Zima w pełni. Przymroziło.
Gdy rano wychodzę, to mróz mnie powala, a na moim termometrze brakuje rtęci!
W domu ciepło, napalone w centralnym, wprawdzie jest tylko 15stopni, ale dla mnie, to i tak szczyt ciepła.
Dziwne... jaka... przywykła do niewygód się zrobiłam. Tu na tej wsi!
Tak więc, siedzę sobie dziś w domowym ciepełku. Za oknem mrożno, słonecznie, pięknie.
Koty powyciągane niemiłosiernie na kanapach i ciepłych parapetach, rozleniwione ciepłem, wyluzowane.
Świetują, jak co dzień.
Na kuchni pichci sie powoli i pachnie lubczykiem rosół. W piekarniku piecze się chleb, dochodzi ciasto.
W domu pachnie dziś..."domowo"!
To jeden z tych dni... gdy nie robię nic na dworze, nie noszę drewna, nie hakam, jedynie palę.
Świetuję wraz z kotami. Zanurzam się w Błogostanie.
Jak ja lubię te zimowe dni... gdy wokół biało i mrożno, a w domu ciepło od ognia i zapachu chleba.
Lubię ten wszechogarnający spokój... i tą biel... i tę wiejską ciszę... to zapomnienie... !
To już moja trzecia zima w tym wiejskim domu... Piękna i ... trudna!
Bo... droga nie przejezdna... bo piec żle działa... bo woda w studni zamarzła.... Codzienna walka o przetrwanie... ! coś, o czym w mieście nie ma się nawet bladego pojęcia... a tu na porządku dziennym jest!
Pewnie kiedyś... u schyłku życia... bedę mogła zakrzyknąć... że nic co ludzkie nie było mi obce!
A może... właśnie to jest... to prawdziwe życie... pełne trudów i niewygód...!
Do południa był miły specjalista od pieca, który od dawna coś żle grzeje. Poczytał instrukcję, pomyślał, poustawiał i tłumaczył, że piec dobrze podłączony, choć brak jednego trójnika. Zrozumiałam, choć dalej nie wiedziałam. W końcu ustawił tak, że temperatura zamiast spadać, jak dotąd, będzie się utrzymywać. Powiedział , żebym się nie martwiła, jeśli nie palę w nocy, bo rury i tak nie zamarzną. I faktycznie temperatura na piecu nie spada. Choć w domu nadal 15 stopni. Zdaniem specjalisty winny jest nieocieplony strop i nieszczelne drzwi wejściowe, które zalecił wymienić.
A ja nadal nie wiem, dlaczego piec pożera tyle opału... dlaczego nie wypala go do końca... a ja co trochę muszę do niego podkładać i z tej też przyczyny nie palę w nocy.
Lecz Specjalista obiecał, że pomyśli nad moim problemem i da odpowiedż.
Cudny człowiek... naprawdę miły... starał się... widziałam to... tak cieszyłam się, gdy przyszedł... ale jeszcze bardziej gdy poszedł!
Tak już ze specjalistami mam!
Wróciłam do rozleniwionych kotów, które rzuciły mi pełne nagany spojrzenie...dając do zrozumienia, żebym w końcu wyluzowała... a specjalistę olała! Co też zrobiłam!
A więc Carpe Diem! Koteczki!
... "Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie''...
mądry jednak facet był, ten Horacy...!
I przepełniona nagłym szczęściem... że słońce... że ciepło w domku... doglądając rosołu... siadłam do klawiatury... mając nagłą i nieprzepartą ochotę coś skrobnąć.
Moje pisanie jest... takie kapryśne... przypadkowe... nie potrafię nigdy się zmusić... Musi być... kaprys... impuls... Ot tak, jak dziś!
Po południu biorę aparat, zgarniam psy i idziemy na spacer, którego nawet w największy mróz nie potrafię odpuścić. Uzależniłam się już od tych spacerów!
Anioł... idzie z nami... tak niezauważalnie... cichutko...Wiadomo... jak to Anioł... nasz Anioł Stróż... wysłannik Loli...
W mieście chodziłam ulicami... nie znosząc parków... żeby się zmęczyć, nie czując radości. Tutaj nawet najstraszniejszy mróz, nie jest w stanie mnie zniechęcić... wtedy czuję jak krew silniej krąży, a radość przepełnia...
W tej zimie, to jakaś... magia jest!
Ta bezkresna biel.... A świat taki czysty... piękny.... spokojny...!
Czuje się... jakbym żyła... gdzieś poza światem... w innej bajce ... oddalona o lata świetlne... od zgiełku i zamętu...!
Jak dobrze jest potem wrócić do... ciepłego domu... z ogniem na piecu i... mruczącymi leniwie kotami...
