"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

26.02.2018

Jest takie słowo...

Aby scharakteryzować obecne czasy, nie trzeba się zbytnio wysilać... wystarczy kilka słów... te, które akurat przychodzą mi do głowy... to: pośpiech, chaos i nadmiar, który często mylony jest z obfitością.


Otaczamy się tysiącem rzeczy, o których myślimy, że są nam do życia niezbędne. Zbyt dużo mamy dóbr materialnych. Zbyt wielki wybór. Nadmiar pragnień i potrzeb. A wszystko marnujemy, niszczymy, nawet niekiedy nie zdając sobie z tego sprawy. Produkujemy tony śmieci, które zanieczyszczają i niszczą środowisko, niszczą naszą planetę, która aż dziw, że jeszcze trwa, że jeszcze nie pękła z nadmiaru i obfitości tego wszystkiego.

I rodzi się pytanie, jakie są nasze podstawowe potrzeby?
Ile człowiekowi potrzeba do życia?
Czy więcej znaczy lepiej?
 
 

A gdyby tak zacząć odwrotnie i .... zachować umiar. Umiar w kupowaniu, umiar w gromadzeniu, umiar w nadmiernej konsumpcji?
Jest takie słowo, które wszystko może zatrzymać i wszystko zmienić.
To Wystarczy.
Wystarczy, by żyć. Wystarczy, by się wyżywić. Wystarczy, by być szczęśliwym.

Często sięgam do książki Dominigue Loreau "Sztuka Prostoty". Ta książka jest jak przewodnik po życiu. Zwraca uwagę na to,co ważne. Autorka jest Francuzką, mieszkającą od wielu lat w Japonii, opisuje życie Japończyków, którzy nade wszystko cenią sobie umiar, prostotę i minimalizm. A ona sama, właśnie dlatego wybrała ten kraj na swoje miejsce do życia.

Styl życia Japończyków to życie zgodne z zasadą "Mniej znaczy więcej".
A ich filozofia jest prosta:
Mieć tylko podstawowe potrzeby i obrać prosty styl życia.

A więc uporządkuj mieszkanie. Opróżnij szafy. Porzuć kompulsywne zakupy. Jadaj skromniej. Zajmij się swoim ciałem i duchem, bo to ważniejsze od otaczania się zbędnymi przedmiotami.
A nagroda jest prosta. To życie w spokoju.

"Tej wiosny w mojej chacie
nie ma niczego, 
jest absolutnie wszystko"
 
                                    Japończykom tak niewiele do życia potrzeba. Mają niewiele potrzeb. Potrafią żyć bez balastu, nadmiaru, utrudnień, mebli , z minimalną liczbą ubrań. Wszystkie przedmioty, którymi posługują się, są składane i niewielkie. To mata do spania, poduszka do siedzenia, stolik okolicznościowy, które potem można spokojnie schować do szafy. A na spakowanie swoich rzeczy i wyruszenie w podróż wystarcza im zaledwie kilka minut.

"Jak dobrze jest wrzucić wszystko do bagażnika samochodu
 i ruszyć w nieznanym kierunku"

Mieszkańcy Japonii uważają, że to właśnie nadmiar, obfitość przedmiotów i rzeczy ogranicza, sprawiając,że to my stajemy się ich niewolnikami, od których tak trudno jest się uwolnić. A nadmiar rzeczy nie wzbogaca. Japońskim dzieciom wpaja się te zasady niezwykle rygorystycznie.
 
" Mieli dziesiątki pudeł, wypełnionych przedmiotami, które czekały na to,
by pewnego dnia ktoś się nimi posłużył. 
Mimo to Kleinowie sprawiali wrażenie biednej rodziny"

Co jest więc ważniejsze "Mieć" czy "Być"? 
Japończycy są co do tego zgodni. Dla nich "Być" jest Najważniejsze.
Miej niewiele rzeczy, ale za to najlepsze ze wszystkich. A piękne rzeczy, to rzeczy proste i naturalne. To naturalne tkaniny, drewno, szlachetne kamienie. To przedmioty wykonane ręcznie przez rzemieślników, według tradycyjnych metod, wykorzystujących ich wiedzę i mądrość całych pokoleń. 
Jedna, ale piękna rzecz może stać się prawdziwym luksusem.

