Zawsze bałam sie tego dnia. Choć, czułam, że kiedyś nadejdzie. I że jedynie czai się, ukryty gdzieś za rogiem. I nadszedł, tak niespodziewanie, wyłonił się z mroku.
Tego dnia nic mi się nie udawało, a wszystko było nie tak. I ten wiatr... który wiał od kilku dni, to wycie, łkanie, zawodzenie... Było coś szaleńczego i przerażajacego w tym wianiu... a potem łkanie i zawodzenie przybrało na sile... i słychać było tylko to i mój krzyk!
To był dzień, w którym Bobo odszedł.
Właściwie to nie wiadomo, co się stało, może został zastrzelony... a może wpadł we wnyki... albo, może wilki go napadły, ponoć ich pelno w tych lasach... Wiem tylko, że już nie wróci, a jego łkanie wciąż niesie się w oddali...
To już tydzień, jak odszedłeś, a ja piszę list do ciebie.
Bobo... tyle imion miałeś, byłeś Bobuniem, Bubusiem, Bubuleńkiem.... ale najważniejsze to... Przyjaciel.
Moim przyjacielem stałeś się od pierwszej chwili, gdy jako kilkumiesięczny szczeniak pojawiłeś się w naszym domu, miałeś być do towarzystwa Maksia, miałeś mu pomóc jego chorą, poranioną duszę uzdrowić.
I udało się. Przy tobie, Maks odzyskał radość życia i staliście się przyjaciółmi na śmierć i życie!
A potem przyszła Wandzia, z wielką raną na grzbiecie, szczenna i została. Byliście nierozłączni, zawsze razem. To ona nauczyła was polować... taki sposób jej wpojono na zdobycie pożywienia. I ten obudzony w was instynkt, pozostał... a ja drżałam za każdym razem, gdy was nie było...
Tak krótko żyłeś, tylko dwa i pół roku było nam dane być ze sobą... ale i tak dziekuję ci za te chwile, to był piękny czas, pełen radości i szczęścia.
Byłeś tak przyjacielski, do całego świata przyjażnie nastawiony. Nawet z kotami żyłeś w zgodzie, a największą twoja przyjaciółką była Róża... i nie było dnia, żebyście się nie pomiziali.... to było takie rozczulające... i nawet z syczącą wiecznie Polinką zawarłeś rozejm, zawsze ustępując jej z drogi...
Jakiego ty miałeś ducha! Wiedziałeś wszystko, siadałeś i czekałeś, aż koty zjedzą swój posiłek, choć nikt, niczego, nigdy cię nie uczył, a ty wszystko umiałeś... jak ja ciebie podziwiałam!
Dzisiaj, gdy wracałam z miasta... tak bardzo powoli jechałam przez las... ten las, który ty, tak bardzo kochałeś, a który cię zabrał... i cały czas wyobrażałam sobie, że... OTO JESTEŚ i że zaraz wyskoczysz, jak zawsze, w połowie drogi na moje powitanie... i odtańczysz swój obłędny, szalony taniec radości...!!!
Jakże pusty jest teraz nasz dom bez ciebie!
I stało się dla mnie jasne, że to ty byłeś przewodnikiem stada, a nie Maks, jak myślałam. To ty wszystko ustalałeś i organizowałeś, byłeś alfą psem. Maks dysponował siłą, ty mądrością.
Byłeś moim ochroniarzem i opiekunem, zawsze przy mnie, krok w krok chodziłeś za mną, nawet na chwilę nie spuszczając mnie z oczu... zawsze musiałeś wiedzieć, co się ze mną dzieje. Wandzia pilnowała domu, a ty mnie. Zawsze pierwszy na spacerkach, które uwielbiałeś, zawsze w przodzie, gotowy stawić czoła nawet największemu niebezpieczeństwu... tyle odwagi!
A pamiętasz... jak tańczyliśmy razem.... i jak ty lubiałeś tańczyć ze swoją panią! Jakim byłeś świetnym tancerzem, na tych swoich chudych śmiesznych nóżkach!
Albo... jak stałeś się psem kościelnym, gdy biegłeś za mną do kościoła, a potem czekałeś pod jego drzwiami. A wszyscy pytali: cóż to za pies i na kogo on tak czeka?!
O, nie! To się przecież nie godzi!
Żeby tak odejść... tak bez słowa jednego, bez pożegnania! Tak nie opuszcza się przecież człowieka, przyjaciela, psa, ani kota nawet ! Tak się nie robi!!!
