"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

27.07.2010

Nowi lokatorzy...czyli akcja w toku...
Wpadlam tylko na mala chwilke, jestem bowiem ostatnio wlasciwie caly czas w swojej przyczepce z dala od cywilizacji, a wiec i od internetu, aby choc co nieco napisac o tym co sie u mnie dzieje. A... dzieje sie nie malo...choc to wszystko nie to, co tak naprawde powinno sie dziac. Jednym slowem - Czas mi przecieka przez palce,a ja poza jezdzeniem i zalatwianiem, szukaniem projektanta...nie posunelam sie z remontem ani o krok do przodu,czyli dalej stoje w miejscu,a moja frustracja siegnela juz zenitu.
Wszyscy kolejni projektanci po ogledzinach chaty kiwali tylko glowami, dajac mi dobre rady, ktore juz dobrze znam. Zrezygnowana, pomyslalam jednak o... ALTERNATYWIE. Ale o tym bedzie nastepnym razem, bo to calkiem inna bajka.
I tak w koncu,gdy ktoregos pieknego dnia, zrezygnowana i zmeczona nieziemsko zajechalam do swojej chaty, zobaczyc czy aby ta jeszcze tam stoi...duzo sie nie pomylilam.Owszem chata stala, ale zaczynano ja juz pomalu...rozbierac, o czym swiadczyly znaczne ubytki cegly w murze i desek w stropie.
Na progu chaty powitali mnie... trzej dziarscy panowie...zdziwieni nieco moja obecnoscia,ktorej to zapewne sie nie spodziewali.Panowie zdazyli sie juz niezle zadomowic, o czym swiadczylo stojace pod sciana lozko,rozstawiony stol i wyciagniety z moich gruzow stary fotel. Akurat spozywano sniadanko, suto zakrapiane oczywiscie...ale na moj widok panowie poderwali sie ochoczo, zapewniajac mnie ze oni nic zlego nie robia tylko sobie siedza...i wlasnie pilnuja mojego domu przed zlodziejami, jak to ladnie okreslili... ktorzy to dokonali juz takich strasznych zniszczen, ze nawet oni sami sa tym bardzo zbulwersowani. Po czym oswiadczyli,iz oni beda tutaj spac i pilnowac domu, wiec nie mam co sie martwic, dodali, widzac moja zdesperowana mine. I jeszcze zrobia mi remont,i to calkiem tanio, bo oni sa wlasnie specjalistami od remontow, i to nic, ze teraz sobie troszeczke poswietowali, oni moga pracowac nawet w nocy, a wlasciwie to wtedy im sie najlepiej pracuje. W koncu panowie zaoferowali sie zrobic mi ogrodzenie,zabic okna i drzwi deskami, aby nie dopuscic naturalnie do dalszej dewastacji obiektu. Obiecali, ze jutro jak przyjade to bedzie juz wszystko gotowe.
Odjechalam z bolem glowy, mowiac,ze jutro przyjade.
Nastepnego dnia przyjechalam wraz z corka, ktora to akurat byla w odwiedzinach, chcac zobaczyc jednoczesnie to OWO cudo, o ktorym to sie juz tyle przez ostatnie miesiace nasluchala,a ktorego jeszcze nie widziala.
Jechalysmy myslac, co tym razem nas spotka. To wszystko zaczynalo nabierac jakiegos sensacyjno- kryminalnego watku.
Gdy przybylysmy na miejsce, panowie akurat rozciagali drut kolczasty na wbitych w ziemie palach. Przywitali nas radosnie, przenoszac z miejsca swoje zainteresowanie na nastoletnia corke. Po czym oswiadczyli,iz robota prawie na ukonczeniu,okna zabite folia,drzwi dechami,a oni akurat grodza teren z przodu. Na pytanie skad maja belki, panowie odrzekli zgodnie...ze z lasu. Jeknelam tylko i juz zamierzalam odejsc i odjechac...nagle zaczelo mi sie bardzo spieszyc, ale panowie zatrzymali mnie grzecznie, mowiac iz cos im sie przeciez nalezy, za te ich ciezka prace...no chociazby na male co nieco do sniadanka. Chcac nie chcac dalam panom na male co nieco... po czym dosiadlam samochodu i ruszylam najszybciej jak tylko moglam przed siebie, a raczej uciekalam... po prostu, uciekalam, myslac ze to chyba jakis zlowrogi sen. Corka spogladala jedynie na mnie, twierdzac iz ona zupelnie nie wirozumie,jak mozna byc tak bardzo pozbawionym wyobrazni, aby COS takiego nabyc i jeszcze sie tym zachwycac... no i te menele na dodatek...ktorzy z pewnoscia tak szybko nie opuszcza tego miejsca... no i jak ja tam w ogole zamierzam mieszkac, sama jedna na tym odludziu, pod lasem. I ze jej zdaniem, powinnam TOTO jak najszybciej sprzedac.
I tak tez sie stalo, nastepnego dnia,ja kobieta bez wyobrazni,z ciezkim sercem dalam ogloszenie do gazety o sprzedazy "ruiny w oplakanym stanie".
Na ogloszenie nikt nie odpowiedzial. A ja gdy pojechalam tam nastepnego razu i meneli juz nie bylo,odetchnelam z ulga i usiadlam pod wielka czeresnia, wsluchujac sie w radosne trele malego zoltego ptaszka i... myslac o tym jak tu pieknie i...ze to jest przeciez MOJE MIEJSCE, ktorego tak dlugo szukalam.
I gdy... w koncu ktos zadzwonil w sprawie sprzedazy... odrzeklam z ulga w glosie, ze to... POMYLKA.

7 komentarzy:

  1. nie poddawaj się!!! a jaka jest alternatywa?

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko z córką! zazdroszczę zimnej krwi (w kwestii gości), ja bym spanikowała od razu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wytrwaj! Może drugiego takiego nigdy nie znajdziesz.

    OdpowiedzUsuń
  4. OLQA, o alternatywie bedzie pozniej.Dzieki za wsparcie.

    Panno turkus, ja tez spanikowalam... ucieklam po prostu.

    Gosiu, masz racje...pewnie nie znajde!

    OdpowiedzUsuń
  5. Miejsce jest piękne,a dom w całkiem niezłym stanie.Można zrobić z tego cudowne siedlisko.Zaciśnij zęby i do przodu bo warto.
    Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Amelio - wróciłam już z moich wakacyjnych wojaży, więc odwiedzam Twój salonik. Dzięki za odwiedziny u mnie. Kochana poczytałam i poprzednie posty z wielkim zainteresowaniem. Jesteś niesamowicie dzielną kobietą - a marzenia o spokojnym życiu wśród natury dają Ci bodźca do walki z przeciwnościami! To godne podziwu, bardzo mi swoją postawą zaimponowałaś - walcz dalej o swoje, nie poddawaj się a zobaczysz niedługo efekty! Po powrocie znowu wpadnę do Twojego saloniku i mam nadzieję, że usłyszę o posuwającej się do przodu pracy. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Los alpaqueros - Tak macie racje, zaciskam zeby i do przodu, bo warto! Dziekuje.

    Grasza44 - dzieki za slowa pelne otuchy i za wsparcie, ktorego teraz bardzo potrzebuje.
    Tak bede walczyc o swoje i nie poddam sie!

    OdpowiedzUsuń