Wieści oscylują głównie wokół jednego w zasadzie tematu: praca!
A ja zawsze myślałam, że gdy już skończę to całe remontowanie, tak chociażby z grubsza, to będę nareszcie miała tyle wolnego czasu... i że będe zawieszała hamaki na drzewach... aby móc wylegiwać się w słońcu, obserwując płynące chmury... i spacerować, podziwiając wiejskie widoki... lub odpoczywać w cieniu jabłoni...!
Niestety, nic z tych rzeczy nie ma miejsca! Z tej prostej przyczyny, że ja nie mam po prostu na nic czasu!!! A zamiast hamaków zakupilam ostatnio nowe akcesoria ogrodnicze, tudzież wiadra i łopaty.
Doszłam też do wniosku, o czym nie miałam pojecia, iż te letnie miesiące, tak wymarzone na letni odpoczynek... to najbardziej pracowity okres w roku! A odchwaszczanie terenu i ogrodu warzywnego to główne i nie mające w zasadzie końca zajęcie!
Ciągłe koszenie, choć u mnie już tylko ścieżki... nawadnianie, choć i to zostało już dawno z braku wody zarzucone... dosiewanie... przesadzanie... mieszanie wciąz nowych gnojówk... opryskiwanie... czyni dobę zdecydowanie za krótką!
Gdybym miała jeszcze do tego kozy, czy owce, kury lub osły... to z pewnością, jak słusznie zauważyła Olga, musiałabym sie niechybnie... sklonować, aby to wszystko ogarnąć... skoro już teraz nie ogarniam!
Nie jestem mocna w teorii prawdopodobieństwa, ale prawdopodobnie u mnie wszystko... Przyrasta... i praca i chwasty!
A mój ogród już za niedługo, zrobi się pewnie zupełnie dziki. A zresztą dlaczego nie.. chwasty też mogą być piękne... Więc może wkrótce przestanę w ogóle odchwaszczać?! A kozy czy owce dokonają reszty?!
Z innych wieści, to takie, iż ostatnimi czasy byłam też ''odwiedzana''!
Wiele osób pisze, dziwiąc się i pytając, jak tego wszystkiego dokonałam, a chcąc się o tym naocznie przekonać, przyjeżdżają.
I gdy zamiast jakiejś nadludzkiej istoty, widzą normalnego człowieka... cieszą się, myśląc, że skoro mnie się udało, to i im się powiedzie...i że oni mogą też coś zmienić w swoim życiu i ... że to jest całkiem MOZLIWE!!!
Tak więc Iwonka i Ela K. wyjechały ode mnie podbudowane i w nastrojach optymistycznych, a co najważniejsze z nowym pomysłem na życie!
Takie spotkania zawsze owocują czymś pozytywnym i... czymś niezwykłym.
I właśnie to NIEZWYKŁE ... też się wydarzyło!
Otóż Ela K.... z miejsca zakochała się w Różanych dzieciach... postanawiając dwójkę z nich adoptować!!!
Najpierw chciała jednego, ale widząc, jak bardzo są ze sobą zżyte i nie zważając zupełnie na KOLOR... /wzięciem cieszą się bowiem najbardziej rude... jakby kolor mógł o czyimś życiu decydować/ postanowiła wziąść oba czarno-białe!
I w ten oto sposób Ela zdecydowała się na póżne, nieplanowane i spontaniczne macierzyństwo!
A na dodatek, jak donosi w swoich telefonach, stała się przez to osobą nader szczęśliwą, a to że dzieci dobrały się już do jej nowych firanek... nie stanowi dla niej większego problemu!
Ela... Jesteś WIELKA! I dzięki w imieniu Róży, wiesz jak ona się bała o te swoje maleństwa, jak kazała im się chować przed nami!
I co więcej, Różane dzieci będą nawet nas odwiedzać!
I taką oto laurkę otrzymałam od Eli, tutaj jeszcze z rudym dzieckiem, którego potem na czarno bialego wymieniła.