Maks i Wandzia wciąż przecież czekają... Żeby zniknąć tak nagle... Tym bardziej jeśli się kogoś, tak bardzo kochało!!!!
Odszedłeś... a życie toczy się dalej. Pędzi do przodu swym szalonym rytmem. I wszystko jest tak, jak było, jakby się nic, nigdy nie stało... ludzie, sklepy, reklamy... wciąż istnieją!
I tylko jednego, małego pieska już nie ma!
Psa o Wielkim Sercu!!!
Tak, wiem... to pewnie śmieszne, gdy w obliczu tych wszystkich ważnych i doniosłych spraw, ktoś rozpacza za psem?!
Chociaż dla mnie, to ty byłeś ważny... a może nawet najważniejszy , kto wie!!!!
Są przecież ludzie, dla których pies... to coś WIĘCEJ niż pies...!
I tyle jeszcze wspólnych chwil mogliśmy przeżyć, tyle spacerów, tyle radości... ale czasu zabrakło.
Czas to złodziej. Kradnie wszystko, nawet życie, które jedną chwilą jest. Tak kruche jak bańka mydlana, jak balonik... trzasssk... i już nie ma!
Teraz tam, z góry będziesz czuwał nad wszystkim. I wiem, że zawsze będziesz z nami.
A my z tobą.
I wciąż będę cię widzieć.... jak biegniesz, a twój biało-czarny ogonek tak śmiesznie zadarty do góry merda radośnie... Twoje ślady są wszędzie i pozostaną
.... wyryte, jak kamienna tablica w moim sercu...
na ZAWSZE!!!
Tego dnia nic mi się nie udawało, a wszystko było nie tak. I ten wiatr... który wiał od kilku dni, to wycie, łkanie, zawodzenie... Było coś szaleńczego i przerażajacego w tym wianiu... a potem łkanie i zawodzenie przybrało na sile... i słychać było tylko to i mój krzyk!
To był dzień, w którym Bobo odszedł.
Właściwie to nie wiadomo, co się stało, może został zastrzelony... a może wpadł we wnyki... albo, może wilki go napadły, ponoć ich pelno w tych lasach... Wiem tylko, że już nie wróci, a jego łkanie wciąż niesie się w oddali...
To już tydzień, jak odszedłeś, a ja piszę list do ciebie.
Bobo... tyle imion miałeś, byłeś Bobuniem, Bubusiem, Bubuleńkiem.... ale najważniejsze to... Przyjaciel.
Moim przyjacielem stałeś się od pierwszej chwili, gdy jako kilkumiesięczny szczeniak pojawiłeś się w naszym domu, miałeś być do towarzystwa Maksia, miałeś mu pomóc jego chorą, poranioną duszę uzdrowić.
I udało się. Przy tobie, Maks odzyskał radość życia i staliście się przyjaciółmi na śmierć i życie!
A potem przyszła Wandzia, z wielką raną na grzbiecie, szczenna i została. Byliście nierozłączni, zawsze razem. To ona nauczyła was polować... taki sposób jej wpojono na zdobycie pożywienia. I ten obudzony w was instynkt, pozostał... a ja drżałam za każdym razem, gdy was nie było...
Tak krótko żyłeś, tylko dwa i pół roku było nam dane być ze sobą... ale i tak dziekuję ci za te chwile, to był piękny czas, pełen radości i szczęścia.
Byłeś tak przyjacielski, do całego świata przyjażnie nastawiony. Nawet z kotami żyłeś w zgodzie, a największą twoja przyjaciółką była Róża... i nie było dnia, żebyście się nie pomiziali.... to było takie rozczulające... i nawet z syczącą wiecznie Polinką zawarłeś rozejm, zawsze ustępując jej z drogi...
Jakiego ty miałeś ducha! Wiedziałeś wszystko, siadałeś i czekałeś, aż koty zjedzą swój posiłek, choć nikt, niczego, nigdy cię nie uczył, a ty wszystko umiałeś... jak ja ciebie podziwiałam!
Dzisiaj, gdy wracałam z miasta... tak bardzo powoli jechałam przez las... ten las, który ty, tak bardzo kochałeś, a który cię zabrał... i cały czas wyobrażałam sobie, że... OTO JESTEŚ i że zaraz wyskoczysz, jak zawsze, w połowie drogi na moje powitanie... i odtańczysz swój obłędny, szalony taniec radości...!!!
Jakże pusty jest teraz nasz dom bez ciebie!
