"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

18.03.2016

Ocalić od zapomnienia. cz.2

I jeszcze, na małą chwilę, powracam do moich wspomnień, do tamtych dni mojego dzieciństwa, spędzanego w wiejskim domu dziadków.... do mojej Krainy Szczęśliwości.
Do tamtych smaków, zapachów... .do kuchni pachnącej podpłomykami.... do smaku gruszek "klapsów".... do zapachu garbowanej skóry... i wreszcie,o tego najważniejszego chyba zapachu ... do zapachu chleba.



Dziadkowie, jakby to dzisiaj określono, byli samowystarczalni. Dobrze pamiętam ich spiżarnię, w której półki aż uginały się od wszystkiego. I czego tam nie było? Począwszy od wiszących na długich metalowych drążkach, wędzonych kiełbas, szynek, słoików konfitur i najróżniejszych przetworów, suszonych grzybów... aż po wielkie kamionkowe sagany pełne smalcu i masła.
Tylko jednej rzeczy tam nie było. Właśnie chleba. Bo chleb, był jedyną rzeczą, jaką babcia kupowała.

We wsi była piekarnia o wdzięcznej nazwie "U Pipka", w której piekarz Pipek codziennie piekł chleb.
Ach, cóż to był za chleb! Wielkie, okrągłe ze złotą chrupiąca skórką bochny, pachniały już od rana w całej wsi. I już, sam ten zapach, nie pozwalał, aby nie iść i nie kupić tego chleba. Dlatego od wczesnych godzin rannych, ustawiała się przed piekarnią kolejka. A Pipek w białym fartuchu i białej czapie, z rękoma pełnymi mąki, wraz ze swoim pomocnikiem, wynosili na półki ciepłe jeszcze, pachnące bochny chleba.
Chleb błyskawicznie znikał z półek i już po godzinie piekarz zamykał piekarnię, a kobiety wracały  do domu z pachnącymi bochenkami.
 Pamiętam, jak babcia niosła taki bochen na wyciągniętych przed sobą rękach, a na nim leżały zawsze dwie obsypane kryształkami cukru  jagodzianki, dla mnie oczywiście.
W domu, kładła go na czystej ściereczce na środku stołu, robiła znak krzyża, po czym kroiła wielkim nożem grube kromki, które smarowało się własnym masłem, smalcem i posypywało solą, albo cukrem. Do tego mleczna, spieniona "latte" od Krasulki. A na deser jesli, ktoś miał ochotę, ciepłe podpłomyki., które zawsze leżały na kuchennej płycie.
Ach, cóż to była za uczta!

I choć, to już tyle lat minęło... ja wciąż, to pamiętam. A zapach chleba,  który towarzyszył mi przez lata, był zapachem mojego dzieciństwa, zapachem spokoju i bezpieczeństwa, zapachem, który niosłam przez życie jak... świętą relikwię! 



Pamiętam spracowane ręce babci, bez przerwy czymś zajęte, bo przecież pracy był ogrom. Dom, pole uprawne, zwierzęta hodowlane i... to wszystko trzeba było zrobić, nic nie można było odłożyć, czy przesunąć,  bo zwierzę przecież nie poczeka. I to wszystko babcia wykonywała bez słowa skargi! A gdy nieraz, splatając zmęczone ręce na kolanach, jakieś słowa skargi się jej wyrwały, dziadek zaraz ją uciszał: "A dyć cicho być kobieto". I tylko westchnienia rozchodziły się po kuchni.
A zresztą, nawet i na to nie było czasu, bo zajęć była niekończąca się rzeka. Nie było więc czasu na jakieś fanaberie. Była praca w pocie czoła. A potem był  sen zdrowy i mocny jak u dziecka.
Ot, taka prosta kwintesencja życia.

Dzisiaj zastanawiam się, skąd ci ludzie czerpałi na to siłę. Skąd miełi tego ducha?!

 

 

I patrząc dziś, na ich życie, myślę, jak mało było im do szczęścia potrzebne. Nawet łazienka i bieżąca woda,  nie była potrzebna i nigdy nie chcieli jej mieć. A dziadek zwykł mawiać, że wystarczy... wystarczy by żyć, wystarczy by się wyżywić, wystarczy by być szczęśliwym!
I to było, jakby jego życiowe "credo". Niigdy nie chciał mieć więcej... jakby nie rozumiejąc, tej chęci posiadania i gromadzenia przedmiotów, która dziś, ma tak wielkie dla nas znaczenie. A my sami, wciąż pragniemy więcej i więcej...!

Nawet ja sama, podczas mojej ostatniej przeprowadzki, aż się za głowę złapałam, widząc te wszystkie pudla pełne wszystkiego, co zdołałam przez lata nagromadzić, pytając teraz siebie: I po co, to wszystko?!