I cóż... w tym momencie, mogę jedynie zachęcić do póżnego i nieplanowanego macierzyństwa! A rzeczy nieplanowane są ponoć najlepsze!
Wiem coś o tym, sama tego doświadczyłam, adoptując spontanicznie trzy psy i cztery koty i tym samym przeżywajac pełnię szczęścia!
I na tym koniec z kocimi dziećmi, obie panny idą wkrótce do sterylizacji. Ale takich kocich istot czekających na nowe domy i kochające mamy jest wszędzie pełno... np. u Tymianków!
Z innych wieści to takie... że wszystko jakoś słabiej rośnie tej wiosny, a pogoda też bywa dziwna. Najpierw susza, teraz deszcze... więc nawet maki, zawsze takie majowe, dorodne... dopiero teraz zaczynają swoje kwitnienie... i co dzień zakwita tylko jeden...
Obie zaś czereśnie biała i czerwona obsypane są owocami...
... Ale niestety, nie dla mnie! Chmary szpaków uwijają się miedzy nimi... i owoców coraz mniej. Zjadają je, zanim zdążą dojrzeć. A te które spadają zjada... Maks.
Czy widzieliście kiedyś psa jedzącego czereśnie?!
U mnie chyba wszystko jest jakieś osobliwe!?
I jak wytłumaczyć to, że w owym roku, gdy po raz pierwszy zobaczyłam siedlisko, czerwona czereśnia, pomimo póżnej już pory, uginała się pod ciężarem owoców, które ja garściami zrywałam!
Jakby właśnie na mnie czekała!?
Tak długo!?
I gdzie były wtedy szpaki!?
I czy może był to kolejny ... znak... zachęta, zniewolenie słodkimi owocami do przygarnięcia tego miejsca!?
Są sprawy... których rozum ludzki nigdy nie ogarnie!
Z innych wieści to takie, że ostatnio jeżdziłam za... kozami oraz osłem... jako, że za przykładem Eli... znów zapragnęłam póżnego macierzyństwa. I znalazłam śliczne kózki do wzięcia... ale niestety, na razie musze odpuścić.
Może poczekam... aż się sklonuję!
Skoro z remontem sie udało, to może i z tym też jakoś pójdzie!
I na koniec ostatnia już wiadomość. Na początku przyszłego tygodniu wyruszam w podróż. Odwiedzę pewne niezwykłe miejsce, powłóczę się trochę... A będąc w okolicy, w której mieszka nasza blogowa koleżanka... wstapię do niej na małą chwilkę.
Tak więc pakuję plecak, śpiwór, mapę... kamyk zielony...
zostawiam... nieogarnięty ogród... zrozpaczone psy... obrażone koty i... JADĘ!!!
I do usłyszenia po powrocie!
A ja zawsze myślałam, że gdy już skończę to całe remontowanie, tak chociażby z grubsza, to będę nareszcie miała tyle wolnego czasu... i że będe zawieszała hamaki na drzewach... aby móc wylegiwać się w słońcu, obserwując płynące chmury... i spacerować, podziwiając wiejskie widoki... lub odpoczywać w cieniu jabłoni...!
Niestety, nic z tych rzeczy nie ma miejsca! Z tej prostej przyczyny, że ja nie mam po prostu na nic czasu!!! A zamiast hamaków zakupilam ostatnio nowe akcesoria ogrodnicze, tudzież wiadra i łopaty.
Doszłam też do wniosku, o czym nie miałam pojecia, iż te letnie miesiące, tak wymarzone na letni odpoczynek... to najbardziej pracowity okres w roku! A odchwaszczanie terenu i ogrodu warzywnego to główne i nie mające w zasadzie końca zajęcie!
Ciągłe koszenie, choć u mnie już tylko ścieżki... nawadnianie, choć i to zostało już dawno z braku wody zarzucone... dosiewanie... przesadzanie... mieszanie wciąz nowych gnojówk... opryskiwanie... czyni dobę zdecydowanie za krótką!
Gdybym miała jeszcze do tego kozy, czy owce, kury lub osły... to z pewnością, jak słusznie zauważyła Olga, musiałabym sie niechybnie... sklonować, aby to wszystko ogarnąć... skoro już teraz nie ogarniam!