I stało się dla mnie jasne, że to ty byłeś przewodnikiem stada, a nie Maks, jak myślałam. To ty wszystko ustalałeś i organizowałeś, byłeś alfą psem. Maks dysponował siłą, ty mądrością.
Byłeś moim ochroniarzem i opiekunem, zawsze przy mnie, krok w krok chodziłeś za mną, nawet na chwilę nie spuszczając mnie z oczu... zawsze musiałeś wiedzieć, co się ze mną dzieje. Wandzia pilnowała domu, a ty mnie. Zawsze pierwszy na spacerkach, które uwielbiałeś, zawsze w przodzie, gotowy stawić czoła nawet największemu niebezpieczeństwu... tyle odwagi!
A pamiętasz... jak tańczyliśmy razem.... i jak ty lubiałeś tańczyć ze swoją panią! Jakim byłeś świetnym tancerzem, na tych swoich chudych śmiesznych nóżkach!
Albo... jak stałeś się psem kościelnym, gdy biegłeś za mną do kościoła, a potem czekałeś pod jego drzwiami. A wszyscy pytali: cóż to za pies i na kogo on tak czeka?!
O, nie! To się przecież nie godzi!
Żeby tak odejść... tak bez słowa jednego, bez pożegnania! Tak nie opuszcza się przecież człowieka, przyjaciela, psa, ani kota nawet ! Tak się nie robi!!!
Maks i Wandzia wciąż przecież czekają... Żeby zniknąć tak nagle... Tym bardziej jeśli się kogoś, tak bardzo kochało!!!!
Odszedłeś... a życie toczy się dalej. Pędzi do przodu swym szalonym rytmem. I wszystko jest tak, jak było, jakby się nic, nigdy nie stało... ludzie, sklepy, reklamy... wciąż istnieją!
I tylko jednego, małego pieska już nie ma!
Psa o Wielkim Sercu!!!
Tak, wiem... to pewnie śmieszne, gdy w obliczu tych wszystkich ważnych i doniosłych spraw, ktoś rozpacza za psem?!
Chociaż dla mnie, to ty byłeś ważny... a może nawet najważniejszy , kto wie!!!!
Są przecież ludzie, dla których pies... to coś WIĘCEJ niż pies...!
I tyle jeszcze wspólnych chwil mogliśmy przeżyć, tyle spacerów, tyle radości... ale czasu zabrakło.
Czas to złodziej. Kradnie wszystko, nawet życie, które jedną chwilą jest. Tak kruche jak bańka mydlana, jak balonik... trzasssk... i już nie ma!
Teraz tam, z góry będziesz czuwał nad wszystkim. I wiem, że zawsze będziesz z nami.
A my z tobą.
I wciąż będę cię widzieć.... jak biegniesz, a twój biało-czarny ogonek tak śmiesznie zadarty do góry merda radośnie... Twoje ślady są wszędzie i pozostaną
.... wyryte, jak kamienna tablica w moim sercu...
na ZAWSZE!!!
Rozumiem Cię i współczuję bardzo, bardzo. Kiedy odeszła nasza Lulu, a zaraz po niej jej syn, Krawa, z którym żyliśmy w takiej symbiozie, jak Ty ze swoim Bobikiem, to wpadłam w ciszę i smutek. Nie odważyłam się nikomu powiedzieć, bo jak to? Tak rozpaczać po Psie? Właśnie tak. Miłość i oddanie to jest miłość i oddanie, nie ważne, w jakiej postaci.
OdpowiedzUsuńWiesz, kiedyś przeczytałam taki cytat,że ludzie dla których pies to coś więcej, to... ARYSTOKRACi życia!
UsuńTo jakieś pocieszenie dla nas tak własnie czujących.
Dla mnie pies to coś WIĘCEJ niż pies...! Przytulam Cię bardzo
OdpowiedzUsuńDzięki Lusiu!
UsuńPrzykro mi i łączę się w żalu z Tobą.... Pies bywa najważniejszym członkiem rodziny....
OdpowiedzUsuńTak... i dlatego tak cierpimy....
UsuńBardzo mi przykro. Utulam Cię.
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że są ludzie , którzy rozumieją. Dziekuję.
UsuńBardzo, bardzo Ci współczuję. Dla mnie też psy to dużo więcej, niż zwierzę. To przyjaciel i członek rodziny.
OdpowiedzUsuńBobo już zawsze będzie w Twoim sercu.
Ściskam Cię czule Amelio.
I ja Ciebie ściskam!
