Przez cztery dni huragan sparaliżował życie w mojej wiosce i w okolicy.
Już w czwartkowe póżne popołudnie, gdy wracałam z nad morza, gdzie w czwartki pracuję, goniona bylam przez wielką ciemną ścianę wiatru i mokrego śniegu, uciekałam, a moje malutkie autko ledwo trzymało się drogi, a potem na drodze przez las do mojego domu... musiałam przebijać się przez ciemność i gęsty mokry śnieg... i gdy w końcu dotarłam do domu... czekała mnie kolejna niespodzianka... brak prądu i ogromna sosna powalona przed domem.
Nie mogłam więc napalić w centralnym, bo piec nie działal, nie było wody, bo pompa w studni nie działała, nie działał internet, telefon.
Ale za to rano... otoczyła mnie cudna, śnieżna zima.
Piłam więc niespiesznie poranną kawę, grzejąc o gorący kubek zmarznięte dłonie i długo patrzyłam na ośnieżone pola. Potem zabrałam się do pracy, rąbałam drewno, nosiłam, czyściłam kominek, odśnieżałam, zbierałam śnieg na wodę, jako, że i strumyk za domem zamarzł, zwoziłam z pól kamienie, które układałam potem pod domem.
To była dobra przedpołudniowa rozgrzewka i moja codzienna praca.
W południe zgarniałam psy i szliśmy na spacer... długo włócząc się po ośnieżonych drogach i podziwiając pierwsze śnieżne widoki.
Póżnym popołudniem zapalałam w domu świece i rozpalałam w kominku, moim jedynym żródle ciepła, ciesząc się, że go mam. W domu rozchodziło się przyjemne ciepło, a ja sadowiłam się z kubkiem gorącej imbirowej herbaty i z kotami na kolanach przy ogniu.
I tak przez cztery dni.
Przypominał mi się czas, gdy przez ponad rok tak żyłam, mając wprawdzie prąd, lecz bez wody i z ogniem jedynie.
A potem nadszedł czas luksusu bieżącej wody i toalety. A ja, jakże szybko przyzwyczaiłam się do wygód, zapominając o pokorze, do której los zmusza czasami, żeby móc być wdzięcznym za to, co mamy.
Tak więc, przyzwyczajona do luksusu, złorzeczyłam na początku, jak to mi żle bez wody i bez prądu. Bez telefonu i internetu.
Ale z każdym kolejnym dniem...i z każdą kolejną godziną... zaczynałam coraz bardziej lubieć tę moją nową sytuację, w której się znalazlam.
W domu słychać było jedynie strzelanie ognia na kominku i mruczenie kotów, z lubością wygrzewających się przy ogniu.
Otaczała nas jedynie... biel... las... ogień i... cisza.
Nic... co mogłoby normalnie... normalnego człowieka zadowolić...!
Dziwne... że mnie zadowalało.
I pomyślałam, że nie mam nic... a jednocześnie mam tak wiele!
I wpatrując się w ogień, myślałam o moich sąsiadach... podobnie jak ja siedzących przy ogniu i przy blasku świec... w ciszy... w ciasnym kręgu rodziny.
A może ten czas został nam... właśnie po to dany ... aby ci, którzy się od siebie oddalili... mogli znów się zbliżyć... i zacząć rozmawiać... zamiast patrzeć w zimny ekran telewizora?
Wszak od zarania dziejów ludzie gromadzili się przy ogniu, snując opowieści. A rodzina była scalona.
Teraz rodzinę scala telewizor... a im większy egzemplarz, tym lepiej.
Lepiej? Dla kogo?!
Czy wszystko, co nas spotyka... jest naprawdę po Coś?!
A może właśnie takie dni bez prądu... są nam potrzebne, a może konieczne?
Żeby móc usłyszeć siebie... i to co ważne?
To jak Odwyk!
Odwyk od... bełkotu tego świata, który nie pozwala odetchnąć?!
I w końcu... polubiłam te godziny przy ogniu... i bez prądu.
Zwykle palę w piecu c.o.... choć nie lubię w nim palić i nie lubię centralnego... ale cóż, tak mam. W kominku palę sporadycznie, nie mając odpowiedniego drewna kominkowego. A palenie w kominku to prawdziwa przyjemność.Więc teraz miałam czterodniowy luksus palenia i siedzenia przy ogniu... i ze zdziwieniem stwierdziłam... że czas płynie naprawdę... wolno.
I to nie On... to My pędzimy w szaleńczym tempie... bo wciąż trzeba więcej... i wciąż trzeba lepiej!