Nie jestem mocna w teorii prawdopodobieństwa, ale prawdopodobnie u mnie wszystko... Przyrasta... i praca i chwasty!
A mój ogród już za niedługo, zrobi się pewnie zupełnie dziki. A zresztą dlaczego nie.. chwasty też mogą być piękne... Więc może wkrótce przestanę w ogóle odchwaszczać?! A kozy czy owce dokonają reszty?!
Z innych wieści, to takie, iż ostatnimi czasy byłam też ''odwiedzana''!
Wiele osób pisze, dziwiąc się i pytając, jak tego wszystkiego dokonałam, a chcąc się o tym naocznie przekonać, przyjeżdżają.
I gdy zamiast jakiejś nadludzkiej istoty, widzą normalnego człowieka... cieszą się, myśląc, że skoro mnie się udało, to i im się powiedzie...i że oni mogą też coś zmienić w swoim życiu i ... że to jest całkiem MOZLIWE!!!
Tak więc Iwonka i Ela K. wyjechały ode mnie podbudowane i w nastrojach optymistycznych, a co najważniejsze z nowym pomysłem na życie!
Takie spotkania zawsze owocują czymś pozytywnym i... czymś niezwykłym.
I właśnie to NIEZWYKŁE ... też się wydarzyło!
Otóż Ela K.... z miejsca zakochała się w Różanych dzieciach... postanawiając dwójkę z nich adoptować!!!
Najpierw chciała jednego, ale widząc, jak bardzo są ze sobą zżyte i nie zważając zupełnie na KOLOR... /wzięciem cieszą się bowiem najbardziej rude... jakby kolor mógł o czyimś życiu decydować/ postanowiła wziąść oba czarno-białe!
I w ten oto sposób Ela zdecydowała się na póżne, nieplanowane i spontaniczne macierzyństwo!
A na dodatek, jak donosi w swoich telefonach, stała się przez to osobą nader szczęśliwą, a to że dzieci dobrały się już do jej nowych firanek... nie stanowi dla niej większego problemu!
Ela... Jesteś WIELKA! I dzięki w imieniu Róży, wiesz jak ona się bała o te swoje maleństwa, jak kazała im się chować przed nami!
I co więcej, Różane dzieci będą nawet nas odwiedzać!
I taką oto laurkę otrzymałam od Eli, tutaj jeszcze z rudym dzieckiem, którego potem na czarno bialego wymieniła.
I cóż... w tym momencie, mogę jedynie zachęcić do póżnego i nieplanowanego macierzyństwa! A rzeczy nieplanowane są ponoć najlepsze!
Wiem coś o tym, sama tego doświadczyłam, adoptując spontanicznie trzy psy i cztery koty i tym samym przeżywajac pełnię szczęścia!
I na tym koniec z kocimi dziećmi, obie panny idą wkrótce do sterylizacji. Ale takich kocich istot czekających na nowe domy i kochające mamy jest wszędzie pełno... np. u Tymianków!
Z innych wieści to takie... że wszystko jakoś słabiej rośnie tej wiosny, a pogoda też bywa dziwna. Najpierw susza, teraz deszcze... więc nawet maki, zawsze takie majowe, dorodne... dopiero teraz zaczynają swoje kwitnienie... i co dzień zakwita tylko jeden...
Obie zaś czereśnie biała i czerwona obsypane są owocami...
... Ale niestety, nie dla mnie! Chmary szpaków uwijają się miedzy nimi... i owoców coraz mniej. Zjadają je, zanim zdążą dojrzeć. A te które spadają zjada... Maks.
Czy widzieliście kiedyś psa jedzącego czereśnie?!
U mnie chyba wszystko jest jakieś osobliwe!?
I jak wytłumaczyć to, że w owym roku, gdy po raz pierwszy zobaczyłam siedlisko, czerwona czereśnia, pomimo póżnej już pory, uginała się pod ciężarem owoców, które ja garściami zrywałam!