"Świat intelektu jest wystarcząjaco bogaty, by wypełnić nasze życie.
Nie ma potrzeby dodawania do niego bezużytecznych bibelotów, które zajmują nasz umysł i pochłaniają godziny naszego odpoczynku"

Czyż nie lepiej więc wzbogacać ciało we wrażenia, serce w uczucia, umysł w wiedzę niż nasze życie w przedmioty, które w końcu i tak kiedyś wylądują na śmietniku, zatruwając naszą planetę i nas samych?

Jak ogromną przyjemność może dać dobra książka, filiżanka herbaty wypita w spokoju.
Spacer po zaśnieżonym lesie, czy obserwowanie spadających płatków śniegu.


 


"Piję herbatę, jem ryż. Pozwalam czasowi przemijać, 
podziwiając potok, który płynie w dole i patrząc w górę na wysokie szczyty. 
Jaka wolność, jaki spokój"

Mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni uważają, że wszystko, co człowiek ma, powinno się zmieścić w jednej lub dwóch torbach podróżnych, skromna garderoba, niezbędne kosmetyki, album lub kilka zdjęć, dwa lub trzy przedmioty osobiste.
 Wystarczy.

Obfitość nie wzbogaca, lecz niszczy duszę i pozbawia wolności. Jesteśmy niewolnikami przedmiotów, uzależnieni od ciągłego kupowania i gromadzenia.
Prostota oznacza, że mamy niewiele, by stworzyć miejsce na sprawy najważniejsze.

A te są najprostsze i w zasięgu naszej ręki. To Miłość, Dobro. Piękno. Uśmiech dziecka... To chwile, bezcenne, jak diamenty, które rzeżbią i wzbogacają nasze życie.
To jedyne i prawdziwe bogactwo człowieka, którego nikt mu nie odbierze, w przeciwieństwie do rzeczy materialnych, które w końcu rozpadną się w pył, czyniąc przy tym wiele szkód.

 "Stary malarz Wang Fo i jego uczeń wędrowali po drogach królestwa Han.
Poruszali sie wolno, ponieważ Wang Fo zatrzymywał się w nocy, by kontemplować gwiazdy, a w dzień by oglądać ważki. Nieśli ze sobą niewiele, gdyż Wang Fo kochał nie przedmioty, a ich widok-żadna rzecz na świecie nie byla dla niego warta wysiłku posiadania.
Wyjątek to kilka pędzli, pojemniki z laką i tuszem, zwoje jedwabiu i papieru." 


Może więc minimalizm?
Bycie minimalistą... to być może jedyny ratunek dla człowieka. Dla Planety?
 
/Wszystkie cytaty pochodzą z książki Dominigue Loreau "Sztuka Prostoty"/
 





















11.02.2018

Bywają takie dni....


Wraz z Nowym Rokiem mam wrażenie, że życie przyspieszyło. Tak wiele się dzieje, taki ogrom informacji, działań, zdarzeń nas zalewa, że aż trudno za tym wszystkim nadążyć. Dzieje się tyle, a wszystko coraz szybciej, co zresztą stało się naczelnym mottem obecnych czasów.

Nawet tutaj, w tym moim ''małym świecie", z dala od zgiełku wielkiego świata, wśród pól i lasów, gdzie zdawać by się mogło, że cisza i spokój to codzienność, a życie toczy się leniwie swym naturalnym rytmem,odmierzanym wschodami i zachodami słońca, spokojnym szumem lasu i zimowym snem zwierząt... pośpiech daje się we znaki, a cisza i spokój, zaczynają być towarem deficytowym.

