"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

11.12.2013

Przy ogniu.

 
Przez cztery dni huragan sparaliżował życie w mojej wiosce i w okolicy.
Już w czwartkowe póżne popołudnie, gdy wracałam z nad morza, gdzie w czwartki pracuję, goniona bylam przez wielką ciemną ścianę wiatru i mokrego śniegu, uciekałam, a moje malutkie autko ledwo trzymało się drogi, a potem na drodze przez las do mojego domu... musiałam przebijać się przez ciemność i gęsty mokry śnieg... i gdy w końcu dotarłam  do domu... czekała mnie kolejna niespodzianka... brak prądu i ogromna sosna powalona przed domem.
Nie mogłam więc napalić w centralnym, bo piec nie działal, nie było wody, bo pompa w studni nie działała, nie działał internet, telefon.

Ale za to rano...  otoczyła  mnie cudna, śnieżna zima.
Piłam więc niespiesznie poranną kawę, grzejąc o gorący kubek zmarznięte dłonie i  długo patrzyłam na ośnieżone pola. Potem zabrałam się  do pracy, rąbałam drewno, nosiłam, czyściłam kominek, odśnieżałam, zbierałam śnieg na wodę, jako, że i strumyk za domem zamarzł, zwoziłam z pól kamienie, które układałam  potem pod domem.
To była dobra przedpołudniowa rozgrzewka i moja codzienna praca.
 W południe zgarniałam psy i szliśmy na spacer... długo włócząc się po ośnieżonych drogach i podziwiając pierwsze śnieżne widoki.

 





 
 Póżnym popołudniem zapalałam w domu świece i rozpalałam w kominku, moim jedynym żródle ciepła, ciesząc się, że go mam. W domu rozchodziło się przyjemne ciepło, a ja sadowiłam się z kubkiem gorącej imbirowej herbaty i z kotami na kolanach przy ogniu.

I tak przez cztery dni.
Przypominał mi się czas, gdy przez ponad rok tak żyłam, mając wprawdzie prąd, lecz bez wody i z ogniem jedynie.
A potem nadszedł czas luksusu bieżącej wody i toalety. A ja, jakże szybko przyzwyczaiłam się do wygód, zapominając o pokorze, do której los zmusza czasami, żeby móc być wdzięcznym za to, co mamy.

Tak więc, przyzwyczajona do luksusu, złorzeczyłam na początku, jak to mi żle bez wody i bez prądu. Bez telefonu i  internetu.
Ale z każdym kolejnym dniem...i z każdą kolejną godziną... zaczynałam coraz bardziej lubieć tę moją nową sytuację, w której się znalazlam.
W domu słychać było jedynie strzelanie ognia na kominku i mruczenie kotów, z lubością wygrzewających się przy ogniu.
Otaczała nas jedynie... biel... las... ogień i... cisza.


 

Nic... co mogłoby  normalnie... normalnego człowieka zadowolić...!
Dziwne... że  mnie zadowalało.
I pomyślałam, że nie mam nic... a jednocześnie mam tak wiele!


 

I wpatrując się w ogień, myślałam o moich sąsiadach... podobnie jak ja siedzących przy ogniu i przy blasku świec... w ciszy... w ciasnym kręgu rodziny.
A może ten czas został nam... właśnie po to dany ... aby ci, którzy się od siebie oddalili... mogli znów się zbliżyć... i zacząć rozmawiać... zamiast patrzeć w zimny ekran telewizora?
Wszak od zarania dziejów ludzie gromadzili się przy ogniu, snując opowieści. A rodzina była scalona.
Teraz rodzinę scala telewizor... a im większy egzemplarz, tym lepiej.
Lepiej?  Dla kogo?!
Czy wszystko, co nas spotyka...  jest naprawdę po Coś?!

 A może właśnie takie dni bez prądu... są nam potrzebne, a może konieczne?
Żeby móc usłyszeć siebie... i to co ważne?
To jak Odwyk!
Odwyk od... bełkotu tego świata, który nie pozwala odetchnąć?!





I w końcu... polubiłam te godziny przy ogniu... i bez prądu.