Jakby właśnie na mnie czekała!?
Tak długo!?
I gdzie były wtedy szpaki!?
I czy może był to kolejny ... znak... zachęta, zniewolenie słodkimi owocami do przygarnięcia tego miejsca!?
Są sprawy... których rozum ludzki nigdy nie ogarnie!
Z innych wieści to takie, że ostatnio jeżdziłam za... kozami oraz osłem... jako, że za przykładem Eli... znów zapragnęłam póżnego macierzyństwa. I znalazłam śliczne kózki do wzięcia... ale niestety, na razie musze odpuścić.
Może poczekam... aż się sklonuję!
Skoro z remontem sie udało, to może i z tym też jakoś pójdzie!
I na koniec ostatnia już wiadomość. Na początku przyszłego tygodniu wyruszam w podróż. Odwiedzę pewne niezwykłe miejsce, powłóczę się trochę... A będąc w okolicy, w której mieszka nasza blogowa koleżanka... wstapię do niej na małą chwilkę.
Tak więc pakuję plecak, śpiwór, mapę... kamyk zielony...
zostawiam... nieogarnięty ogród... zrozpaczone psy... obrażone koty i... JADĘ!!!
I do usłyszenia po powrocie!
mój pies zjadał truskawki z krzaczka :) i uwielbiał arbuzy że o jabłkach obranych i w kawałeczkach nie wspomnę :) pozdrawiam i życzę owocnej podróży :)
OdpowiedzUsuńO, zatem masz psa wegetariana!
UsuńJakbys kiedys chciala gdzies dalej, to u mnie drzwi otwarte:)
OdpowiedzUsuńTa czeresnie, ktora ne Ciebie czekala, mocno mowi do mej wyobrazni, pewnikiem tak bylo.
Ciesze sie , ze kotki poszly w dobre rece:)
Sciskam:)
Dzięki, u mnie też drzwi otwarte...
UsuńA czekająca czereśnia... zawodzi mnie w ostatnie lata!
Jest ktoś, kto będzie doglądał gospodarstwa na czas podróży? Może zaniesie Cię i w moje rejony? Jakby co, pamiętaj - WIELKOPOLSKA! Moje czereśnie też dawno pożarte przez szpaki, a to, co im spadło, jedzą psy - zwłaszcza Wałek.
OdpowiedzUsuńNapisałam, gupia, na swoim blogu, że milczysz. Nie zdążyłam zapoznać się z newsami po prostu!
Tak, ktos z rodziny przyjedzie. Niestety w Twoje strony może innym razem mnie poniesie... ale gdyby Ciebie poniosło w moje, to mogłybysmy posiedzieć pod czekającą czereśnią i patrzeć jak nasze psy pożerają resztki jej owoców!
UsuńNo i te kotki ślicznotki! Fantastyczna wiadomość!
OdpowiedzUsuńTak to świetnie mieć i odwiedziny i jeszcze do tego oddać kociaki!
UsuńCzy zdarzyło sie Wam kiedyś cos takiego?
No to ja, kiedy będę w Twoich stronach przyjdę z pochyloną głową i pobiorę nauki, jak TO zrobić, czyli zostawić wszystko w tyle, wsiąść do pociągu tylko z tym kamykiem w dłoni........
OdpowiedzUsuńMnemo, tu zadne nauki niepotrzebne... po prostu wyjeżdzasz i tyle!
UsuńTylko kamyk zielony potrzebny... a reszta zrobi się sama!
P.S. Ślicne kotecki, fajnie, że mają domek.
OdpowiedzUsuńWiesz jak trudno jest znależć dobry dom?! moja sąsiadka najblizsza ta od "uciekającej" Wandzi też dwa chciała, ale nie dałam... od niej psy uciekają, dzieci zabierają, a koty... ech, szkoda mowić!
UsuńNie, nie, takiej Wandzi to nie...
UsuńAle sie u Ciebie dzieje :)
OdpowiedzUsuńCzereśni zazdroszczę, u nas wszystko wykosił mróz.