A po południu napalę w kominku i zrobi się wtedy tak cieplutko i przyjemnie.
Przyjdą dwie sąsiadeczki i zrobimy sobie taki babski wieczór przy ogniu, sącząc aroniową nalewkę. Temat nr. 1... to oczywiście zima.
Życie wszędzie... nawet w środku lasu... może być fascynujące!
I Wam, Kochani życzę, pięknych zimowych wieczorów!
.
Gdy rano wychodzę, to mróz mnie powala, a na moim termometrze brakuje rtęci!
W domu ciepło, napalone w centralnym, wprawdzie jest tylko 15stopni, ale dla mnie, to i tak szczyt ciepła.
Dziwne... jaka... przywykła do niewygód się zrobiłam. Tu na tej wsi!
Tak więc, siedzę sobie dziś w domowym ciepełku. Za oknem mrożno, słonecznie, pięknie.
Koty powyciągane niemiłosiernie na kanapach i ciepłych parapetach, rozleniwione ciepłem, wyluzowane.
Świetują, jak co dzień.
Na kuchni pichci sie powoli i pachnie lubczykiem rosół. W piekarniku piecze się chleb, dochodzi ciasto.
W domu pachnie dziś..."domowo"!
To jeden z tych dni... gdy nie robię nic na dworze, nie noszę drewna, nie hakam, jedynie palę.
Świetuję wraz z kotami. Zanurzam się w Błogostanie.
Jak ja lubię te zimowe dni... gdy wokół biało i mrożno, a w domu ciepło od ognia i zapachu chleba.
Lubię ten wszechogarnający spokój... i tą biel... i tę wiejską ciszę... to zapomnienie... !
To już moja trzecia zima w tym wiejskim domu... Piękna i ... trudna!
Bo... droga nie przejezdna... bo piec żle działa... bo woda w studni zamarzła.... Codzienna walka o przetrwanie... ! coś, o czym w mieście nie ma się nawet bladego pojęcia... a tu na porządku dziennym jest!
Pewnie kiedyś... u schyłku życia... bedę mogła zakrzyknąć... że nic co ludzkie nie było mi obce!
A może... właśnie to jest... to prawdziwe życie... pełne trudów i niewygód...!
Do południa był miły specjalista od pieca, który od dawna coś żle grzeje. Poczytał instrukcję, pomyślał, poustawiał i tłumaczył, że piec dobrze podłączony, choć brak jednego trójnika. Zrozumiałam, choć dalej nie wiedziałam. W końcu ustawił tak, że temperatura zamiast spadać, jak dotąd, będzie się utrzymywać. Powiedział , żebym się nie martwiła, jeśli nie palę w nocy, bo rury i tak nie zamarzną. I faktycznie temperatura na piecu nie spada. Choć w domu nadal 15 stopni. Zdaniem specjalisty winny jest nieocieplony strop i nieszczelne drzwi wejściowe, które zalecił wymienić.
A ja nadal nie wiem, dlaczego piec pożera tyle opału... dlaczego nie wypala go do końca... a ja co trochę muszę do niego podkładać i z tej też przyczyny nie palę w nocy.
Lecz Specjalista obiecał, że pomyśli nad moim problemem i da odpowiedż.
Cudny człowiek... naprawdę miły... starał się... widziałam to... tak cieszyłam się, gdy przyszedł... ale jeszcze bardziej gdy poszedł!
Tak już ze specjalistami mam!
Wróciłam do rozleniwionych kotów, które rzuciły mi pełne nagany spojrzenie...dając do zrozumienia, żebym w końcu wyluzowała... a specjalistę olała! Co też zrobiłam!
A więc Carpe Diem! Koteczki!
... "Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie''...
mądry jednak facet był, ten Horacy...!
I przepełniona nagłym szczęściem... że słońce... że ciepło w domku... doglądając rosołu... siadłam do klawiatury... mając nagłą i nieprzepartą ochotę coś skrobnąć.
Moje pisanie jest... takie kapryśne... przypadkowe... nie potrafię nigdy się zmusić... Musi być... kaprys... impuls... Ot tak, jak dziś!
Po południu biorę aparat, zgarniam psy i idziemy na spacer, którego nawet w największy mróz nie potrafię odpuścić. Uzależniłam się już od tych spacerów!
Anioł... idzie z nami... tak niezauważalnie... cichutko...Wiadomo... jak to Anioł... nasz Anioł Stróż... wysłannik Loli...
W mieście chodziłam ulicami... nie znosząc parków... żeby się zmęczyć, nie czując radości. Tutaj nawet najstraszniejszy mróz, nie jest w stanie mnie zniechęcić... wtedy czuję jak krew silniej krąży, a radość przepełnia...