Zastanawiam się, czy ci ludzie byli mądrzejsi?
 Może i tak... żyli przecież tak blisko z przyrodą, oddychali jej rytmem, a ziemia i zwierzęta były dla nich najważniejsze. Czcili ziemię. Czcili drzewa. Nawet w lasach stawiano małe drewniane kapliczki, dla ochrony życia lasu i zwierząt, albo zawieszano budki lęgowe dla ptaków... Oni żyli w jakiejś niewyobrażalnej symbiozie z naturą, wielbili, szanowali ją, a ona odpłacała im tym samym.
I to była też bliskość ze zwierzętami, które były tak ważne, bo żywiły i wspierały. I pamiętam jak babcia pieszczotliwie przemawiała do swojej krowy: moja ty Krasulko!
Może więc stąd czerpali tę swoją mądrość i siłę?!

 A przecież to była tak ciężka praca, praca w pocie czoła, wykonywana w przeważającej mierze ręcznie, bez maszyn, podobnie jak ich rodzice i dziadowie, którzy w białych wykrochmalonych koszulach... szli w pole z prostymi sierpami w dłoniach.... z radością i z pieśnią na ustach!?

Sama dobrze wiem, jak to ciężko, żyłam w podobnych warunkach, przez pierwszy rok, bez wody i łazienki....obrabiając swój kawałek ziemi... i bywało, że miałam dosyć... a już napewno brakowało mi tej siły i wytrwałości, którą oni mieli.
I dlatego, wciąż jestem pełna podziwu dla tych ludzi!
 


A przecież oprócz codziennych zajęć... jeszcze domy budowali.
I to jak?! Własnymi rękoma, bez projektu, bez architekta... z materiałów, które sami przyciągali z pola, z lasu. I powstawały domy z kamieni, z drzewa, ze słomy, gliny. I stoją takie Cuda, Perełki, prawdziwe Arcydzieła... aż do dziś, mając po setki lat, albo i więcej... tak są trwałe i mocne. I piękne, w tej swojej siermiężnej prostocie, która nawet dziś, tak bardzo zachwyca.
A do budowy takiego domu włączała się wtedy cała wieś, wszyscy budowali wspólnie, na zasadzie sąsiedzkiej pomocy. I to było coś naprawdę wspaniałego, coś, czego dzisiaj się już nie spotyka.

 I znów chciałoby się zapytać, skąd ci ludzie mieli na to siłę?!

Dziadek mawiał, że takie życie prowadzili od pokoleń, z dziada, pradziada, a ciężkiej pracy nikt się nie bał, bo siła i wytrwałość w znoszeniu trudów życia, jest zapisana w naszych słowiańskich korzeniach. Więc nie mogło być inaczej!





To była taka normalność, jakiej teraz nam niekiedy brakuje.
 To był porządek rzeczy prostych, w którym była, jakaś niewyobrażalna głębia ukryta?! 

Dzisiaj, nie ma już tamtych ludzi. Nie ma kowala Janka... nie ma szewca, który robił buty... nie ma piekarni u "Pipka".  Jest za to nowoczesny, ogólnospożywczy sklep, w którym o każdej porze dnia, można kupić świeżutki, zapakowany w folię chleb. Tyle tylko, że bezzapachowy.

I są takie chwile... gdy zatęsknię za tym światem. I chciałabym, ocalić go od zapomnienia, bo wiem, że był  DOBRY.
I, że był... jakby skrojony na miarę człowieka. A jednocześnie taki zwyczajny!
Zwyczajne życie i  i zwyczajni ludzie. 
A tyle ciepła i spokoju było w tym świecie?!



Cóż, dzisiaj to wszystko, nieubłaganie odchodzi w zapomnienie. Niewiele już takich chat, niewielu takich ludzi pozostało. A szkoda, bo mądrości życia już nikt nas nie nauczy?!
I tego życia, jak skała, jak opoka, tradycją i pracą silnego. 

15 komentarzy:

  1. Amelio, łzy mi się zakręciły, tak pięknie to opisałaś. Ostatnie zdanie to jak manifest z okresu pozytywizmu . I mnie tego brak, tej prostoty i tej prawdziwosci i szczerości, bliskości ludzkiej.. ech, mam dzisiaj kiepski dzień, czemu dałam wyraz u siebie na blogu. Tyle że mój wpis jest dokładnie odwrotny do tego o czym Ty piszesz. Twoje "kiedyś" jest piękne, moje opisane "teraz" jest straszne
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... wzruszająca była ta zwykła, niezwykła zwyczajność... zaraz zajrze do Ciebie i poczytam o tym "teraz"

