"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

5.10.2015

Gorące lato.


Na początek  ściskam Was Kochani i myślę, że macie się dobrze. Dziękuję za Waszą troskę i  przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale pracy było znów tak dużo, a ja już tak mam, że to co robi się normalnie na bieżąco i systematycznie, odkładam na lato, czekając na przyjazd rodziny i spiesząc się wtedy jak opętana, żeby ze wszystkim zdążyć, zanim znów wszyscy powyjeżdżają.
 Dlatego też zawykle latem robię sobie przerwę internetową, aby nie tracić czasu, no a wieczory wiadomo z bliskimi,  przy ognisku, tak rzadko ich przeciez widuję, że trudno inaczej.
W każdym razie znów jestem cała i zdrowa i wraz z jesienią wracam na internetowe "łono". Będę znów pisywać, jak zwykle i może tym razem nieco częściej mi się uda.  Będę się starać przynajmniej. Bo przecież remont 100-letniej chaty tak szybko pewnie się nie skończy. I przy tym zawsze coś się dzieje, mniej lub bardziej ważnego, jak to zwykle w życiu bywa. 

Tak więc wracając do lata, to było ono naprawdę "gorące", dosłownie i w przenośni, bo i pogoda była przepiękna... i pracy było w brud.
I mimo suszy, kwiaty, owoce i warzywa obrodziły jak żadnego roku...
Oto  krótkie jego wspomnienie...


 

 







 



 

 

 


Najważniejszą rzeczą jaką zrobilśmy  było ogrodzenie, ogrodziliśmy ogromny teren z tyłu i z obu boków. Stara siatka leśna była już w opłakanym stanie, stratowana w wielu miejscach przez zwierzynę leśną i moje psy. Nowe ogrodzenie było od dawna konieczne, a ja wciąż zwlekałam, w końcu nie dało się dłużej czekać, i choć było niełatwo, bo teren trudny, nierówny, graniczący z jednego boku z lasem i strumykiem, ale się udało. I teraz jest wspaniale, głównie dla Maksa, bo to ogrodzenie to przecież dla niego, ja dla siebie nigdy nie założyłabym siatki, a jeśli już, to coś zielonego... ale cóż jak się ma psy, to jest tak , że one niekiedy bywają najważniejsze. A  u mnie już tak jest, że wszystko robione jest pod te moje zwierzaki.

Ale teraz nareszcie oddycham z prawdziwą ulgą, bo Maks może biegać swobodnie... bo jak dotąd, z racji swoich leśnych wypadów na zwierzynę i sąsiedzkie kury był niestety wiązany. A ja wciąż drżałam z niepokoju, a jego ucieczki były dla mnie udręką. A teraz... cóż  to za ulga dla mnie i dla niego, a ja nie muszę uważać, czy się nie zerwał... czy leśniczy go nie dopadł... może jak Bobusia... ech, ten płot należało dużo wcześniej zrobić, ale cóż i tak się cieszę, że w końcu jest... a Maks taki szczęśliwy!




 



 


Przestawiłam też piec, wyburzając przy okazji dwie ściany w kotłowni, ale teraz piec od nowa podłączony i ustawiony lepiej grzeje, no i dym nie wali wszystkimi możliwymi otworami.

I w końcu zaczęły się też prace "oborowe". Moja wiekowa obórka coraz bardziej chyliła się ku upadkowi, a ja bałam się już do niej wchodzić, niektóre krokwie już jedynie wisiały, grożąc lada moment zawaleniem. Z coraz większym niepokojem patrzyłam na to wszystko, myśląc co dalej.
W końcu dłużej nie dało się czekać i tego lata zaczęliśmy akcję ratunkową. Najbardziej zagrożone krokwie zostały wymienione lub dosztukowane. Wszystkiego nie udało się zrobić, czasu zabrakło i reszta została odłożona na następne lato... które w ten sposób już teraz się zapełnia! Zastanawiam się,  czy będzie kiedyś tak, że ja sobie wyjadę, ot tak po prostu... albo pourlopuję w swoim  własnym domu?!
Albo odpocznę od remontowania!?

 




W obórce oprócz tego została oszklona reszta tylnich okien i wstawione górne boczne dzrzwi, bez których lało się do środka i należało to już też dawno zrobić.
Oprócz tego jak zwykle latem malowanie wszystkiego, co tylko się dało... a więc domu od środka, bo ściany były naprawdę czarne od walącego nawet otworami kominkowymi dymu. Śmiałam się,że żyję w "czarnej izbie" tak, jak dawniej, choć naprawdę nie do śmiechu mi było, bo nałykałam się tego dymiska przecież nie mało... ale nic mi nie jest, już taka baba z żelaza się zrobiłam i nic widać mi nie straszne!