UsuńAmelio, a może wróci, może poraniony i zmarznięty. Może zabłąkał się, może jest w szoku. A jeśli odszedł na zawsze to zostanie w Twojej pamięci.
OdpowiedzUsuńNie, juz napewno nie wróci, on nigdy nie był nawet jednego dnia poza domem, dom był dla niego wszystkim... choć ja wciąż stoję i patrzę na las, jakby za chwilę miał z niego przybiec...
UsuńBardzo mi przykro, jeszcze długo będziesz patrzeć w okno i czekać, czy nie wraca. Dla mnie mój Mop też więcej niż tylko pies...
OdpowiedzUsuńWciąz chodze po lesie i szukam... choć już nawet i nie chciałabym zobaczyć co się stało, pewnie to byłoby straszne, zobaczyc jak zginął... ale mimo wszystko wciąż czekam i szukam....
UsuńBardzo współczuję i doskonale Cię rozumiem, miłość, przyjaźń to są uczucia, dla których nie ma znaczenia czy dotyczą dwu- czy czworonoga. Pozostaje pielęgnować piękne wspomnienia...
OdpowiedzUsuńTak, wspomnienia są takie ważne!
Usuńbardzo mi przykro... ból po odejściu kochanego zwierzaka jest silny i niestety długo trwa... wiem coś o tym... mam nadzieję... że... odnalazłaś jego ciałko...
OdpowiedzUsuńprzytulam
Nie nie odnalazłam, bo to tak jakby szukać igły w stogu siana, lasy są tutaj ogromne... już moze i nawet lepiej nie wiedzieć co się stało, i widziec go takiego szczęśliwego, jakim był i ten obraz zachować w pamięci!!
UsuńTen kochany, oswojony las bywa czasem lasem ze złej basni. I przypomina nam o tym, ze zycie, które tak chronimy, tak pieścimy i w dobre uczucia ubieramy, mysląc, że jakąs władzę, jakis czar mamy, od nieszczęść sie strzegąc,,,,to zycie może się nagle skończyć. Ot tak, cos waznego z niego uleci, wyparuje, choć wczoraj jeszcze było...I trzeba będzie dalej zyć...Jakos oswajać codziennosc na nowo, z bólem w sercu mijając dawne, pełne ciepłych wspomnien kąty....
OdpowiedzUsuńAmelio kochana! Przyjdzie nowe, przyjdzie i da wyciszenie smutku, rozpaczy, bezradności, tęsknoty....Pocieszą Cię pozostałę zwierzeta, jak dobrze że są...Wróci jeszcze dobry czas...Tylko teraz - żałko na duszy..
Ale teraz jeszcze jest teraz...Więc popłakałabym z Tobą, po prostu....Biedny Bobo...
Ten las tak piękny i tak straszny, co roku zabiera kogoś...niekiedy mam go naprawdeę dosyć... i z przerażeniem myślę każdego roku, kto będzie następny... wczoraj koło mojego domu przechodziła chyba jakaś wataha wilków, pełno było ich śladów... i aż mi serce zamarło, moje koty co noc są przecież w lesie!
UsuńEch, takie chyba jest życie.... narodziny i śmierć wciaż przeplatają się ze sobą.
Kto kocha zwierzęta ten rozumie. My rozumiemy.
OdpowiedzUsuńWspółczuję...
Jeśli się dowiem, że zrobił to leśniczy, który już cztery psy we wsi zabił... nie daruje tego, zastrzelę drania!
UsuńOkropnie się popłakałam... Tak dobrze cię rozumiem... Bardzo, bardzo mocno ściskam i przytulam.
OdpowiedzUsuńDzięki Kochana... A ja wciąż chodzę po tym lesie, którego pomału mam dosyć i szukami, i ryczę i krzyczę... choć i lepiej zebym nie wiedziała co się stało, to chyba by mnie jeszcze bardziej dobiło.
UsuńAmelio, przytulam. Nie mam żadnych wątpliwości, że pies to więcej, niż pies i nie wstydzę się, ani nie ukrywam miłości do moich zwierząt. Patrzę na nie i strasznie się boję.
OdpowiedzUsuńHana, jak dobrze, że są tacy ludzie jak Wy rozumiejący... jak ja boję się o moje pozostałe psy, Maksa juz ani na moment nie puszczam, tylko Wandzia jeszcze biega, ona ma to we krwi, bo od małego musiała sobie sama organizować jedzienie w lesie... to ona nauczyła moje psy tej sztuki łowieckiej... to taka kochana sunia. Dzis była u mnie sasiadka, ta od Wandzi, moja najblizsza i powiedziała że to... dobrze... i ze mam juz jednego mniej... wiec czym się martwię, jeszcze zeby ten duży znikł, bo on najgorszy!
