,,Jeśli ktoś pragnie odkryć nowe lądy, musi pogodzić się z tym, że przez bardzo długi czas będzie na morzu,,
... te oto słowa zobaczyłam pewnego pażdziernikowego dnia na kawałku glinianej ściany.
K. napisał je na... wolnym od wykwitów skrawku tynku w jednym z północnych pokoi.
Obok ogromne słońce śmiało się do mnie! Na przekór wszystkiemu!
Poza tym, reszta była naprawdę w opłakanym stanie.
A ja pomyslałam wtedy, że raczej nieprędko odnajdę.. swój ląd.
A więc naprawdę wierzyłam w to, że jakaś dobra wrożka uprzątnie przede mną drogę wiodącą przez las?!
I, że te wszystkie... góry, doliny i ciernie w jakiś cudowny sposób mnie ominą?!!
Tak... myslałam, zapominając o tym, że nawet w bajkach tak się nie dzieje. Pocieszałam się, mimo wyrażnie już ogarniajacego mnie wstrętu do... bajek w szczególności.
W każdym bądż razie moja droga jawiła mi się jako coś... ciernisto-bagiennego.
Zrobiłam bilans i wypadł, no cóż, nie najlepiej.
Była połowa pażdziernika, a my nadal tkwiliśmy w tynkach. A właściwie, to utknęliśmy w nich chyba już na dobre. W domu nie było ogrzewania, nie było wody, a na ścianach w dwóch północnych pokojach, pojawiały się coraz to nowe, czarne ohydne wykwity pleśni.
Osuszanie też niewiele dało. Sytuację mogło jedynie uratować ogrzewanie. Ale i takowego nie było. A ja uparcie i bez końca taplając się w... błocie myślałam, iż lato będzie trwać wiecznie i że po nim.... nastąpi znów kolejne lato... więc mam jeszcze tyyyyle czasu!
O ogrzewaniu, owszem... myslałam i miało być ,,ręczne,, tj. koza plus kuchnia węglowa, centralne jakoś mi nijak do wiejskiej chaty pasowało. I myślalam, że ze wszystkim zdążę. I pewnie tak by się stało, gdyby to były ,,normalne,, tynki. Glina, o czym nie pamiętałam, jest bardzo kapryśna... i ma to do siebie, że schnie tak dlugo jak chce. I o tylko sobie właściwej porze. Ta porą jest zwykle lato, a już na pewno nie jesień. O tym wszystkim też nie pamiętałam.
Nic więc dziwnego, że skutki były opłakane!
A mój ląd wydał mi się już prawie nieosiągalny!!!
Tak więc, gdy w południowej części domu tynki powysychały i nawet w łazienkach wywietrzal w końcu twarogowy zapach ... to północna strona przedstawiała widok makabryczny. Tynki byly najwyrażniej w fazie swego najlepszego rozkwitu, a czarne, wielkości talerzyków deserowych, plamy pleśni przyprawialy o zawrót glowy.
Cóż, nie było wyjścia. Trzeba było zabierać się za skuwanie. I to jak najszybciej, aby ściany nie zaczeły tą wilgocią nasiąkać, jak mi wyrokowano.
Zaczęliśmy więc od tej najgorzej wyglądającej ściany, na której to kiedyś były, łączące oba pokoje, drzwi. I tak po skuciu tego nieszczęsnego tynku... odkryliśmy przyczynę wszystkiego. Okazało się, iż R. nasz pomocnik, zamiast do zamurowania otworu użyć nowych cegieł... użył tych starych, mokrych i w części zmurszałych!!!
R. moj najlepszy fachowiec i najlepszy z ludzi... lecz jak to autysta... działajacy po swojemu.
I chcąc zaoszczędzić... ,, TOWARU,, jak sie potem wyraził... zamiast tych nowych, równych i gładkich cegiełek, użył... starych, wilgotnych i po części zmurszałych, leżących przez długie miesiące na dworze.
A my w wirze pracy zapomnielismy o biedaku, który to pozostawiony sam sobie, działał najlepiej jak tylko potrafił.
Długo siedziałam przed gnijącą ścianą, patrząc na spustoszenie, które te kilka głupich cegieł poczyniło. Z tej bowiem ściany pleśń rozprzestrzeniła się na pozostałe, obejmując całe dwa pokoje. Skuliśmy wszystko. Do żywego. Dwie warstwy tynku. Dwa tygodnie ciężkiej pracy, która w ciągu kilkunastu zaledwie godzin zostala zniweczona.
Siedziałam na kupie... bagna ze skutych ścian... i już nawet nie rwałam włosów z głowy, bo i na to nie miałam już siły.
Ale najlepsze przyszlo dopiero potem, a wlasciwie teraz.
Nasza ,,praca,, okazala sie po prostu... ZBYTECZNA... bo glina i tym razem poradzila sobie z pleśnią i na resztkach tynku, który pozostal przy sufitach, oknach, kontaktach... tynk okazał się suchy jak... PIEPRZ!!! I twardy jak skała!!!
Wyschło, ale po bardzo długim czasie, a glina w jakiś cudowny i sobie tylko wiadomy sposób zwalczyła i tym razem grzyba.
Przyczyniło się do tego też ogrzewanie, które dopiero pod koniec pażdziernika w pośpiechu założyłam. Zrezygnowałam z kozy, nie mając już czasu na jej szukanie i w pierwszym lepszym markiecie zakupiłam pierwszy lepszy kominek, ktory postawiłam w południowym pokoju.