      Usuń
  2. Kolejna przepiekna opowieść, Aleio...Gdzie ci ludzie, gdzie te czasy? Wszystko to było juz tak dawno temu, czas biegnie sprintem, wszystko po drodze zmienia, tak wiele rzeczy niszczy i tylko resztki dawnego stylu zycia i tego głębokiego sensu zycia telepią sie jeszcze po niektórych wsiach i domach.Tak sie jakos ludzie zagubili, mamona oslepiła, polityka ogłupiła, supermarkety omamiły. Została królujaca wszędzie bylejakosc codziennosci, pustka mentalna i wspomnienia oraz tęsknota za tym, co nie wróci. Mozemy w naszych domach, gospodarstwach starać sie odbudować chociaż kawałek takiego sensu, ale wokół świat oszalały biegnie w zupełnie inną stronę i nasze domy są dziwacznymi, niepasujacymi do tego wszystkiego wysepkami, które prędzej czy później zaleje morze ujednolicenia...
    Tak to jest - cudnie jets powspominać, ale takie wspomnienia niestetty otwierają bardzo oczy na to ,co jest, jak jest. I pokazują niemoc i żal i tęsknotę...Co będzie po nas...?
    Pozdrawiam Cię ciepło, Amelio, dziękujac za chwile wzruszenia!:-)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale najgorsze jest to, że gdy usiłujemy żyć normalnie, dobrze, to jestemy postrzegani jak jacyś odszczepieńcy, dziwacy... czy nie wiem co, w mojej wsi jestem właśnie tak postrzegana, bo zbieram śmieci, nie palę ich, mam normalny stosunek do zwierząt... i nie robię tego wszystkiego co,inni robią, a co juz stało się jakąś normalności, a jest po prostu jednym zwykłym chamstwem!

      Usuń
    2. Amelio! Trzeba robić swoje - według własnego sumienia, wrażliwości, wiedzy i poczucia uczciwości. Tylko wtedy zdoła sie zachować spokój ducha i odgrodzic niewidzialnym murem od tych, co tego nie chcą zrozumiec, co wydaja sie być niereformowalni. Mysle tez, iz niektórym potrzeba przykładu - gdyż kropla drązy skałę, nie mając pojęcia nawet, że za wiele lat wydrązy tunel...

      Usuń
    3. Tak Olu, wszystko zaczyna sie od jednej kropli...od jednego małego kroczku. Ja zawsze będę robić swoje, to ważne pokazywać dobre przykłady, one naprawdę procentują!

      Usuń
  3. Taaaa... Z ogromną przyjemnością przeczytałam bo często powracam do lat mego dzieciństwa, gdzie właśnie tak było jak napisałaś. Wydaje mi się, że kiedyś ludzie mieli lepszy stosunek do siebie, byli dla siebie takim prawdziwym wsparciem, pracowali razem, obok siebie, to łączy. Dziś widzą się chwile rano albo i nie, potem chwilę wieczorem, albo i nie... i to wszystko jest takie rozlazłe, odległe... niespójne i niezwarte w tym niby wspólnym życiu. Tak na opak.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak własnie jest, takie ogólne zobojętnienie na wszystko co wokół. Dobrze, że chociaż mamy takie właśnie wspomnienia z tego innego świata.

      Usuń
  4. Dziękuję Amelio za to co napisałaś.
    Jak to dobrze, że Twoje bezcenne wspomnienia mogą należeć również do nas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam o nich napisać i wzbudzić tyle pozytywnych uczuć.pozdrawiam

      Usuń
  5. Pięknie napisane. Niedawno kupiliśmy działkę (w mieście), zaczęliśmy wiosenne porządki i wtedy, podczas kopania, siania i innych prac na moment przenoszę się do świata, który opisałaś. Ty piszesz o zapachu chleba, ja rozkoszuję się, niedającym się z niczym porównać, zapachem ziemi. Od razu przywołuje on wspomnienia z wakacji na wsi, dzieciństwa i czegoś, co trudno nazwać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, zapach chleba i zapach ziemi są niezwykle i wyjątkowe... i dziś tak bardzo dla nas, zaganianyh we współczesnym świecie odległe, jakby z innej planety. A to przecież nasza Matka Ziemia, ktora nas karmi i wspiera. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Amelio, rozmarzyłam się bo i ja miałam taką babcię zapracowaną i karmiącą i siadywało się na przyzbie z sąsiadami wieczorkiem i śpiewało pieśni rzewne i dostawało kubek pachnącego krową mleka do podusi na dobry sen.
    Ale to se ne wrati, czas pędzi i tratuje po drodze te kruche wspomnienia. Dobrze, że je utrwalasz.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana, tak, takie chwile wyjątkowe, nie mozna zapomnieć! Świat dzisiaj zwariował i pędzi jak oszalały do przodu, a wtedy było tak cicho i spokojnie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Amelio kochana, popłakałam się ze wzruszenia i z żalu, że tego już nie ma... Tak pięknie to opisałaś i jak to dobrze, że masz takie wspomnienia. Najbardziej żal , że takich ludzi już nie ma... Ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń