Ugór mieni się w słońcu wszystkimi kolorami ziemi. Jest piękny. Pachnie ziemia, zwlaszcza teraz, gdy popadało, a ziemia taka świeża, pachnąca...
Przed kilkoma wlaśnie dniami kawał ziemi za oborą, tam, gdzie dotąd królowały wielkie dwumetrowe, wieloletnie chaszcze, został zabronowany i zaorany. Pewien chłop przez dwa dni pracował na ugorze... a po skończeniu zalecił... powyciągać wszystko, co się da... potem ładnie zagrabić... a następnie posadzić ziemniaki... lub buraki... bo to najprostsze... i odjechał.
Zostałam sam na sam z ugorem.
Najpierw więc, każdego dnia wychodziłam na ugór i... patrzyłam... patrzyłam... i patrzyłam... wzdychałam ... i wzdychałam... i nie dlatego, że napatrzeć się nie mogłam... lecz... jak tego dokonać... jakoś nie bardzo wiedziałam....
... aż w końcu... już napatrzywszy się i nawzdychawszy się... zaczęłam oswajać ugór... włożyłam ręce do ziemi i ... zaczęłam wyciagać wszystko, jak zalecił chłop, co tylko się dało.
I tak oto zaczęło się codzienne obrabianie ugoru, kawałek po kawałku, dzień po dniu, a ja oczami duszy widziałam już zgrabne... zagonki z pysznymi ziemniaczkami... buraczkami... zielone świeże warzywka, czyli krótko mówiąc... mój wymarzony ogród!
Nawet psy pełne zachwytu dla moich poczynań... polubiły ugór... zapadając na nim w błogą drzemkę...
... I już wkrótce pierwsze w moim życiu grządki wyłaniają się z ugoru!
... a za nimi wg. zaleceń chłopa... powstał nawet... zagonek z ziemniakami!
... a ja dumna jak paw... pobrzękując kluczami, przechadzam sie pomiędzy zagonkami ... myśląc, jaka to ze mnie gospodyni... cała gębą.... skoro i... ziemniaki i... buraki i wszystko... co potrzeba jest!
Podlewam wiadrami, nosząc wodę ze strumyka, zgięta w pół, modląc się o deszcz, który ku mojej wielkiej radości... w końcu podlewa grządki, dając mi chwile wytchnienia od noszenia wody...
A w miedzyczasie rozkwitają czereśnie...
... moja wiekowa Staruszka...
.... i świat tak upojnie pachnie majem....!
Kwitnie majowa łąka... koncertując na dwa głosy w chórze z lasem.... nie koszę jej, aby brzuchatym stworzonkom koncertowania nie przerywać... a sobie wielkiej przyjemności słuchania, nie odmawiać...!
... i pojawiają się między innymi... takie oto Cuda...!
Napawam się tymi widokami, obrabiając wciąż dalsze części ugoru... to prawdziwa orka na ugorze, myślę... chociaż... ?
Pomimo, że pracy coraz więcej... to dziwne... czuję się coraz lepiej... i jakaś radość mnie przepełnia...!?
I prostując w przerwach plecy i ocierając pot z czoła... myślę, że przecież od pokoleń ludzie obrabiali swoje kawałki ugorów. Ręcznie kosząc i zbierając płody ziemi. A idąc w pole... białe, wykrochmalone koszule zakładali... te najlepsze... i ze śpiewem na ustach... i z radością... w pocie czoła... na tych swoich kawałkach pracowali!?
Skąd ta radość!?
Czy to praca... ta ciężka... fizyczna... w pocie czoła... i ta... z samego serca płynąca... to sprawiała!?
A może... czuli większą więż z Matka Ziemią... którą najbardziej poczuć można ... wkładając ręce do ziemi?!
A teraz ja powielam dawne wzorce. Czując więż z tymi ludżmi .
I z Matką Ziemią.
A po ugorze... czeka mnie jak zwykle... kolejne, remontowe lato, a lista prac jest znów zadziwiająco dłuuuuga!!!!
Dziwię się... choć to nic dziwnego... skoro najpierw... jak zwykle wszystko poprawiam, a potem wykonuję rzeczy te właściwe,
Wygląda to mniej więcej tak:
wymiana pieca, który żle grzeje....
naprawa kuchni węglowej, która w ogóle nie grzeje...
wykonanie glinianego ogrodzenia, co do którego nie za bardzo wiem, jak sie za nie zabrać...
naprawa leśnej siatki, stratowanej przez własne psy i inną leśną zwierzynę...
zatarcie tynków w dwóch północnych pokojach... pomalowanie ich ... wykonanie jakiejś podłogi...
naprawa dymiącego kominka...
ponowne malowanie wszystkiego... po jednym tylko zimowym sezonie grzewczym...
położenie ocieplenia i tynku, naturalnego, o którym nie mam zielonego pojęcia.... a wymyślony tynk perlitowy, o którym nikt nigdy nie slyszał i nie widział nie nastraja zbyt optymistycznie... głowię się więc, co zrobić...może ktoś ma jakiś pomysł?
i wiele innych rzeczy, o których pisanie juz i tak żadnego ukojenia nie daje...!