I myślałam... jak bardzo jestem daleka ... od tego wszystkiego, co dzieje się wokół... od tych wszystkich ważnych i wielkich spraw tego świata.
I czy to naprawdę... jestem ja... w tym jakimś innym... jakby nierzeczywistym świecie?
W tak diametralnie zmienionym życiu? Oddalona o lata świetlne od wszystkiego!
A może ludziom byłby potrzebny... taki właśnie odwyk. Wczasy z ... Odwykiem?!
Takie, gdzie nie ma Nic... a jest Wszystko!
Z kilkudniowym posiedzeniem przy ogniu... w ciszy.. bez dzwonka telefonu... bez telewizora... internetu... z mruczącymi kotami na kolanach. To przecież jak terapia?
Terapia ciszą? Terapia kotami?
To wszak one są mistrzami w celebrowaniu życia... wiec czemu ich nie naśladować?
Są ludzie, którzy juz dawno zapomnieli... jak pachnie las o świcie... lub jak cudownie miękkie potrafi być... kocie futerko... wplątani w szaleńczą turbinę życia... i nawet nie zauważają, że dusza łka, umiera... błagając o litość!
Więc może taki czas bez... prądu mógłby być zbawienny?
Czy to wystarczyłoby... aby wyprostować ścieżki życia... tych co się pogubili?
Kiedyś... przed laty, sama się pogubiłam... a potem wszystko wyprostowałam... i zamieszkałam w lesie.
A więc wszystko jest Możliwe... dopóki życie trwa?!
I gdy czwartego dnia, póżnym wieczorem, moją ciszę rozświetliły reflektory wozu strażackiego i oznajmiono mi, że już jest prąd... poczułam się, jak wyrwana z... dobrego i zdrowego snu!
I wciąż jeszcze siedziałam przy ogniu, napawając się ciszą.
Aż w końcu zapaliłam swiatło i włożyłam ręce pod bieżącą wodę, myśląc ile szczęścia właśnie mnie spotyka.
Ja podobnie spędziłam czwartkowy wieczór, piątek i sobotę. Sama ze zwierzętami przy świecach i lampie naftowej. Z lampy jednak szybko zrezygnowałam, nafta jakaś taka ostatnio inna. Kopci i straszliwie śmierdzi. Mam piec kuchenny kaflowy, kominek i studnię też z ręczną pompą. Brak prądu nie jest więc wielkim problemem. Nie ma internetu, telewizora nie mam. U nas często nie ma prądu, w zasadzie w tygodniu jest taki dzień lub wieczór, gdy go brakuje. Lubię świece i ogień, i spokój. Tak cicho jest we wsi wtedy. Nikt nie chodzi, nie jeździ. Nawet psy odpoczywają chyba, bo ich nie słychać. Pozdrawiam Cię
OdpowiedzUsuńWiesz u mnie tez go czesto nie ma... i to juz tez dla mnie nie stanowi wiekszego problemu, najwazniejsze ze mam ogien i spokoj... a w zasadzie, to czlowiekowi tak niewiele potrzeba... ale do tego chyba trzeba dojrzec... Sciskam
UsuńU nas też nie było prądu kilkanaście godzin. Graliśmy z córą w karty przy świecach:-))) I rzeczywiście jak już wiatr trochę ucichł - pięknie było.
OdpowiedzUsuńUściski przesyłam
Asia
No wlasnie Asiu... i jak wtedy mozna przyjemnie i inaczej spedzic czas ?
UsuńTo moga byc naprawde piekne chwile! Pozdr.
Czasem żałuję, ze nie mieszkam w dziczy, tylko w bardziej cywilizowanej wsi.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to myślę też w takich chwilach, kiedy przyroda wyzwala w sobie taką wielką siłę, a naszej- ludzkiej kruchości wobec niej.
Osobiście, Ksawery pomału chyba też mnie nakręcił do zmian w życiu. Zobaczymy jak to będzie...;)
pozdrawiam :)
Zycie w dziczy jest... piekne i trudne... ale ja nie chcialabym juz innego!
UsuńUsciski
Takich chwil zaznaję na Mazurach, dopiero od roku mam wodę a prąd w te wakacje "pożyczałam" od sąsiada", nie mam żadnego telewizora, netu, ani nawet kominka (żałuję) i choć to tylko domek letniskowy to mam to szczęście oglądać wschody i zachody słońca, czuć zapach sosnowego lasu (pachnie wieczorem). Dobrze mi tam....Pozdrawiam właścicielką 100 letniej chaty:)
OdpowiedzUsuńWiesz, moj telewizor to... widok lasu za oknem i przesuwajace sie na horyzoncie sloncei chmury... to zdecydowanie lepsze od najpiekniejszych, lecz... tylko szklanych widokow. pozdr.