W tej zimie, to jakaś... magia jest!
Ta bezkresna biel.... A świat taki czysty... piękny.... spokojny...!
Czuje się... jakbym żyła... gdzieś poza światem... w innej bajce ... oddalona o lata świetlne... od zgiełku i zamętu...!
Jak dobrze jest potem wrócić do... ciepłego domu... z ogniem na piecu i... mruczącymi leniwie kotami...
A po południu napalę w kominku i zrobi się wtedy tak cieplutko i przyjemnie.
Przyjdą dwie sąsiadeczki i zrobimy sobie taki babski wieczór przy ogniu, sącząc aroniową nalewkę. Temat nr. 1... to oczywiście zima.
Życie wszędzie... nawet w środku lasu... może być fascynujące!
I Wam, Kochani życzę, pięknych zimowych wieczorów!
.
Spokój bije z Twojego wpisu, aż się człowiekowi cieplej robi i jakoś tak...błogo. U nas wiało dzisiaj okrutnie. Ale teraz w domu cieplutko, chleb już pachnie w piekarniku, herbatka z sokiem z czarnej porzeczki rozgrzewa, koty mruczą. Dobrze jest...
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno
Asia
Nie ma to jak błogi spokój we własnym domu! Uściski!
UsuńPięknie opisałaś tą spokojną pewność bycia na własnym miejscu. Tak sobie myślę, że człowiek nie jest stworzony do życia klatkowego w mieście. To chyba wbrew naturze.
OdpowiedzUsuńTak, chyba tak... nawet kury nie są stworzone do chowu klatkowego... bo gubią piórka i smutnieją!
Usuńpiękny wpis,aż mi się cieplej zrobiło, bo marznę- choć w domu ciepło:)
OdpowiedzUsuńU mnie już cieplej, syberyjskie mrozy zelżały... i oby już nie wróciły!
UsuńTak Amelio, wiem o czym piszesz. Lubię to życie, choć czasem ciężko. U mnie w domu ciepło, bo łatwo ogrzać taką łupinkę. Koty mruczą poukładane na fotelach lub na szafie. Spokój i cisza...
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam
Ja też lubię to życie... choć czasem tak piekielnie ciężko... ale ponoć wtedy najlepiej dla nas... bo się rozwijamy!
UsuńŻyliśmy kiedyś w klatce, ale niedługo; jakie to wspaniałe uczucie - być u siebie, otworzyć drzwi do ogrodu, wypuścić zwierzaki, celebruje się każdą porę roku, bo i zima ma inny wymiar niż w mieście;
OdpowiedzUsuńdrewno przyniesione, popiół wyniesiony, ogień aż huczy, teraz ja zanurzam się w błogostan; pozdrawiam Cię ciepło.
A teraz, Mario możemy zakrzyknąć... niech żyje wolność!
UsuńZimą nawet zegar spowalnia :D Ale to tylko na wsi czuć, jak potrzebna jest taka hibernacja.
OdpowiedzUsuńUściski
Na tej wsi, to wszystko czuć jakoś inaczej...!
UsuńA może to jest właśnie przwdziwe zycie... takie na miarę człowieka?!
Anioł - czyżby to imię dla psa stawało się popularne?
OdpowiedzUsuńU nas też trzeba dużo wrzucać opału i zostają niespalone kawałki. Może to być po pierwsze wina słabej jakości węgla, a po drugie ustawionej zbyt niskiej temperatury w piecu. Piec taki powinien podobno chodzić na 80/90 stopni, a jak my mamy ustawiony na 60, to się nie spala i już.
Pozdrawiam!
To imię kota, dziecka Loli, która odeszła przed kilkoma miesiącami... zostawiając Anioła do opieki nad nami... choc ona sama tez czuwa, tam z góry.
UsuńLola to była moja najukochańsza kotka.. więc musiała pozostawić mi Prezent.
ja mam tez ustawiony na 64... i fachowiec, nawet ten ostatni,mówił, że to dobrze... wiec już nie wiem?!
UsuńAnioł to kot czy pies - bo już się pogubiłam ??? :-)))
OdpowiedzUsuńNa drzwi wejściowe spróbuj - jeśli jest taka możliwośc - zawiesic nieużywany koc albo narzutę - w charakterze "kurtyny".... Zawsze to trochę osłania i izoluje....
Ja w niedzielę i poniedziałek miałam na poddaszu temp. 13 - 14 - 15 stopni - pomimo gazowego ogrzewania - rozumiem Twój ból :-)))
Trzymaj się ciepło !!!
