"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

12.07.2014

Wakacyjna przerwa.


Z racji wakacji,
z racji natłoku ogrodowych prac
i remontu dalszego
ogłaszam wakacyjną przerwę,
życząc Wam Kochani
wspaniałych wakacji
dużo słońca,
mało obowiązków  i prac wszelakich
oraz  miłego letniego odpoczynku


Do zobaczenia po...!

9.07.2014

Tam, gdzie... Nic Nie Ma...

Kamyk zielony... nie jest wcale, jakby się zdawać mogło, takim sobie zwykłym kamykiem, lecz posiada dość... dziwne moce, które w bliżej nieokreślony sposób pchają człowieka do przodu...  zmuszając go do róznych rzeczy... jak na przykład  do podróży... a gdy już znajdzie się w tej podróży... to wydarzają się na niej rzeczy dziwne, a nawet powiedziałabym... niezwykłe!

I tak też stało się ze mną!
Znaleziony przypadkiem na morskiej plaży kamyk... stał się moim natchnieniem i przewodnikiem, a ja dałam się porwać... i wyruszyłam w podróż... do miejsca, do którego wcale jechać nie zamierzalam! Wszystko stało się nagle i niespodziewanie. To był taki intuicyjny zryw, któremu dałam się po prostu ponieść!
Myśląc, że dobrze jest móc wyruszyć z małym bagażem i z całym Wszechświatem dla siebie!

I  podobnie, jak kiedyś przed laty, znów jechałam tym samym pociągiem... byle jakim, choć z widocznym celem i z wieloma przesiadkami... aby w końcu wysiąść na malym dworcu, w górskiej wiosce, prawie na końcu świata!
 A potem szłam znajomą mi drogą do miejsca, które już kiedyś... tak bardzo mnie urzekło. I w którym jakaś część mnie na zawsze pozostała...
A ponieważ trochę już czasu minęło od tamtej chwili, więc pobłądziłam, i gdy zapytałam miejscowych o dalszą drogę, popatrzono na mnie ze zdziwieniem pytając: I po co pani tam idzie, tam przeciez nic nie ma... tylko te pare chałup!
Krótko mówiąc, zmierzałam więc do miejsca, w którym... NIC NIE MA. I to na dodatek... po raz kolejny. Cóż, widać tak już mam, że różne dziwactwa mnie się trzymają.

Po drodze mijałam cudne, zapadające się i bardzo już stare chałupki... napawałam się sielskimi widokami... myśląc, jak niewiele już jest,  tak pięknych i tak nieucywilizowanych miejsc, jak właśnie to... w którym  Nic Nie Ma...


 



 


 


W końcu dotarłam do mojego celu. Miejsca, w którym kilku Zapaleńców i Pasjonatów buduje swoje gliniano słomiane chatki. To tutaj właśnie postanowiłam kilka dni pobyć


 


 


Już tak mam, że bez gliny nijak  żyć nie umiem! Więc potaplałam sie trochę w błotku... ale ręce za to, zrobiły się jeeeedwabiste!


 


 


Któregoś dnia postanowiłam odwiedzić, mieszkajacą w sąsiedniej wiosce Naszą blogową koleżankę. Ruszyłam do niej pieszo.
Gdy dotarłam pod znajomy mi z blogowego  zdjęcia dom... na spotkanie najpierw wybiegły psy...

 


potem przykuśtykało czarne jak smoła owcze dziecię... 


 


a na końcu sama właścicielka posiadłości....
  ... czy już może Wiecie kto?


 


Taaaak, Inkwizycja we wlasnej Osobie!!!
Ależ mnie zaszczyciło!!!


 

I gdyby wcześniej ktokolwiek  mi powiedział, że wkrótce pojadę na drugi koniec świata, aby Ją właśnie spotkać, naprawdę popukałabym się w głowę!
Tak... to właśnie Kamyk sprawia! Jest naprawde magiczny! A niemożliwe staje się możliwym!

Tak więc Inkwi, podobnie jak Jej blog, okazała się ciepła i kochana... i bardzo, ale to bardzo kochająca swoje nowe dziecię, czarnowłose jagnię, które dreptało, a raczej kuśtykało  na swoich trzech nózkach za nią krok w krok!
I było widać, że póżne macierzyństwo wyjątkowo jej służy, bo wyglądała wręcz kwitnąco, w swojej kwiecistej sukience, z chusteczką na głowie, jak na wiejską kobietę przystało.
Jagnię spało sobie cały czas słodko w salonie na materacyku i tylko dwa razy zrobiło siusiu i tylko jeden raz   głośno się wydarło becząc: jaaagnięęęę!!! co oznaczało; mamo daj  jeść!
Inkwi krzątała się koło maleństwa z należytą troską, podgrzewając, a potem studząc mleczko w butelce i dziecko wypiło całą jej zawartośc w tempie zaiście błyskawicznym, po czym zasnęło błogo!
A my oddałyśmy się pogaduchom!


 


Zachwyciłam sie terenami, domem, widokiem na góry, końmi, mniej owcami, które okazały się nader trudne i nawet na nasze spotkanie nie wyszły, dzikuski jedne, uciekając w popłochu!

 

 Wpadłam na dziesięć minut, jak zapowiadałam, a zostałam bite trzy godziny! A pod koniec wpadła , tak właśnie wpadła...  AGNIECHA, Ta od koni!!!

 A do mojej kolekcji aniołów dołączył Anioł od Inkwizycji!
Piękny, czarny. Który zawisł już na mojej glinianej ścianie.




I jeszcze jedno... w miejscu  w którym Nic Nie Ma.... zostawilam swoje serce!

A Inkwi dostała Kamyk Zielony... żeby też mogła dać się ponieść...  i  przekazać go dalej!