Chwastów już nie bo mam swoje, pogoda im sprzyja i rosną na potęgę :(
Mam sunie, która porzeczki sama sobie zrywa z krzaków.
I tego kamyka zazdroszczę, przydałby sie taki.
Pozdrawiam i życzę przyjemnych wojaży.
Wracaj i opowiadaj gdzie to byłaś, gdzie Cię powiało :)
Mirka, szukaj kamyka... a może on Ciebie sam znajdzie?!
UsuńZ tym kamykiem to jest tak, ze jeśli ja podaruje go temu do kogo pojade, to ta osoba przekaże go dalej, czyli tez bedzie musiala wyruszyć w jakas podróż!
Przychodził do nas Dingo, od Janka "z góry", wyjadał spadłe z drzew węgierki, a mój Reks uwielbiał różowe winogrona, które też osypywały się, kiedy były dojrzałe; i u mnie jakoś tak rośnie wszystko niechętnie, myślałam, że jak wysieję w marcu, to wszystko już będzie swoje, ale skądże! mróz zniszczył sporo, a i teraz siedzi w ziemi wszystko, za zimno; korzystaj z wolnego, Amelio, wypocznij; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńA to ci łasuchy te nassze psiny, prawda Mario?
UsuńPozdrawiam Ciebie również.
Cieszę się, że pomyślałaś o sterylce dla kotek, bo pamiętam co się działo u ciebie na początku! Ileż tego małego tałatajstwa narodziło się z dwóch tylko kotek!
OdpowiedzUsuńMiłej podróży! Pięknie u ciebie!
Moja sunia jada marchewki, sama je sobie na działce wyrywała. :)
Tak, to była masakra na początku... tyle kociąt, a mnie wciąz brakowało kasy na sterylke, ale teraz juz postanowione... chce raz na zawsze zaoszczędzić tego stresu z adopcją i sobie i kociakom!
UsuńDawno nie zaglądałam, a tu coraz piękniej! Wdzięczne kociaki, ale dobrze, że będą po sterylce. No i piesio- łakomczuch :D Mój nieodżałowany kaukaz też uwielbiał owoce spod drzewka, nawet orzechy zmyślnie trzymając w łapkach rozłupywał sobie ;)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnej podróży życzę!
Mój Maks też zjada orzechy... a właściwie to je wszystko... ktoś kiedyś nalał mu piwa i też wypił!.
UsuńPozostale psy nie gustują w takich rzeczach, tylko Maks taki osobliwy jest...
Moja Zuzia zajada sie czereśniami! Kozy też uwielbiaja, ale im nie daje, bo za mało ich w tym roku. Rzeczywiscie, wszystko jakoś marnie rośnie tej wiosny i lata poza chwaściorami. O, jak fajnie Ci się udało z kotkami! Ciesze się, ze znaleźli sie chętni na nie ludzie. Ciekawa jestem Amelio w jakie rejony sie wybierasz? Gdybyś zahaczyła o Podkarpacie, to serdecznie zapraszam (i troche Ci tej wyprawy zazdroszcze, bo my nie mamy kogo zostawic ze zwierzetami, wiec ugrzęźliśmy tu chyba na dobre!:-))!
OdpowiedzUsuńCudownej wyprawy Ci zycze i samych pozytywnych rzeczy na Twej drodze i nowych marzeń w Twoim sercu!:-))
O Podkarpacie niestety nie zahaczę... jadę dośc daleko, ale o tym opowiem po powrocie.
UsuńTak Olgo, najwiekszym problemem to zwierzęta, dom oczywiście też bez opieki pozostać nie może. Fajnie jest mieć zaufanych sasiadów, ale ja takowych nie mam. Kiedyś o tym nie myslałam, osiedlajac sie tutaj, że to takie uziemienie będzie... a przecież od czasu do czasu trzeba gdzieś wyruszyć... zeby nawet od tej ciągłej pracy odpocząć! Uściski posyłam!
Kiedyś miałam taką cudowną, chętną do pieki nad moim zwierzyńcem sąsiadkę - przyjaciółkę, ale umarła niestety w lipcu zeszłego roku...
