o ktore tyle walczylam opuszczac!
Tylko czy to mi sie uda?! Czy ta walka, ktora caly czas tocze, sie powiedzie?!
I czy faktycznie dam rade zyc tutaj dalej tak samotnie, a jesli bede musiala wyjechac, to z kim pozostawie dom, zwierzeta?! Te pytania wciaz do mnie powracaja, a ja nie znajduje na nie odpowiedzi? Sciskam
Właśnie tam, gdzie Nic Nie Ma, zdarza się tak wiele. Ciepłe spotkania, cudowni ludzie, czułe zwierzęta. Ja jednak mam nadzieję, że tylko część serca zostawiłaś, maleńką, bo Twojej stuletniej też potrzeba ciepła Twojego i uporu i siły i mocy. Serdeczności ślę i zazdraszczam troszeczkę
OdpowiedzUsuńTam gdzie nic nie ma... jest zwykle Wszystko!
OdpowiedzUsuńTak, reszte serca przywiozlam do chaty!
Amelio, jakie wspaniałe spotkanie Na Szczycie!! I Inkwizycja, i Agniecha, i Ty... Same wspaniałe, silne, mądre kobiety, może nawet trochę wiedźmy, zaklinaczki zwierząt. Zazdroszczę wam tego spotkania, tej możliwości pobycia razem w takim pięknym miejscu... No i poznałaś osobiście Soykę... Widzę, że Zielony Kamyk zasiał ziarno niepokoju... Nie wiem, czego ci życzyć... czy pozostania, czy poszukiwania, czy spokoju... Może po prostu tego, żebyś była szczęśliwa:)))
OdpowiedzUsuńO to, to, Mika ujęła to nadzwyczaj trafnie! Właściwie z ust mi to wyjęła. Słuchaj intuicji, ona wie, co gada.
OdpowiedzUsuńMika, Hana, Dziewczyny macie rację... to było spotkanie na szczycie!
UsuńTrzy baby i jedno trzynogie jagnie!
Taaak, nic nie robie, tylko zdaję się na intuicję!
pięknie opisałaś...
OdpowiedzUsuńdobrze mieć kogoś obok siebie ze świata blogowego... już Ci zazdroszczę
pozdrawiam
ślicznie tu u Ciebie! Pozwól, że dodam Twojego bloga do listy moich obserwowanych. Uwielbiam wiejskie życie, chcoiaż pochodzę z miasta! Również zapraszam do mnie:)
OdpowiedzUsuńhttp://domprzywiosennej5.blogspot.com/