 

Potem malowanie nowej bramy z tyłu i furtek, okien i drzwi oborowych. Działałyśmy na tym polu głównie z córką, jako że malowanie to moja druga pasja, po remontowaniu!

Nie  udało mi się tego lata podziałać w glinie, choć było w planie wykonanie chociażby kawałka glinianego płotu,  ale już czasu zabrakło, więc przełożone zostało to na następne lato, które już teraz zapowiada się "gorąco"!

I oczywiście przez cały czas już od wiosny, szykowanie drewna opałowego. W końcu  już pojęłam,  jak ważny jest opał i że należy go szykować latem, mając w pamięci moje pierwsze zimy, gdy w śniegu po kolana ścinaliśmy z sąsiadem osiki, a ja kopałam tunel w śniegu, aby dojechać taczką do domu. A potem paliłam tymi mokrymi gałęziami w piecu... nic dziwnego, że temperatura stała w miejscu, a ja jedynie zaciskałam pięści do bólu, przyrzekając sobie, że nigdy więcej już do tego nie dopuszczę!


 

I były też chwile bardzo przyjemne, gdy jak co roku odwiedzały mnie różne osoby, marzące o podobnym życiu, które czytając mój blog chciały zobaczyć, przekonać się, jak to życie tak naprawdę wygląda.
A każda z nich w czymś mi pomogła... i to też było bardzo przyjemne!

 I tak wizyta Ani zaowocowała wspólnym wykonaniem dwóch stołów ogrodowych, bo stare już się przez zimę posypały...

 

 Iza zrobiła bardzo śliczną ławeczkę z palet... 



Reiner zaś, załatał dziurę w oborowym dachu, zrobił obudowę do ogrodowego prysznica oraz zajął się... edukacją Maksa, czyli próbą oduczenia go jego myśliwskich zapędów, co jednak nie przyniosło pożądanych rezultatów i tu płot okazał się najlepszym rozwiązaniem.

I tak sobie myślę... ilu ludzi tu do mnie przyjeżdża, zupełnie obcych, takich zwykłych jak ja... i  tak, jak ja marzących o innym życiu... i jak wiele każdy z nich wnosi do tego mojego świata... czy to słowem, czy czynem... pomaga, zostawia jakiś ślad. A ja daję im nadzieję... że wszystko może się udać!
Pozdrawiam Was wszystkich i zapraszam na następne gorące lato!

I tak oto nastała jesień. Piękna, ciepła, pełna snujących się nitek babiego lata.
A ja najpierw... padłam... potem się pochorowałam... i  w końcu zwolniłam. I jak KOT zaczęłam wygrzewać się w słońcu.
I teraz nie robię prawie nic... oprócz tego, że zbieram i suszę zioła, zbieram grzyby, robię przetwory.
W tym roku po raz pierwszy byłam na grzybach, choć las mam na wyciągnięcie ręki, ale zawsze mówiłam, że nie mam czasu...


 

 
 

Dziś zrywałam owoce czarnego bzu, którego tak pełno u mnie za płotem, a potem siedziałam w słońcu, w słomkowym kapeluszu, zupełnie jak latem i obrywałam małe kulki dzikiego bzu, z których zrobiłam kilka słoiczków konfitur.
Moja spiżarnia pomału się zapełnia.

 


Jak ja marzyłam o tym całymi latami, zamknięta w klatce bloku, o swoich własnych przetworach! Pamiętam , jak kupowałam je na niemieckim targu, płacąc krocie za jeden malutki słoiczek domowych konfitur. A potem skladałam te słoiczki z namaszczeniem, owijając każdy w szeleszczący cieniutki papier do kartonów, wiedząc, że... to musi nastapić i że to tylko kwestia czasu!
 I gdy tu przyjechałam z tymi kartonami, na których pisało ''Uwaga szkło"... a było ich kilka, wszyscy dziwili się, myśląc, że to coś cennego, może stara porcelana... a to tylko słoiki, myśleli wtedy, że napewno zwariowałam!
I nikt nie wiedział, jak cenne one dla mnie były!

 


I w końcu... po "gorącym" lecie... postanowiłam zwolnić. Mieć czas, którego, nawet tutaj zawsze mi brakowało. Muszę sobie  przecież przypomnieć, że właśnie po to tutaj jestem... po to zamieszkałam w tej starej chacie pod lasem....i po to zmieniłam swoje życie... aby zwolnić.