Zwykle palę w piecu c.o.... choć nie lubię w nim palić i nie lubię centralnego... ale cóż, tak mam. W kominku palę sporadycznie, nie mając odpowiedniego drewna kominkowego. A palenie w kominku to prawdziwa przyjemność.Więc teraz miałam czterodniowy luksus palenia i siedzenia przy ogniu... i ze zdziwieniem stwierdziłam... że czas płynie naprawdę... wolno.
I to nie On... to My pędzimy w szaleńczym tempie... bo wciąż trzeba więcej... i wciąż trzeba lepiej!
I myślałam... jak bardzo jestem daleka ... od tego wszystkiego, co dzieje się wokół... od  tych wszystkich ważnych  i wielkich spraw tego świata.
I czy to naprawdę... jestem ja... w tym jakimś innym... jakby nierzeczywistym świecie?
W tak diametralnie zmienionym życiu?  Oddalona o lata świetlne od wszystkiego!


 


A może ludziom byłby potrzebny... taki właśnie odwyk. Wczasy z ... Odwykiem?!
Takie, gdzie nie ma Nic... a jest Wszystko!
Z kilkudniowym posiedzeniem przy ogniu... w ciszy.. bez dzwonka telefonu... bez telewizora... internetu... z mruczącymi kotami na kolanach. To przecież jak terapia?
Terapia ciszą? Terapia kotami?
To wszak one są mistrzami w celebrowaniu życia... wiec czemu ich nie naśladować?

Są ludzie, którzy juz dawno zapomnieli... jak pachnie las o świcie... lub jak cudownie miękkie potrafi być... kocie futerko... wplątani w szaleńczą turbinę życia... i nawet nie zauważają, że dusza łka, umiera... błagając o litość! 





Więc może taki czas bez...  prądu mógłby być zbawienny?
Czy to wystarczyłoby... aby wyprostować ścieżki życia... tych co się pogubili?

Kiedyś... przed laty, sama się pogubiłam... a potem wszystko wyprostowałam... i zamieszkałam w lesie.
A więc wszystko jest Możliwe... dopóki życie trwa?!



I gdy czwartego dnia, póżnym wieczorem, moją ciszę rozświetliły reflektory wozu strażackiego i oznajmiono mi, że już jest prąd... poczułam się, jak wyrwana z... dobrego i zdrowego snu!

I wciąż jeszcze siedziałam przy ogniu, napawając się ciszą.
Aż w końcu zapaliłam swiatło i włożyłam ręce pod bieżącą wodę, myśląc ile szczęścia właśnie mnie spotyka.












21 komentarzy:

  1. Ja podobnie spędziłam czwartkowy wieczór, piątek i sobotę. Sama ze zwierzętami przy świecach i lampie naftowej. Z lampy jednak szybko zrezygnowałam, nafta jakaś taka ostatnio inna. Kopci i straszliwie śmierdzi. Mam piec kuchenny kaflowy, kominek i studnię też z ręczną pompą. Brak prądu nie jest więc wielkim problemem. Nie ma internetu, telewizora nie mam. U nas często nie ma prądu, w zasadzie w tygodniu jest taki dzień lub wieczór, gdy go brakuje. Lubię świece i ogień, i spokój. Tak cicho jest we wsi wtedy. Nikt nie chodzi, nie jeździ. Nawet psy odpoczywają chyba, bo ich nie słychać. Pozdrawiam Cię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz u mnie tez go czesto nie ma... i to juz tez dla mnie nie stanowi wiekszego problemu, najwazniejsze ze mam ogien i spokoj... a w zasadzie, to czlowiekowi tak niewiele potrzeba... ale do tego chyba trzeba dojrzec... Sciskam

      Usuń
  2. U nas też nie było prądu kilkanaście godzin. Graliśmy z córą w karty przy świecach:-))) I rzeczywiście jak już wiatr trochę ucichł - pięknie było.
    Uściski przesyłam
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie Asiu... i jak wtedy mozna przyjemnie i inaczej spedzic czas ?
      To moga byc naprawde piekne chwile! Pozdr.

      Usuń
  3. Czasem żałuję, ze nie mieszkam w dziczy, tylko w bardziej cywilizowanej wsi.
    A tak w ogóle to myślę też w takich chwilach, kiedy przyroda wyzwala w sobie taką wielką siłę, a naszej- ludzkiej kruchości wobec niej.
    Osobiście, Ksawery pomału chyba też mnie nakręcił do zmian w życiu. Zobaczymy jak to będzie...;)
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zycie w dziczy jest... piekne i trudne... ale ja nie chcialabym juz innego!
      Usciski

      Usuń
  4. Takich chwil zaznaję na Mazurach, dopiero od roku mam wodę a prąd w te wakacje "pożyczałam" od sąsiada", nie mam żadnego telewizora, netu, ani nawet kominka (żałuję) i choć to tylko domek letniskowy to mam to szczęście oglądać wschody i zachody słońca, czuć zapach sosnowego lasu (pachnie wieczorem). Dobrze mi tam....Pozdrawiam właścicielką 100 letniej chaty:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, moj telewizor to... widok lasu za oknem i przesuwajace sie na horyzoncie sloncei chmury... to zdecydowanie lepsze od najpiekniejszych, lecz... tylko szklanych widokow. pozdr.

