Dziesięć dni po Bubusiu odszedł Aniołek.
Tak cicho, cichuteńko... tak jak żył, tak odszedł.
Przynajmniej wiem jak, zatruł się. Wieczorem wrócił z lasu i był chory. Myślałam, że to jakieś zwykłe zatrucie, i że przez noc wydobrzeje, a rano będzie zdrów, tak, jak to zwykle bywało. Ale tym razem było inaczej. Rano już nie żył. A ja nawet nie mogłam mu pomóc, nie wiedząc, że to coś tak grożnego.
Był taki łagodny, dobry, kochany. Miałam do niego słabość, był moim pupilkiem, może dlatego, że to dziecko Loli...
Wyrósł na pięknego, dorodnego kota... choć żył tak krótko!

To smutny bilans noworoczny. W odstępnie zaledwie kilkunastu dni odeszły dwa stworzenia.
A w sumie przez cztery lata... pięć!
Żyły szczęśliwie, choć tak krótko.
Tak, to cena wolności, jaką ponoszą za to życie tutaj!
Mają dom i wolność, są szczęśliwe, a ja z nimi.
To pewnie lepsze... krótkie i szczęśliwe życie, niż długie i smutne....
To w końcu jakieś pocieszenie...

Teraz Róża przejęła rolę mojej pocieszycielki.
Cały czas jest w domu, śpi w Bobusia koszyczku, przychodzi na kolana, mizia się.
Ona, najbardziej niezależny kot, sama mądrość...
Tak, wiem... nie powinnam się przywiazywać, wiedząc, że one tylko na jedną chwilę są mi dane.
Te piękne, wolne i niezależne stworzenia... wszystkie odejdą kiedyś do innego świata... a ja będę wiedziała, że tam są, bezpieczne i szczęśliwe, tak jak były tutaj!
Tak , powinnam się uodpornić na ich odejścia!
Tylko jak?!

I powinnam... nie brać już nowych zwierząt pod żadnym pozorem.
Tak, jak orzekła sąsiadka, gdy jej powiedziałam ,
"Ciesz się!" wykrzyknęła " masz teraz mniej do garnka!"
Przez chwilę nawet z zazdrością popatrzyłam na nią, że też ona tak może!
"A tylko już nowych nie bierz!" zakończyła.
Tak... nowych już nie będzie.... chyba, że jakieś porzucone, zbłąkane, głodne...
Bo i jak tu żyć bez nich?!
Kiedyś tak żyłam, w moim poprzednim życiu, nie miałam kotów, których przecież nie cierpiałam... i miałam spokój.
A teraz?!
Teraz.... wiem, że będą nowe!
I może to już taki mój los... i taki sens życia... żeby dawać innym, choć na jedną, krótką chwilę dom i miłość...
.
Tak cicho, cichuteńko... tak jak żył, tak odszedł.
Przynajmniej wiem jak, zatruł się. Wieczorem wrócił z lasu i był chory. Myślałam, że to jakieś zwykłe zatrucie, i że przez noc wydobrzeje, a rano będzie zdrów, tak, jak to zwykle bywało. Ale tym razem było inaczej. Rano już nie żył. A ja nawet nie mogłam mu pomóc, nie wiedząc, że to coś tak grożnego.
Był taki łagodny, dobry, kochany. Miałam do niego słabość, był moim pupilkiem, może dlatego, że to dziecko Loli...
Wyrósł na pięknego, dorodnego kota... choć żył tak krótko!
To smutny bilans noworoczny. W odstępnie zaledwie kilkunastu dni odeszły dwa stworzenia.
A w sumie przez cztery lata... pięć!
Żyły szczęśliwie, choć tak krótko.
Tak, to cena wolności, jaką ponoszą za to życie tutaj!
Mają dom i wolność, są szczęśliwe, a ja z nimi.
To pewnie lepsze... krótkie i szczęśliwe życie, niż długie i smutne....
To w końcu jakieś pocieszenie...
Teraz Róża przejęła rolę mojej pocieszycielki.
Cały czas jest w domu, śpi w Bobusia koszyczku, przychodzi na kolana, mizia się.
Ona, najbardziej niezależny kot, sama mądrość...
Tak, wiem... nie powinnam się przywiazywać, wiedząc, że one tylko na jedną chwilę są mi dane.
Te piękne, wolne i niezależne stworzenia... wszystkie odejdą kiedyś do innego świata... a ja będę wiedziała, że tam są, bezpieczne i szczęśliwe, tak jak były tutaj!
Tak , powinnam się uodpornić na ich odejścia!
Tylko jak?!
I powinnam... nie brać już nowych zwierząt pod żadnym pozorem.
Tak, jak orzekła sąsiadka, gdy jej powiedziałam ,
"Ciesz się!" wykrzyknęła " masz teraz mniej do garnka!"
Przez chwilę nawet z zazdrością popatrzyłam na nią, że też ona tak może!
"A tylko już nowych nie bierz!" zakończyła.
Tak... nowych już nie będzie.... chyba, że jakieś porzucone, zbłąkane, głodne...
Bo i jak tu żyć bez nich?!
Kiedyś tak żyłam, w moim poprzednim życiu, nie miałam kotów, których przecież nie cierpiałam... i miałam spokój.
A teraz?!
Teraz.... wiem, że będą nowe!
I może to już taki mój los... i taki sens życia... żeby dawać innym, choć na jedną, krótką chwilę dom i miłość...
.