I zwolniłam na... tydzień cały... bo teraz znów zaczęły się prace przy budowie oczyszczalni. Z tym, że to już i na szczęście,  nie ja robię, tylko fachowiec.

 

 


 Tak więc żegnaj moja kochana "sławojko"... teraz nareszcie bedę miała "luksusy" i będę mogła normalnie, jak wszyscy cywilizowani ludzie żyć, korzystając z ŁAZIENKI!
Tak, tak...czas w końcu porzucić to życie Robinsona Cruzoe i pójść z postępem, tak orzekła rodzina , a ja już nawet nie śmiałam się sprzeciwiać.
Ło,Matko... i jak ja to wytrzymam, tyle luksusu naraz?!





 Ale  potem... gdy już wszystko się pokończy, te wszystkie prace, których szczerze mam dosyć... będę znów tak jak kot... mogła wygrzewać się leniwie w słońcu, jeśli jeszcze dopisze... mrużąc oczy w zdziwieniu nad światem... albo będę ze spokojem przyglądać się... jak pszczoła spija nektar z jeszcze wciąż tak pięknie kwitnących kwiatów dalii... albo podziwiać cieniutkie, pajęcze nitki, srebrzące się wciąż na kwiatach i liściach... albo będę patrzeć na baraszkujące w słońcu psy i utrwalać to wszystko w obiektywie...  myśląc... jak ulotne są te chwile i jak przecież ważne! 






... i oczywiście będę pisać bloga i ... czytywać systematycznie inne blogi... i tak łatwo na wszystko znajdę czas!
Miłego wieczoru Kochani!

25 komentarzy:

  1. Witaj Amelio! Już od jakiegoś czasu podczytywałam Cię, ale dopiero teraz mogę komentować. Pięknie u Ciebie i słoneczka jak najdłużej życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam u siebie i cieszę się i oby to słoneczko jak najdłuzej swieciło, pozdrawiam

      Usuń
  2. Fajnie, że wróciłaś do bloga i że tyle dobrego Ci się zdarzyło tego lata. I że dzięki temu coście zdziałali zima będzie przyjemniejsza. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę,że znów tu jestem, takie rozłąki niekiedy na dobre wychodzą, myslę że i u Ciebie wszystko dobrze! Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ale się u Ciebie nadziało Amelio, niewątpliwe luksusy. Najważniejsze, że jest ogrodzenie, piec sprawny i zapas drewna. A łazienka to już wisienka na torcie.
    Gdybyś bliżej Rzeszowa mieszkała to przyjechałabym w te pędy ale narazie to dla mnie za daleko. Ale cieszę się, że wracasz do nas i do pisania.
    Serdeczności przesyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, nadziało się i tak jest zreszta cały czas i wciąż i bez końca... śmieję się że nawet , zestarzec się nie będę kiedy miała, .. ten dom nie daje wytchnienia! ściskam

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Witam! Tak, małymi krokami wszystko posuwa się do przodu.

      Usuń
  5. Nareszcie! Wiedziałam, że czymś nas zaskoczysz i udało Ci się. Płotu Ci zazdraszczam. Wałka muszę bez przerwy pilnować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie jest znów wrócić. U mnie płot to juz była koniecznosć, lesniczy stale mi wygrażał, ze jak cos nie zrobie z tym psem, to bedzie żle, moge się tylko domyslać co miał na mysli, kilka psów juz we wsi odstrzelił... i kto wie, czy tez nie Bubusia. Ale teraz spotkała go zapłata, był na polowaniu, zastrzelił jelenia i myśląc, ze ten nie żyje, podszedł do niego, jelen podniósl się i rozerwał mu cała noge, jest w szpitalu.
      Ciesze sie, za te wszystkie biedne zwierzaki nalezało mu się!

      Usuń
  6. Obórka bardzo piękna, super ze nie pozwalasz jej popaść w ruinę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło Cię słyszeć, witaj! Tak, robię co moge, z obórką to dośc poważna sprawa, bo niestety większosc belek jedynie wisi i potrzebane sa jekies generalne kroki... moze za rok. pozdrawiam