      Usuń
  5. Amelio tyle mądrości w tym poście. Współczesny człowiek nie potrafi żyć w ciszy. Pierwsze, co się robi po wejściu do pustego domu, to włączanie radia lub tv, żeby zabić ciszę..
    W swoim domu toczę walkę z telewizorem. I chyba wygrywam, bo gra sporadycznie. Ile mamy więcej czasu dla siebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie tak bardzo niekiedy boja sie uslyszec siebie... swoja dusze, ktora niekiedy krzyczy... a to nalezy zagluszyc coraz glosniejsza i mocniejsza muzyka... bo tak jest przeciez wygodniej!

      Usuń
  6. Boję się wyłączenia prądu, bo najbardziej boję się wtedy ... o ryby w akwarium; schłodzona woda sprawia, że ryby chorują, nie ma napowietrzania; kiedyś stałam spory kawałek dnia i robiłam im napowietrzanie pompką do materaca; ludzie i zwierzęta futerkowe dadzą sobie radę, gorzej właśnie z rybami, i mam wtedy wielki niepokój w sercu, i niemą prośbę, niech już wróci ten prąd; u nas nie ma zimy, ale ponoć na Pogórzu dużo śniegu, u nas wtedy lał deszcz; jakie niebo na zdjęciach! takie niebo sprawia, że w człowieka wstępują nowe siły; pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu, też umieralabym ze strachu o moje rybki... ale na szczescie ich nie mam!
      Wiesz ta zima trwala tylko tyle, jak dlugo nie bylo pradu?! Dziwne prawda? A jak tylko pojawil sie prad... po sniegu nie zostalo ani sladu! Usciski sle.

      Usuń
  7. Wiem coś o tym, też nie mieliśmy prądu. Dziwi mmie tylko to, że nie możesz napalić w piecu jak nie ma prądu. My mamy zapas sto litrów wody i jak nie ma prądu to przez jakiś czas można normalnie używać i pieca i puszczać wodę z kranu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja pewnie tez moge palic w piecu, musze tylko jakies tam zaworki poprzekrecac... ale boje sie tego ruszac, wiec nie pale... pewnie gdyby nie kominek musialabym jakos sobie z piecem poradzic.
      Ale dobrze,że mam alternatywe!

      Usuń
  8. Przed rokiem kupiliśmy siedlisko na Warmii, żeby mieć gdzie uciekać od cywilizacji. Pięknie jest wstać rano i nigdzie się nie spieszyć. Rozpalić ogień na kuchni żeby zrobić kawę. Wyjść z kubkiem przed dom i bezmyślnie gapić się chmury ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ago... to prawdziwy luksus moc tak wlasnie zyc!

      Usuń
  9. Amelio jak zwykle swoim wpisem poruszasz serce i umysł. Z TV zrezygnowałam już rok temu i jest mi z tym bardzo dobrze. W tym roku chata zyskała komin z prawdziwego zdarzenia. Czekam na kominek i wtedy mogą mi prąd wyłączyć :). Serdeczności przesyłam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Anulko, dobrze jest byc niezaleznym... i miec swoj ogien... i moc tez ugotowac... a wtedy dni bez pradu moga byc nawet bardzo przyjemne!
    Sciskam

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam to szczęście, że mam oba światy, mieszkanie w bloku głównie na zimę i chattę pod lasem kiedy tylko znudzi mnie cywilizacja. I coraz więcej spędzam tam czasu nawet zimą.

    OdpowiedzUsuń
  12. A kto pilnuje Twojej chaty, gdy jestes w miescie?
    U mnie byloby to niemozliwe, zaraz by wszystko rozkradli, ja jak wyjezdzam nawet na dwa dni to jestem w strachu, czy cos sie nie dzieje, z tym ze moj dom na odludziu stoi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie pilnuje, miałam już dwa włamania ale się nie zniechęcam. Założyłam drewniane okiennice, ogrodziłam swoją boską dzierżawę, powiesiłam napis "teren prywatny" i już rok jak nic się nie przydarzyło

      Usuń