Wiesz, to byłoby rozwiazanie... bo drzwi wejściowych, to raczej nie zmienię, sama je szlifowałam, woskowałam, malowałam... więc nie wyrzuce i nie wstawię jakiegoś tam plastiku?!
OdpowiedzUsuńDużo ciepła życzę i rychłego końca zimy!!!
pięknie opisałaś zimę i swe emocje...
OdpowiedzUsuńczuję podobnie tylko jakoś nie wychodzi mi o tym pisanie
jeśli pozwolisz... zagoszczę u Ciebie na dłużej...
pozdrawiam cieplutko z Podlasia
witaj Joanno, ciesze się zawsze, gdy spotykam ludzi podobnie myślących i czujących, to takie budujące!
UsuńPozdrawiam serdecznie
Podczytuję Cię od początku, teraz się ujawniam. Róża jest śliczna.
OdpowiedzUsuńMiło, że Jesteś ze mną!
UsuńPrawda... Róża to wyjątkowy kot... piekny, madry, odważny i bardzo niezależny. Kocham ja strasznie!
Usciski ślę.
Jaka piękna zima, Amelio ;)) u nas wiosna, ale czuję się dokładnie tak samo, jak Ty... niewiele mi do szczęścia potrzeba, polubiłam niewygody... najważniejsze, że jestem wolnym człowiekiem i mam czas, żeby żyć. ŻYĆ ;-)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam kochana, ale podczas przeprowadzki zawieruszyło się nam gdzieś to "coś" co miało polecieć do Ciebie... cierpliwości, na pewno się znajdzie, jak już się do końca rozpakujemy. Ściskam czule ;))
Kochana, u mnie już tez wiosna... sloneczko swieci... posadzilam kilka żonkili... ciesze sie ze zima daje odetchnać, choc mysle ze jeszcze nie powiedziala ostatniego slowa!
UsuńNie spiesz się, poczekam... mamy przeciez cała wiecznosc dla siebie... tyle czasu... obie przeciez jesteśmy wolne!
Miłych dni w Nowym Domku zyczę, pa
Ciepło i spokój bije od Twych słow Amelio...Takie czytanie czasem lepsze, niz herbata z rumem czy rozgrzany do 80 stopni kaloryfer.
OdpowiedzUsuńA teraz odwilż. Już tyle w piecu nie trzeba palić. Przedwiosnie chyba. Idzie zmiana.Koty coraz wiecej na dworze siedza. Za listeczkami suchymi, za myszkami i ptaszkami biegają. I człowiekowi sie chce kości rozruszać. Pójsc gdzieś i by odetchnąc głęboko i nabrać siły do tego, z czym przyjdzie sie tego roku zmierzyc.
Pozdrawiam Cię serdecznie i dobrego dalszego ciągu lutego zyczę!:-))
U mnie też już wiosennie... koty zaczely wychodzic i tylko patrzeć jak zaczną marcować i posypią się znów kocięta!
UsuńCieszmy się Olgo tym wiosennym oddechem... to taki zastrzyk energii dla nas, zmęczonych zimą.
Ściskam Cię
Witaj Amelio:) Śledzę Twojego bloga już od jakiegoś czasu, ale to mój pierwszy komentarz.
OdpowiedzUsuń15 stopni w domu ?? Chyba bym zamarzł. Przecież to strasznie zimno :(
Tak, niestety 15 st w domu, tak wlasnie mam... ostatni fchowiec, ktory u mnie był stwierdził, ze cieplo ucieka gora, bo strop nieocieplony, choc lezy tam 10 cm waty... ale on stwierdzil ze to i tak zamalo, no i dzrwi wejsciowe nieszczelne, bo drewniane... i to sa te powody ponoc!?
UsuńTo wydaje sie dosc logiczne...
Amelio - już wiosna i choć miło czyta się ten zimowy, ale jakże ciepły post, to czekamy na zwiastun wiosenny.
OdpowiedzUsuńOj chłop by Ci się przydał, porozglądaj się za nim po okolicy ;)
15 st. to nie jest tragicznie, daje się przyzwyczaić, przeważnie rano mam coś koło tego, zanim znów rozpalę w kozie. Od razu ciepło, ale i momentalnie stygnie, gdy przestanie się podkładać drwa. Tyle, że mój domek to taki na kurzej łapce, łatwo go ogrzać, bo malutki.
Trzymaj się cieplutko
Co prawda już wiosna a Ciebie tu nie ma ale ja tez rzadko tu bywam..bloga miszmaszowego zlikwidowałam..ale zaglądam do tych , którzy pojawili się w moim życiu dzięki blogowi. pozdrawiam Cię serdecznie. Bardzo!!! Ciekawe jak wiosna u ciebie???
OdpowiedzUsuń