I oczywiście... sprawa najistotniejsza... której pominąć w tym wszystkim nie sposób... jak tego wszystkiego dokonać!?!?!
Więc póki co, w przerwach... między ugorem... a podlewaniem... i planowaniem... napawam się majem!!!
... i Różyczką w niezapominajkach...
.... i na koniec kolejna radosna wiadomość... strumyk wezbrał... więc po dlugim okresie suszy... będzie ugór czym podlewać!
Majowe pozdrowienia przesyłam!
Przed kilkoma wlaśnie dniami kawał ziemi za oborą, tam, gdzie dotąd królowały wielkie dwumetrowe, wieloletnie chaszcze, został zabronowany i zaorany. Pewien chłop przez dwa dni pracował na ugorze... a po skończeniu zalecił... powyciągać wszystko, co się da... potem ładnie zagrabić... a następnie posadzić ziemniaki... lub buraki... bo to najprostsze... i odjechał.
Zostałam sam na sam z ugorem.
Najpierw więc, każdego dnia wychodziłam na ugór i... patrzyłam... patrzyłam... i patrzyłam... wzdychałam ... i wzdychałam... i nie dlatego, że napatrzeć się nie mogłam... lecz... jak tego dokonać... jakoś nie bardzo wiedziałam....
... aż w końcu... już napatrzywszy się i nawzdychawszy się... zaczęłam oswajać ugór... włożyłam ręce do ziemi i ... zaczęłam wyciagać wszystko, jak zalecił chłop, co tylko się dało.
I tak oto zaczęło się codzienne obrabianie ugoru, kawałek po kawałku, dzień po dniu, a ja oczami duszy widziałam już zgrabne... zagonki z pysznymi ziemniaczkami... buraczkami... zielone świeże warzywka, czyli krótko mówiąc... mój wymarzony ogród!
Nawet psy pełne zachwytu dla moich poczynań... polubiły ugór... zapadając na nim w błogą drzemkę...
... I już wkrótce pierwsze w moim życiu grządki wyłaniają się z ugoru!
... a za nimi wg. zaleceń chłopa... powstał nawet... zagonek z ziemniakami!
... a ja dumna jak paw... pobrzękując kluczami, przechadzam sie pomiędzy zagonkami ... myśląc, jaka to ze mnie gospodyni... cała gębą.... skoro i... ziemniaki i... buraki i wszystko... co potrzeba jest!
Podlewam wiadrami, nosząc wodę ze strumyka, zgięta w pół, modląc się o deszcz, który ku mojej wielkiej radości... w końcu podlewa grządki, dając mi chwile wytchnienia od noszenia wody...
A w miedzyczasie rozkwitają czereśnie...
... moja wiekowa Staruszka...
....i jej młodsza siostra.... ta, która jako pierwsza mnie zauroczyła...!
.... i świat tak upojnie pachnie majem....!
... i pojawiają się między innymi... takie oto Cuda...!
Napawam się tymi widokami, obrabiając wciąż dalsze części ugoru... to prawdziwa orka na ugorze, myślę... chociaż... ?
Pomimo, że pracy coraz więcej... to dziwne... czuję się coraz lepiej... i jakaś radość mnie przepełnia...!?
I prostując w przerwach plecy i ocierając pot z czoła... myślę, że przecież od pokoleń ludzie obrabiali swoje kawałki ugorów. Ręcznie kosząc i zbierając płody ziemi. A idąc w pole... białe, wykrochmalone koszule zakładali... te najlepsze... i ze śpiewem na ustach... i z radością... w pocie czoła... na tych swoich kawałkach pracowali!?
Skąd ta radość!?
Czy to praca... ta ciężka... fizyczna... w pocie czoła... i ta... z samego serca płynąca... to sprawiała!?
A może... czuli większą więż z Matka Ziemią... którą najbardziej poczuć można ... wkładając ręce do ziemi?!
A teraz ja powielam dawne wzorce. Czując więż z tymi ludżmi .
I z Matką Ziemią.
A po ugorze... czeka mnie jak zwykle... kolejne, remontowe lato, a lista prac jest znów zadziwiająco dłuuuuga!!!!