W kuchni stanęła natomiast używana westfalka.
W domu nareszcie zaczynało być ciepło, a ja po miesiącach koczowania w przyczepie, nareszcie mogłam przenieść się do domu, grzejąc się w ogniu kominka.
K. nadal zamieszkiwał w przylegającym do obory pomieszczeniu gospodarczym, a ja z trwogą myslałam o dniu jego odjazdu, i o tym jak już na dobre pozostanę sama na tej swojej... bagnisto-ciernistej drodze. Ale ku mojemu najwyższemu zdumieniu K. postanowił ... przedłużyć sobie swój wolontariat, rezygnując tym samym z uroków zycia studenckiego i poswięcając się całkowicie sztuce, która to własnie u mnie, na... odludziu miała w pełni rozkwitać!
O prawdziwym powodzie jego pozostania dowiedziałam się... niestety, dopiero potem.
W tym też czasie nastąpiła moja przeprowadzka, która polegala jedynie na zwiezieniu, popakowanych i czekajacych od miesiecy pudeł i kartonów, a mieszkanie zostalo wymówione.
I tak oto zaczęło się moje nowe życie. W domu pod lasem. Życie dość dziwne. I tak nierealne, że aż trudne do uwierzenia.
Szacun moja droga , wielki szacun....;))
OdpowiedzUsuńI gratulacje! Dokonałas tego i miałaś na to wszystko siłe!
Życzę Ci wszystkiego co najlepsze na tej nowej "chatowiejskiej" drodze .. :)))
I mogę umierać z ciekawości nad powodem pozostania pana K.??:)))
tez umieram z ciekawości- dawaj jakiś dalszy ciąg!pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńChcesz nas wykończyć! To powinno być karalne, normalnie. Cykać tak po troszku, takie ciekawe opowieści...
OdpowiedzUsuńCzyta się Ciebie jak wspaniałą powieść, ciekawam mocno, co za zakrętem? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNiesławo,
UsuńMiło Ciebie znów słyszeć.
Dzięki za pokrzepiające słowa.
No,cóż, musiałam przecież kończyć to co zaczęłam, nie mając wyboru, a i uciekać nie było dokąd,chyba że do lasu na miotle!
OLGA,
na razie walczę z zimą... więc jak mróz choć odrobinę odpuści, obiecuję ciąg dalszy!
Asiu i Wojtku,
nic na to nie poradzę, że tyle się na-wy-da-rzało, aż sama jestem zdziwiona, gdy o tym piszę!
Mario,
za Zakrętem już będzie dużo spokojniej.
Życzę dalszego dobrego czytania!
Tak, ta historia jest nierealna jak nie z tego świata... a z drugiej strony frapująca i w 200% prawdziwa! Mam nadzieję, że zima nie da Ci się zbytnio we znaki, chociaż wyobrażam sobie, że mimo mrozu musi być u Ciebie cudownie!
OdpowiedzUsuńNapisz, kochana Amelio- czy masz jakiegoś zwierzaczka? I pisz co dalej, pisz koniecznie, bo tu takie emocje! ;-))
Ściskam czule!
Czytaliśmy z wypiekami na twarzy!!! dzięki!!!
OdpowiedzUsuńDołączamy się do utyskiwań Asi i Wojtka i czekamy na zimowe odcinki :D
Serdecznie pozdrawiamy
szkoda, że tyle pracy na marne... Co do zamurowywania drzwi, to szczerze nie popieram. U nas też za dużo drzwi, tak ze w kółko można biegać - to taki nieodłączny element starych chat. Na razie zastawiliśmy meblami z dwóch stron, ale mamy nadzieję, że kiedyś drzwi będą mogły zostać wyeksponowane.
OdpowiedzUsuńPoza tym to bardzo dobrze mi się czyta, to co piszesz i jak pozostali czekam z niecierpliwością na informacje bardziej bieżące, o tym co dzieje się teraz - zimą.
Inkwizycjo,
UsuńOj, zima bardzo daje mi się we znaki, ze względu na moje słabe ogrzewanie... no i palacz ze mnie kiepski.
Ale jest pięknie, bajkowo, a zima nie popuszcza. Usciski.
Go i Rado,
Zimowe odcinki to głownie palenie... palenie... palenie...etc!!!
I bajkowe śnieżnobiałe widoki wynagradzające wszystkie niedostatki!
Pozdrawiam zimowo!
Wonne Wzgórze,
ja też chciałam w pierwszej wersji zachowac te drzyzi, bo lubię taki amfilarowy rozkład pomieszczeń, jakim charakteryzują się stare domy.
I dopiero w ostatniej chwili zmieniłam plany i kazalam je zamurować! I to tak niefortunnie!
No cóż nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem!
Oj, zima nielekką u mnie jest!
Ale pozdrawiam bardzo gorąco!
Amelio, myślę sobie, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło:) Okazało się, że wszystkiemu winne zmurszałe cegły, mam nadzieję, że teraz wszystko będzie schło ładnie. Kochana już się przeprowadziłaś na stałe, gratuluję. Niemniej podziwiam Ciebie, a czytam o tych wszystkich przygodach, jak wspaniałą powieść w odcinkach...Ciekawi mnie powód pozostania K. w chacie i to na zimę? Pozdrawiam serdecznie i buziaka ślę!!!!
OdpowiedzUsuń