 

 I od miesięcy jest tak,że obojętnie w którą stronę lasu bym nie poszła, wszędzie natykam się na wycinkę drzew, albo tą zaległa, albo tą bieżącą, albo nową.
Ogromna wycinka trwa obecnie przy leśnej drodze prowadzącej do drogi wyjazdowej, która została tak niemiłosiernie stratowana ciężkim sprzętem, że auta się w niej zapadają, taplając i grzężnąc w błocie, koleinach i dziurach. Ale za to, po obu stronach drogi leżą już ślicznie poukładane dorodne sosny, jeszcze pachnące świeżą żywicą. A drewno wywożone jest codziennnie tirami za naszą zachodnią granicę.




Lasy są tutaj ogromne, ale i rozmiary corocznych wycinek równie wielkie, a pustych miejsc przybywa w zastraszającym tempie.W sasiedniej wsi wycięli cały las, oniemiałam, gdy to zobaczyłam.
Coraz trudniej więc o ciszę i spokój, a wycie trakerów, którymi obecnie wycina się drzewa stało się już niemalże codziennością.

 

 

  Kolejną, nie mniej szlachetną inicjatywą, która ruszyła pełną parą od nowego roku jest odstrzał zwierzyny leśnej. Zwierzyna najpierw jest karmiona, zachęcana do spokojnego wychodzenia z lasu, aby potem można ją było spokojnie upolować.

Polowanie, myśliwi?! To chyba jakaś pomyłka! Jak można bowiem, nazywać ludzi, którzy z premedytacją i jedynie dla przyjemności zabijają bezbronne zwierzęta - myśliwymi, a krwawą nagonkę - polowaniem?!

Dawniej myśliwy, to był człowiek, który zabijał jedynie dla zaspokojenia potrzeb swojej rodziny, a mięso zabitego zwierzęcia pozwalało mu przetrwać, podobnie jak jego skóra, która służyła jako okrycie ciała. I taki łowca, idący na polowanie uzbrojony był jedynie w dzidę, czy nóż, co sprawiało, że był zmuszony do bezpośredniego starcia ze zwierzęciem, narażając własne życie. I takim myśliwym, którzy narażali życie, aby móc wykarmić własną rodzinę należał się szacunek. A on sam dziękował upolowanemu zwierzęciu, bo w końcu, to dzięki niemu mógł przeżyć.

Czym w dzisiejszych czasach może poszczycić się taki myśliwy, który tkwi bezpiecznie ukryty na wysokiej ambonie, strzelając z nowoczesnej broni palnej do niczego nie świadonmego zwierzęcia? Po co mu jego skóra, po co mu jego mięso, czy poroże?!
Robi to więc jedynie dla zaspokojenia chorej potrzeby zabijania. Ot, takie sobie  hobby, rozrywka, wyjątkowo zresztą okrutna.

Czy dzisiejsi "myśliwi" pochwyciliby nóż i poszli w las, aby upolować zwierzę? A to właśnie oni sądzą, że dzięki polowaniom mogą nazywać się prawdziwymi mężczyznami, chwaląc się swoją odwagą, uważając,  iż zastrzelenie zwierzęcia i zdobycie nowego trofea, jakim jest jego poroże to powód do dumy.
Niestety,w dzisiejszych czasach poroże jelenia, to nie powód do dumy, a raczej do hańby. I taki czyn powinien budzić odrazę, wstyd. To symbol cierpienia i sadyzmu. I bardzo często chodzi tylko o trofea, które potem są wystawiane na portalach aukcyjnych. Czyli jednym słowem-zysk. Zabijanie dla zysku. Oto cel współczesnego myślistwa.