Dziwię się... choć to nic dziwnego... skoro najpierw... jak zwykle wszystko poprawiam, a potem wykonuję rzeczy te właściwe,
Wygląda to mniej więcej tak:
wymiana pieca, który żle grzeje....
naprawa kuchni węglowej, która w ogóle nie grzeje...
wykonanie glinianego ogrodzenia, co do którego nie za bardzo wiem, jak sie za nie zabrać...
naprawa leśnej siatki, stratowanej przez własne psy i inną leśną zwierzynę...
zatarcie tynków w dwóch północnych pokojach... pomalowanie ich ... wykonanie jakiejś podłogi...
naprawa dymiącego kominka...
ponowne malowanie wszystkiego... po jednym tylko zimowym sezonie grzewczym...
położenie ocieplenia i tynku, naturalnego, o którym nie mam zielonego pojęcia.... a wymyślony tynk perlitowy, o którym nikt nigdy nie slyszał i nie widział nie nastraja zbyt optymistycznie... głowię się więc, co zrobić...może ktoś ma jakiś pomysł?
i wiele innych rzeczy, o których pisanie juz i tak żadnego ukojenia nie daje...!
I oczywiście... sprawa najistotniejsza... której pominąć w tym wszystkim nie sposób... jak tego wszystkiego dokonać!?!?!
Więc póki co, w przerwach... między ugorem... a podlewaniem... i planowaniem... napawam się majem!!!
... i Różyczką w niezapominajkach...
.... i na koniec kolejna radosna wiadomość... strumyk wezbrał... więc po dlugim okresie suszy... będzie ugór czym podlewać!
Majowe pozdrowienia przesyłam!
pięknie wszystko się prezentuje!:)
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że się odezwałaś, bo już się stęskniłam za tą stuletnią chatą :), niedawno o Tobie myślałam.
OdpowiedzUsuńGdy czytałam Twój post, to momentami miałam wrażenie jakbym czytała Myśliwskiego Kamień na kamieniu :).
Masz rację, praca na roli, ziemi, to ciężka praca, ale ile daje satysfakcji i radości.
Niech wszystko pięknie rośnie.
I ja dwa tygodnie walczyłam z moim ugorem.Wreszcie skończyłam a teraz czas na plewienie, bo mimo wyciągnięcia z ziemi tego, co sie dało, niestety mnóstwo tam jeszcze zostało. I rzeczywiscie - tak jak napisałaś - na zmianę to człowieka przerasta i męczy a na zmianę raduje i uwzniośla. Jest cos czarodziejskiego w kontakcie z ziemią. W jej zapachu i dotyku. Z prochu powstaliśmy...Może to właśnie to?
OdpowiedzUsuńI też nadal duzo do roboty u nas, ale cieszy każdy krok naprzód i majowe cuda wokół. To jest kwintesencja zycia - napracować się, ale mieć satysfakcję ,że tyle potrafi sie zrobic własnymi rękami.I że życie zasialiśmy na ugorze. Bo coś jednak od nas zalezy!
Serdeczne myśli zasyłam!:-)
Wiele wysiłku trzeba włożyć, aby ugór stał się żyznym kawałkiem ziemi, ale radość z tego jest nieporównywalna ;) Psy bardzo lubią wylegiwać się na mięciutkiej, świeżo skopanej ziemi (dotyczy to również kotów).
OdpowiedzUsuńCoraz piękniej u Ciebie (właściwie powinnam napisać: jeszcze piękniej!), już widać efekty Twojego mozołu ;)
Życzę obfitych plonów i wielu wzruszeń, a i sił do dalszego remontu także. Ściskam czule;)
OlQA,
OdpowiedzUsuńwszystko bardzo mozolnie posuwa się do przodu...!
Kalino,
Cieszę się, że jednak Ktoś tęskni za moją Staruszką!
Olgo,
no właśnie... dopiero co skończyłam z wyciaganiem wszystkiego, a tu juz nowe wyrasta... to syzyfowa praca... ale jednak cieszy!
Moja babcia zawsze mówiła... jak nie wiesz co zrobić, idż i włóz ręce do ziemi, która jest przejawem Boga, a spokój spłynie na ciebie.
Inkwizycjo,
wiesz Kochana, to tylko zdjęcia,na których wszystko jest takie piękne... a jeszcze tej maj...
Ale w rzeczywistosci... hmmm, to trudno określić, to trzeba zobaczyc... w kazdym razie na pewno jest dziko!
Amelio - pociesz się, że i ja walczę z ugorem, bo mam powiększony warzywnik. I mąż zakłada foliak, ha, ha.
OdpowiedzUsuńLista zadań nie krótsza od Twojej ...
Ale też cieszę się majem.
Serdecznie pozdrawiam
Ja też mam swoje pierwsze grządki i cieszę się z nich jak małe dziecko :) Nawet dziś posta o tym napisałam. Tyle powierzchni co Ty nie mam, domu tak starego też nie, bo jest dość nowy, ale z mankamentami i teraz je naprawiamy, na "po swojemu". Lista faktycznie długa i może przytłaczać, dlatego zapewne ta fizyczna praca w ziemi, daje - paradoksalnie, ukojenie. Matka Ziemia była kiedyś zapewne bardziej doceniana i szanowana niż teraz, czasy się zmieniają. Ja dużo czytam o Afryce i tam mam wrażenie, że cały czas jest duch Matki Ziemi, bo wiele ludzi faktycznie żyje tylko z tego, co ziemia wyda. Nie mówię, że u nas w kraju tak nie jest, bo zapewne jest, ale obecnie u nas królują ogromna "unijne" gospodarstwa, bo małe to już się ie opłaca, no chyba że dla siebie, ale i to coraz to i upada, bo w sklepie taniej można kupić i zero roboty. Także wielki podziw dla Ciebie i szacunek za tak wspaniale wykonaną robotę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam majowo ;)
Grządki jak sie patrzy! Zyczę za tem by teraz nic nie zeżarło roślin i był obfity plon.
OdpowiedzUsuńWidzę, ze też ściółkujesz - ja w tym roku pierwszy raz w zasadzie mam swoje grządki;]
Piękne grządki. Trzymam kciuki za urodzaj !!
OdpowiedzUsuńI przepiękne kocicho w kfiatkach :-)))
Pozdr. i miłej wiosny życzę
Dziękuję za odwiedzinki. Jestem ciekawa jaki masz przepis na kluseczki leniwe, bo mnie niestety wyszły bardzo twarde! Chyba za dużo mąki! Pozdrawiam serdecznie ;)
OdpowiedzUsuńWspieram Cie choć na razie tylko mogę słowem
OdpowiedzUsuńCiesz się majem, choć humorzasty!!!
I wiem,że to brzmi nierealnie ale odpoczywaj choć trochę
Amelio Twój ugór w porównaniu z moim wygląda pięknie :)
OdpowiedzUsuńMój ugór walczy ze mną, aby na powrót stać się ugorem. Czy to będzie równa walka?
czytam twojego bloga od dośc dawna i podziwiam, za samozaparcie i za to że widzisz piękno wokół siebie...
OdpowiedzUsuńby tez mamy podobny ugorek u siebie choć mieszkamy tutaj od 9 miesięcy
pozdrawiam
Ogródek dobra rzecz, tylko roboty ciągle przy nim ..mi by się przydał taki strumyk pod nosem :)..jeszcze musisz staw zrobić..
OdpowiedzUsuńZapewne o glinie wiesz wszystko Amelio, ale wrzucam link : od przybytku głowa nie boli :DDD http://natemat.pl/63199,glina-material-naturalny-zdrowy-ekonomiczny
OdpowiedzUsuńLubię wracać do Ciebie i po kilka razy czytać Twoje wpisy. I za każdym razem coś nowego na zdjęciach można dostrzec :)
OdpowiedzUsuńUgór pięknieje, teraz pewnie to już wspaniałe grządki.
A strumyku to najbardziej zazdroszczę:)
Pozdrawiam i ciągle podziwiam :)
Rozumiemy radość z ugoru, też tak mamy :DDDD
OdpowiedzUsuńUściski
Można kłaść tynk perlitowy, ale można też położyć tynk ze zwykłej gliny. Można tę glinę zmieszać z perlitem dla polepszenia chłonności ciepła. Tynk gliniany kładzie się tak samo, jak inne tynki, ale ten jest oddychający, a przy okazji akumuluje ciepło. Dla starej chałupy chyba najlepszy z możliwych. Naturalny od początku do końca. Dodatkowo, ma tę zaletę, że w okolicach, gdzie pozyskuje się glinę, lub buduje domy (lub drogi) na gliniastym podłożu można glinę dostać za grosze, a czasami nawet za darmo. Glinę miesza się jak inne tynki w betoniarce lub w wiaderku. Jeżeli chcemy tynk rustykalny, to nie trzeba nawet gliny czyścić z paprochów. Można powierzchnie tynku równać na gładko, a można zrobić ręcznie gładzoną, z rustykalnymi nierównościami. W glinie można odciskać ozdobne meandry, a kiedy się znudzą - po prostu zalepić na mokro. Można układać tynk gliniany pasami - według sił i czasu. Glina musi mieć konsystencję zaprawy wapiennej - zbyt tłusta może pękać, zbyt sucha będzie się kruszyć. Glina daje po wyschnięciu twardy tynk, w który spokojnie można wkręcać kołki do wieszania obrazków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Warto jest poczytać o tym, jak zrobić remont. To naprawdę istotne. Na stronie internetowej lokum-deweloper (link: mieszkania wrocław fabryczna) jest masa fajnych i godnych polecenia ofert. Koniecznie zerknijcie sobie na nie, warto!
OdpowiedzUsuń