UsuńAmelio tyle mądrości w tym poście. Współczesny człowiek nie potrafi żyć w ciszy. Pierwsze, co się robi po wejściu do pustego domu, to włączanie radia lub tv, żeby zabić ciszę..
OdpowiedzUsuńW swoim domu toczę walkę z telewizorem. I chyba wygrywam, bo gra sporadycznie. Ile mamy więcej czasu dla siebie!
Ludzie tak bardzo niekiedy boja sie uslyszec siebie... swoja dusze, ktora niekiedy krzyczy... a to nalezy zagluszyc coraz glosniejsza i mocniejsza muzyka... bo tak jest przeciez wygodniej!
UsuńBoję się wyłączenia prądu, bo najbardziej boję się wtedy ... o ryby w akwarium; schłodzona woda sprawia, że ryby chorują, nie ma napowietrzania; kiedyś stałam spory kawałek dnia i robiłam im napowietrzanie pompką do materaca; ludzie i zwierzęta futerkowe dadzą sobie radę, gorzej właśnie z rybami, i mam wtedy wielki niepokój w sercu, i niemą prośbę, niech już wróci ten prąd; u nas nie ma zimy, ale ponoć na Pogórzu dużo śniegu, u nas wtedy lał deszcz; jakie niebo na zdjęciach! takie niebo sprawia, że w człowieka wstępują nowe siły; pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńMarysiu, też umieralabym ze strachu o moje rybki... ale na szczescie ich nie mam!
UsuńWiesz ta zima trwala tylko tyle, jak dlugo nie bylo pradu?! Dziwne prawda? A jak tylko pojawil sie prad... po sniegu nie zostalo ani sladu! Usciski sle.
Wiem coś o tym, też nie mieliśmy prądu. Dziwi mmie tylko to, że nie możesz napalić w piecu jak nie ma prądu. My mamy zapas sto litrów wody i jak nie ma prądu to przez jakiś czas można normalnie używać i pieca i puszczać wodę z kranu.
OdpowiedzUsuńWiesz, ja pewnie tez moge palic w piecu, musze tylko jakies tam zaworki poprzekrecac... ale boje sie tego ruszac, wiec nie pale... pewnie gdyby nie kominek musialabym jakos sobie z piecem poradzic.
UsuńAle dobrze,że mam alternatywe!
Przed rokiem kupiliśmy siedlisko na Warmii, żeby mieć gdzie uciekać od cywilizacji. Pięknie jest wstać rano i nigdzie się nie spieszyć. Rozpalić ogień na kuchni żeby zrobić kawę. Wyjść z kubkiem przed dom i bezmyślnie gapić się chmury ;)
OdpowiedzUsuńAgo... to prawdziwy luksus moc tak wlasnie zyc!
UsuńAmelio jak zwykle swoim wpisem poruszasz serce i umysł. Z TV zrezygnowałam już rok temu i jest mi z tym bardzo dobrze. W tym roku chata zyskała komin z prawdziwego zdarzenia. Czekam na kominek i wtedy mogą mi prąd wyłączyć :). Serdeczności przesyłam.
OdpowiedzUsuńAnulko, dobrze jest byc niezaleznym... i miec swoj ogien... i moc tez ugotowac... a wtedy dni bez pradu moga byc nawet bardzo przyjemne!
OdpowiedzUsuńSciskam
Mam to szczęście, że mam oba światy, mieszkanie w bloku głównie na zimę i chattę pod lasem kiedy tylko znudzi mnie cywilizacja. I coraz więcej spędzam tam czasu nawet zimą.
OdpowiedzUsuńA kto pilnuje Twojej chaty, gdy jestes w miescie?
OdpowiedzUsuńU mnie byloby to niemozliwe, zaraz by wszystko rozkradli, ja jak wyjezdzam nawet na dwa dni to jestem w strachu, czy cos sie nie dzieje, z tym ze moj dom na odludziu stoi?
Nikt nie pilnuje, miałam już dwa włamania ale się nie zniechęcam. Założyłam drewniane okiennice, ogrodziłam swoją boską dzierżawę, powiesiłam napis "teren prywatny" i już rok jak nic się nie przydarzyło
Usuń