      Usuń
  7. Wreszcie się pokazałaś, Kochana Amelio... ale za to z jakimi wspaniałymi wieściami!
    Płot przy zwierzakach to konieczność, poczucie bezpieczeństwa... bardzo się cieszę, że już go masz ;) I piec wreszcie będzie działać ;-) Obórka zapowiada się ciekawie, dobrze, że się nią choć trochę zajęłaś... ale nie wszystko na raz!Zdążysz w przyszłym roku, a teraz... odpoczywaj i ciesz się efektami letnich wysiłków ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, sama wiez jak to jest z tym wszystkim, trudno to poogarniac, ale jakos pomalu sie udaje, teraz robie oczyszczalnie, a z oborka to powazniejsza sprawa, ktora w zasadzie nie wiadomo jak ugryżc... czy moze znasz ludzi ktorzy remontuja takie budynki, potrzebuje jakiejs porady... wspolczesni fachowcy radza jedynie zwalac wszystko i od nowa, wiesz jak to oni, oby najlatwiej bylo i najwiecej kasy sciagnac... sciskam mocno

      Usuń
  8. Amelio, ogromnie się cieszę wraz z tobą z tego ogrodzenia. Jak dobrze, że piesek jest bezpieczny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Gosianko, nareszcie sie doczekał i jest co najwazniejsze bezpieczny!

      Usuń
  9. Witaj:)
    Bardzo ciekawa jest Twoja opowieść, podążanie za głosem serca i dążenie do spełnienia marzeń.. Pozwól że będę zaglądać w poszukiwaniu nowych wieści i cieplo kibicować..
    I ładne papryczki Ci wyszły, z własnego siewu, czy z sadzonek..? Wiesz może jaka odmiana? Ja rokrocznie muszę "dojrzewać" papryki w domu, może to taki klimat juz.. A może jednak znajdę odpowiednią odmianę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście cieszę się i zapraszam!
      Sadzonki papryczek dostałam od sąsiadki, nie wiem jaka to odmiana, ale miałam je w folii i pewnie dlatego obrodziły, w poprzednim roku trzymalam sadzonki w domu, potem na dworze i niestety nic to nie dalo, pousychały. Także folia chyba w tym wypadku najlepsza.

      Usuń
  10. I doczekalam sie kolejnego wpisu :) widzisz ile osob tutaj na Ciebie czeka? :) z niecierpliwością!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cieszę się Maretko, a więc warto od czasu do czasu coś skrobnąć, skoro tyle ludzi czeka, a ja nawet o tym nie wiedziałam! Pozdrawiam Ciebie również

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo serdecznie pozdrawiam, czytam i czytam i wiem jak trudno remontować ale na swoim wyjdziesz przed chałupę, spojrzysz na świat uśmiechniesz się do słońca, kwiatów do drzew i zabierzesz za pracę i znowu spojrzysz i uśmiechniesz się. :) Mimo wysiłków warto tak żyć.
    Serdeczności wielkie.
    Elka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Elu! Jak miło znów Cię usłyszeć! Widzisz, to co piszesz to święta racja! Bo tak bardzo trudno mnie samej z tym wszystkim, i są chwile, gdy naprawde mam dosyć tej ustawicznej , niekończącej się pracy... i myślę wtedy, po co mi to wszystko było?!
      Ale potem, gdy ogarnę to wszystko wzrokiem i spojrze na to, co zrobilam... jak bardzo to cieszy. I wtedy myślę,że jednak warto,że ten trud nie jest nadaremny!
      Sedecznie Ciebie pozdrawiam i wybacz moje rzadkie "zagladanie", ale myslami jestem z Tobą!

      Usuń
  13. Dzie dobry, Amelio! Z przyjemnoscią znowu Cie poczytałam i poogladałam zdjęcia Twych pór roku. Rzoumiem dobrze to podzielenie uczuć w sprawie nieustających remontów. Mam to samo. A sił i ochoty coraz mniej do tych ciezkich, niekończących sie prac. Stanowczo za duzy mamy dom, ale cóz zrobić. Przeciez nie zburzymy.
    Drzewa masz na zimę duzo, wiec na pewno juz nie zmarzniesz. I przetwory wspaniałe. I nareszcie Maksik bezpieczny, bo solidny płot nie pozwoli mu pobiec do lasu. Przeczytałam z dreszczem na plecach o tym pokaraniu lesniczego przez jelenia bo zaraz przypomniała mi ise jedna z ksiazek Olgi Tokarczuk. Tam zwierzeta mściły się a raczej karały sprawiedliwie za złe traktowanie, za bezczeszczenie lasu. To trochę straszna opowieść, ale jednak mimo wszystko niezwykle piekna i zwracajaca nadzieje w sprawiedliwosć.
    Pozdrawiam Cie serdecznie u usmiech zyczliwy zasyłam!:-))*

    OdpowiedzUsuń
  14. Postępy w domostwie ułatwią Ci życie :) Jak miło jest rozgościć się u Ciebie ponownie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. I jak tam kiedys przyjade;)) Jesli pozwolisz..

    OdpowiedzUsuń