UsuńWidzisz, dla niej naprawdę pies to coś najgorszego, cos co nie powinno w ogóle istnieć!
Że tez tacy ludzie na świecie istnieją?!!!
Bardzo współczuję i mocno przytulam.
OdpowiedzUsuńprzytulam również...
UsuńBardzo mi przykro,że straciłaś przyjaciela(rozumiem jak to jest) takich przyjaciół....ŻAL...Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńTak, takich prawdziwych przyjaciół żal!
UsuńTo okropnie smutny list. Czy naprawdę nie ma szans żeby się odnalazł? Zawsze jest nadzieja, przecież nie wiadomo co się stało.
OdpowiedzUsuńTak, nie wiadomo co się stało, ale nadziei coraz mniej... i juz nic się na to nie poradzi.
UsuńPocieszające jest to, że przez cały czas od swojego kilkumiesięcznego życia otaczał go taki ogrom miłości. Jeśli odszedł już na zawsze, to przynajmniej miał to wszystko, czego tak wielu psom brakuje. Masz wielkie serce! Ale żałoba tym trudniejsza...
OdpowiedzUsuńTak, to wielkie pocieszenie, że był szczęśliwy... i niech już tak zostanie.
OdpowiedzUsuńTo zawsze bardzo smutne, jak ginie ktoś bliski :( Ale może tylko pobiegł za jakąś zwierzyną i się zgubił? Może jeszcze się odnajdzie...
OdpowiedzUsuńNie, napewno nie, on nigdy tak długo nie był poza domem, wiec już nadziei nie ma...
UsuńAmelio, poplakalam sie. Nie to wcae nie jest smieszne, ze tak rozpaczasz. Ta pustka, ktora pozostaje, potwornie boli. Przykro mi. Bardzo!
OdpowiedzUsuńDzieki Kasiu,że rozumiesz... dobrze jest mieć wsparcie innych w nieszczęściu!
Usuńoch...
OdpowiedzUsuńoch, Aradhel, cięzko na sercu...
UsuńBardzo współczuję, Amelio, i utulam; nasze zwierzęta są domownikami, czasami nawet z większymi prawami, bo wymagają zaopiekowania; nie wstydzę łez, kiedy któreś odejdzie, tęsknię, śnią mi się po nocach, ale taka już jestem "psia mama" jak mnie nazywała moja mama; dlatego bardzo rozumiem Twój żal i rozpacz; pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńMarysiu, dla mnie też moje zwierzęta są bardzo ważne, to domownicy, członkowie rodziny i ja już zycia sobie bez nich nie wyobrażam!
UsuńDobrze jest być rozumianym . Dziękuję.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPłakałam po koniach, płakałam po kurze, która kończyła żywot na moich rękach, nie wyobrażam sobie śmierci kotów ....
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję
Madziu... dzieki za te słowa...
UsuńWiem co czujesz i współczuję z całego serca .Monika
OdpowiedzUsuńSerdeczności dla Ciebie Moniko posyłam!
UsuńBardzo mi przykro. Popłakałam się czytając. Pies jest członkiem rodziny i to bez dwóch zdań. Chodziłaś po lesie? Szukałaś? Może leży gdzieś ranny i nie może wrócić? Może jeszcze wróci...
OdpowiedzUsuńTak, chodzilam ,szukalam, wołałam... to bez sensu, lasy ogromne, nie wiadomo gdzie szukać... już nie szukam, tylko patrze w niebo i rozmawiam!
UsuńSciskam mocno!
kto ma/ miał psa Cię zrozumie, Amelio
OdpowiedzUsuńbardzo mi przykro i chociaż nie znałam Twojego psa, to spłakałam się czytając ten list do Bobcia, bo sama straciłam swojego
mimo wszystko liczę na to, że może on jednak wróci, może ktoś go złapał
pozdrawiam serdecznie !
Dziekuję, to zrozumienie tak duzo daje.
OdpowiedzUsuńNie, juz nie wróci napewnoe. Rozmawiam z nim, wiem ze juz jest na górze.
Pozdrawiam serdecznie.
Wooww.... smutne bardzo, ale opis I pożegnanie pięknie napisane.... chwyta za serce.
OdpowiedzUsuń