 


 Wiem, jak wyglądają takie "polowania", widzialam tą krwawą nagonkę na bezbronną zwierzynę. Kiedyś owi panowie, ale też i panie oraz... ich dzieci, tak niestety, dzieci również, gromadzili się w pobliżu mojego domu, który stoi bezpośrednio przy lesie, jak leśniczówka, więc mogłam co nieco zaobserwować. Widzialam kobiety zaopatrzone w broń, a obok radośnie podniecone, perspektywą dobrej zabawy dzieci. Ot, taki sobie, fajny sposób na spędzenie sobotniego popołudnia, gdy znudzą się już galerie handlowe, można pobawić się w lesie i postrzelać sobie.

Tak, nasza cywilizacja zabawiła sie na śmierć.

Ostatnio jakoś nie widać owych zbiórek w moim pobliżu, może to za sprawą moich psów, które skutecznie odstraszały. Miałam więc cichą nadzieję, na zaprzestanie tego procederu.
Niestety, głuche strzały nadal przeszywają ciszę, mimo, iż sprawcy stali się niewidoczni, a jedynie ślady opon samochodowych prowadzących wprost do lasu o tym świadczą.

I takie dni zdarzają się coraz częściej. Gdy całe piękno lasu, jego majestat  jest niszczony, a jego prawowici mieszkańcy, zwierzęta tracą swoją przestrzeń do życia. To dni, gdy bezsilność obezwładnia.
W takie dni bywa, że mam dosyć lasu, tęsknię za betonowym miastem, gdzie nie musiałabym ogladać tego wszystkiego...





 A potem przychodzi nowy dzień. Wychodzę przed dom, siadam na omszałym murku i ogarniam wzrokiem, to wszystko, co w zasięgu wzroku.... las, pola i znów delektuję się ciszą i spokojem.
Misia kładzie mi swój ciepły pysk na kolanach, i patrząc z miłością w oczy, pyta....
I czym tu się martwić?!  Świat jest taki śliczny!
 A może by tak mały spacerek?, zagłąda w oczy, machając ogonem z radością.
O, tak oczywiście, nie ma to jak spacerek!
Tak, moje zwierzęta zawsze stawiają mnie do pionu, gdy widzą, że coś nie tak. To moi prywatni terapeuci, dbają nie tylko o moje ciało, strzegąc mnie, ale i o duszę.

I świat znów staje się piękny, a ludzie dobrzy.

 
 
 

 Przeczytałam kiedyś, że kto "nie cierpi na myślenie, ten znajduje radość we wszystkim, tego nawet poranne wstawanie cieszy."
I tak naprawdę, to my sami stwarzamy sobie swoje szczęście. I jeśli nie zatruwamy się myślami o tym, co było i o tym co będzie, to...  jesteśmy szczęśliwi.
To takie proste i trudne zarazem.



A w międzyczasie spadł śnieg. Okrył białą, puchową pierzynką las, pola. Opatrzył i pozakrywał jak troskliwa matka wszystkie rany i niedoskonałości białym bandażem. Zrobiło się  bajkowo. Świat taki czysty, piękny.
I może już tak pozostanie, głupia nadzieja mnie ogarnia?!

Włóczę się z psami ośnieżonymi leśnymi traktami. Zimowy las jest zjawiskowy. Cichy, uśpiony. Zapierający dech w piersiach. Wiem, bez lasu trudno byłoby mi już wyżyć.
Potem zmarznięci wracamy do ciepłego domu, aby zasiaść przy kominku, i z kubkiem gorącej imbirowej herbaty zapatrzeć się w ogień...
I takie dni, takie chwile lubię najbardziej...







A świat kręci się nadal swoim zwariowanym rytmem. Lasy, polowania są i będą.  Nic nie zatrzyma tej pędzącej z wielką siłą, zwariowanej machiny. Nie da się, całego świata zbawić. Można jedynie czynić rzeczy małe, mówić, pisać i podpisywać petycje, które jeśli nawet odniosą jakiś najmniejszy skutek, to już będzie sukces.
A świadomośc, że pewnych rzeczy nie da się uniknąć, czy przeskoczyć, przynosi ulgę.
Wtedy wraca spokój. A życie znów smakuje.

Świat jest taki śliczny! Carpe Diem w wydaniu Misi!