UsuńJedź kochana! Rozprostuj radośnie skrzydła! Będę czekać z ciekawością na wieści od Ciebie po powrocie z wojaży. Miłego odpoczynku od codzienności i duzo pozytywnych wrazeń z podróży Amelio!:-))
Ech, zamieniłabym chętnie ślęczenie przy biurku na dłubanie w ziemi, żeby tylko koś mi chciał za to zapłacić... Podziwiam Twoją odwagę i nieustająco kibicuję od pierwszych Twoich dni w chatce :) Fajnie, że udało się znaleźć nowe domy kociakom . Miłych wakacji życzę !
OdpowiedzUsuńWiesz, ja też zdecydowanie wolę to dłubanie w ziemi i nawet ciagłe odchaszczanie jest lepsze od ślęczenia przy biurku... jestem zmeczona, niekiedy padnięta, ale przynajmniej głowa jest wolna!
OdpowiedzUsuńRównież milych wakacji zyczę!
Och Amelio... Sklonuj się kochana koniecznie!! Jak jeszcze przyjdą kózki to nie da rady inaczej. Jak zwykle mój podziw jest bezgraniczny, ale dobrze, że możesz choć na trochę wyjechać i odpocząć, dobrych wakacji! Bardzo się cieszę, że kociaki znalazły taki dobry dom:)) Tą czereśnię na przynętę to dom wystawił... Jak już cię złapał, to stwierdził, że już nie musi pilnować szpaków... Pozdrawiam cię bardzo, bardzo serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńNad "klonacją" właśnie pracuję!
OdpowiedzUsuńO, Mika,masz świętą rację... ta czereśnia to była przyneta... nic, tylko złapano mnie w sidła, to był taki uknuty plan, w który ja bidaczka dałam sie złapać, nie majac juz wyjscia!
A teraz dom to ma juz wszystko w nosie! Olano mnie jednym słowem!
Próbowałam się sklonować trzeci rok, nie dałam rady, moje kozy są już u nowych właścicieli, a ja mam więcej czasu dla swoich ziół, ogrodu i dla siebie.
UsuńPozdrawiam Amelio i ciesze się że Różane Dzieci mają fajny dom :)
Z chwastami nauczyliśmy się żyć...Jeszcze tylko nasza Ciocia dzielnie walczy i idzie w ogród jak buldożer. Ja już od dawna nie ogarniam. Jak wracam do domu z wyjazdów jestem zwykle " zjechana jak koń szmaciarza " i jedyną preferowana przeze mnie aktywnością zewnętrzną jest przenoszenie mojej ulubionej leżanki ogrodowej w miejsca osłonięte od wiatru...
UsuńPozdrawiam
Asia
pocieszę Cię... u mnie też chwasty a może polne kwiatki rosną na rabatach... jak dla mnie też są urodziwe...
OdpowiedzUsuńa ogród... też już mam bardziej dziki niż okiełzany... hihi
miłego wypoczynku
Klonowanie chyba nic nie da, chwasty klonują sie szybciej! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ci się udało wyjechać na trochę, bo człowiek potrzebuje odmiany od czasu do czasu. Ogród zarośnie i grządki, truskawki i pomidory spadną, fasolka przejrzeje, u mnie tak co roku. Ale wyjeżdżam i już, nie dam się uwięzić nawet w raju
OdpowiedzUsuńDzieje się :) podziwiam Cię :)podrawiam!
OdpowiedzUsuńJak fajnie ,ż esię odezwałaś..jak dobrze, że wyruszasz..jakbyś była gdzieś blisko ta zapraszam!!!!!
OdpowiedzUsuńCieszę się Amelio,ż eu Ciebi dobrze choć pracy w brud!!
Jedź ,,wypoczywaj!!!
A potem wracaj i pisz!!!!
Zdawaj nam relacje bo czekamy tu!!!
Kamyk zielony leży i mruga do mnie... dziękuję, kochana Amelio, za spędzony razem czas... za dobrą energię...i za wszystko ;)
OdpowiedzUsuń